Piątek, 24 października 2003 r. 15. 20
Stacy odłożyła słuchawkę i spojrzała na Maca, który siedział rozwalony na krześle koło jej biurka.
– No, uważaj. To był Pete. Ma już wyniki badań.
– I? – spytał.
– Jak przypuszczaliśmy, miała skręcony kark. Nie ma śladów aktywności seksualnej przed śmiercią. Brakuje też ran lub siniaków powstałych w wyniku samoobrony. Paznokcie czyste.
– Była pod wpływem narkotyków?
– Nie.
– Jak długo tam leżała?
– Mniej więcej trzy dni. Mac podrapał się po głowie.
– To znaczy, że mamy niezidentyfikowaną kobietę bez dokumentów czy znaków szczególnych. Nie miała też obrączki i innych osobistych rzeczy. W każdym razie nasi ludzie nic takiego nie znaleźli w tym kontenerze.
– Sprawdziłeś, czy któraś z zaginionych do niej pasuje?
– Na razie żadna. Sprawdziłem też odciski palców, |e nie mamy jej w naszym archiwum.
Stacy nie sądziła, żeby to coś dało. Ofiara raczej nie była prostytutką. Zaczęła bębnić palcami po blacie biurka.
– Była w piżamie. Na pewno znała mordercę. Zakładam, że mógł to być jej mąż albo chłopak, od którego chciała odejść. Złamał jej kark, kiedy się od niego odwróciła… i to w sensie dosłownym. Dlatego nie ma śladów walki. Ten facet wiedział, co robi. Zgon nastąpił błyskawicznie. Pewnie umarła u siebie w domu.
Mac skinął głową.
– A potem owinął ją tą plastikową płachtą, załadował do bagażnika i wywiózł do parku. Czy przesłuchania coś dały?
– Nie, nikt w okolicy nic nie widział. Typowe.
– Stacy zaczęła przeglądać swoje notatki. – Barbecue Bubby zostało zamknięte tydzień temu, od tego czasu nikt nie wybierał śmieci.
– Co wiemy o tej folii?
– Używana do prac ogrodowych, wiesz, do oczek wodnych albo żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się chwastów. Można taką kupić w każdym centrum ogrodniczym czy sklepie żelaznym.
– Inne dowody?
Stacy przerzuciła kartkę w notesie.
– Jakieś włosy, które mogą należeć do niej albo do kogoś innego, nitki z dywanu, trawa…
– Do palenia?
– Nie, do koszenia. – Zajrzała do swoich notatek.
– Ziemia.
– Ziemia? – powtórzył.
– Mhm. Ją też badają.
– Nie zajedziemy daleko, nie znając jej nazwiska – rzekł z westchnieniem. – A co z jej komórką?
– Niczego się jeszcze nie dowiedziałam.
– Skąd to opóźnienie?
– Problemy z ochroną danych osobowych – wyjaśniła Stacy. – Wiesz, jak te wielkie firmy się z tym teraz cackają. – Mac już otworzył usta, ale wyciągnęła dłoń do góry. – Zapewnili mnie, że przekażą te informacje, ale muszą mieć zgodę centrali.
– Wiesz, że musimy ustalić, kto to taki, prawda? Mac nie oczekiwał odpowiedzi, a Stacy zamilkła urażona. W końcu zrobił skruszoną minę i przerwał milczenie.
– Miałaś jakieś wieści od siostry? Bezwiednie zacisnęła dłonie.
– Nie, czemu pytasz?
Rozejrzał się dookoła, jakby chciał sprawdzić, czy nikt ich nie może słyszeć, a potem pochylił się jeszcze w jej stronę.
– Przeszukaliśmy dzisiaj jej mieszkanie.
To znaczyło, że dostali nakaz rewizji. Pewnie szukali czapeczki bejsbolowej i kurtki.
– Znaleźliście coś?
Niemal niedostrzegalnie potrząsnął głową.
– Sprawdziłaś już te gazety z osiemdziesiątego siódmego?
– Nie wszystkie. Na razie nie znalazłam nic na temat krzyków. Jane od początku twierdziła, że to było specjalnie.
– Czy pojawiły się nowe groźby?
– Nie.
– Może powinnaś do niej zadzwonić? Kiepsko dziś wyglądała.
W tym momencie zadzwonił telefon. Spojrzeli na niego oboje, a Mac uśmiechnął się szeroko.
– Widzisz, jakie ze mnie medium. – Raczej menda – mruknęła i podniosła słuchawkę. – Porucznik Killian.
– Halo, tu Bob Thompson z Verizon Wireless. Przepraszam, że zajęło nam to tyle czasu.
– Nie szkodzi. Czy może mi pan podać to nazwisko?
– Oczywiście.
Kiedy je usłyszała, zastygła w bezruchu. Jeszcze przez chwilę myślała, co to może znaczyć. Następnie wzięła papiery zamordowanej kobiety i wręczyła je Macowi.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– O co…
– Już nie prowadzę tej sprawy – przerwała mu. Mac potrząsnął głową.
– Nic nie rozumiem.
– Zaraz zrozumiesz. Ta komórka należała do Elle Vanmeer.