ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY DRUGI

Piątek, 7 listopada 2003 r. 00. 35


Stacy zatrzymała się z piskiem opon przed Centrum Medycznym Baylora i wyskoczyła z wozu. Natychmiast skierowała się do dyżurki. Szczęśliwie dyspozytor, który odebrał telefon Jane, był kolegą Stacy i od razu zadzwonił do niej z karetki, chociaż nie mógł jej powiedzieć dokładnie, w jakim stanie jest jej siostra.

Stacy zatrzymała się przy informacji.

– Jestem siostrą Jane Westbrook. Dostałam informację, że ją tu przywieziono. Co jej jest?

Pielęgniarka zajrzała do papierów.

– Westbrook, Westbrook, o jest. A pani godność?

– Porucznik Stacy Killian. – Pokazała jej odznakę. – Jestem jej siostrą.

– Proszę spocząć, pani porucznik. – Pielęgniarka wskazała rząd krzeseł. – Pan doktor Yung ją właśnie bada. To może zająć parę minut.

Stacy, nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu, zaczęła chodzić po dość zatłoczonej, mimo że była noc, poczekalni.

Ponieważ na ścianie wisiał zakaz używania telefonów komórkowych, wyszła na dwór i zadzwoniła do pracy. Wyjaśniła sytuację i rozłączyła się.

Kiedy wróciła do środka, młody lekarz o azjatyckim wyglądzie wykrzyknął jej nazwisko. Stacy podeszła do niego i wyciągnęła rękę na powitanie.

– Doktor Yung? Jestem siostrą Jane Westbrook. Porucznik Killian. Co się dzieje z moją siostrą?

Głos jej drżał. Sama przed sobą nie chciała się przyznać, jak bardzo zależy jej na Jane. I jak bardzo boi się ją stracić.

– Już wszystko w porządku. Teraz odpoczywa.

– Już w porządku? – powtórzyła. – Co to znaczy? I co z dzieckiem?

– Przykro mi, ale poroniła.

Stacy zrobiło się ciemno przed oczami. Jane tak bardzo pragnęła tego dziecka…

– To nie było normalne poronienie, pani porucznik. Łożysko oderwało się od ściany macicy i spowodowało krwotok. Pani siostra mogła się wykrwawić na śmierć.

– O Boże! – Stacy uniosła dłoń do ust.

– Na szczęście karetka dojechała bardzo szybko. Pani Westbrook od razu dostała kroplówkę, co najpewniej uratowało jej życie.

Stacy pomyślała, że będzie musiała podziękować Frankowi. Gdyby nie jego szybkie dziaIanie…

– Podczas następnej ciąży pani siostra obowiązkowo powinna być poddana szczególnej obserwacji – ciągnął lekarz. – Chociaż wiele kobiet po oderwaniu łożyska nie miało później większych problemów i urodziło zdrowe dzieci.

Stacy roztarła ramiona. Zrobiło jej się zimno.

– Nic jej w tej chwili nie grozi?

– Nie, wszystko jest pod kontrolą. Zrobiliśmy transfuzję i pani Westbrook będzie musiała przez jakiś czas odpoczywać, ale to wszystko. Jednak to jej ginekolog będzie musiał zdecydować, jak długo tutaj zostanie i czy konieczne będzie łyżeczkowanie. Moim zdaniem zaleci je ze względu na okoliczności.

– Czy mogę się z nią zobaczyć?

– Oczywiście. Dałem jej mocny środek przeciwbólowy, więc może spać. Dostanie normalny pokój, jak tylko będzie to możliwe. Mamy dziś sporo pacjentów. – Rozejrzał się po poczekalni.

Wyjaśnił też, jak należy iść do sali Jane. Drzwi były otwarte. Siostra leżała na łóżku w embrionalnej pozycji. Wydawała się maleńka przy całej tej maszynerii, do której była podłączona.

Nie spała, ale cicho płakała.

Stacy wyszeptała jej imię i Jane dopiero wtedy ją dostrzegła. Spojrzała jej w oczy. Stacy przeraziła się na widok rozpaczy, którą w nich dostrzegła.

– Bardzo mi przykro, Jane. Naprawdę.

Nie kłamała. Żal jej było siostry z powodu dziecka, aresztowania Iana i pogróżek, które dostawała. A także z powodu tego wszystkiego, co je dzieliło. Nie zazdrościła już Jane i chciała to jakoś okazać.

Stacy podeszła do niej, przykucnęła i objęła najmocniej, jak w tych warunkach mogła.

– Chcę moje dziecko – szepnęła Jane.

– Tak, wiem, kochanie.

Jane zaczęła płakać, a jej ciało drżało w rytmie kolejnych spazmów.

– Nic mi już nie zostało.

Stacy wytarła łzy, które zaczęły jej spływać po policzkach.

– Masz mnie. Masz swoje życie i pracę. Zobaczysz, że Iana uniewinnią i będziecie jeszcze mieć dużo dzieci. Doktor powiedział, że to możliwe.

– A jeśli Iana skażą? Co wtedy zrobię?

Stacy poczuła ukłucie w sercu, słysząc to pytanie. Przytuliła siostrę jeszcze mocniej.

– Zobaczysz, że wszystko się wyjaśni. Dopilnuję tego.

I znowu łzy. Przyszło jej do głowy, że dawno nie płakała.

– Kocham cię, Stacy.

– Ja ciebie też. – Pociągnęła nosem. Pojawił się noszowy z wózkiem.

– Przenosimy panią do trójki, pani Westbrook. Postaram się pani pomóc.

Rozmawiał z nią w czasie całej operacji przenosin na wózek, następnie dopilnował, by sprzęty pojechały razem z Jane. Stacy ruszyła za nimi. Po niecałych dwudziestu minutach jej siostra znalazła się w swoim pokoju.

Po chwili pojawiła się pielęgniarka, która sprawdziła ciśnienie i temperaturę. Jane zasnęła jeszcze przed jej wyjściem. Stacy została przy niej jakieś dziesięć minut, a potem zdecydowała, że czas ruszać. Musiała przecież sprawdzić, czy nie ma wiadomości z pracy.

Kiedy znowu znalazła się w poczekalni, natknęła się na czekającego tam na nią Maca. Nawet się nie zdziwiła. Była mu wdzięczna, że przyszedł.

– I jak się miewa? – zapytał bez zbędnych wstępów.

– Straciła dziecko.

Wziął ją za rękę. Stacy zadrżała. Zaraz ją puścił, ale ona wcale tego nie chciała. Wolałaby przytulić się do niego i wypłakać cały swój ból.

– Bardzo mi jej żal.

– Dzięki. – Chrząknęła, czując, że głos odmawia jej posłuszeństwa. – Będzie jej ciężko… z tym wszystkim.

– Co powiesz na dobre wieści?

Stacy potrząsnęła głową.

– Bardzo by się przydały – rzekła z westchnieniem. – Co tam masz?

– Chyba znalazłem Doobiego. Dzwoniłem do ciebie, ale nikt nie odbierał. Dyżurny skierował mnie do tego szpitala.

Stacy uśmiechnęła się po raz pierwszy tej nocy.

– Świetnie. Możemy do niego teraz jechać? Spojrzał na zegarek.

– Chyba nie jest za późno, żeby spróbować. Koledzy Maca z obyczajówki ustalili, że Doobie pojawia się w barze Big Dick w Fair Park i podobno przesiaduje tam aż do rana, więc pora była jak najbardziej odpowiednia. Pewnie był pijany, ale być może zdoła z nimi porozmawiać. Przestawiła swój samochód na parking i wreszcie go zamknęła, a dalej pojechali wozem Maca. Kiedy wjechali na 1-30, spojrzał na nią znad kierownicy.

– Sprawdzałaś Jackmana?

– Tak, ale bez rezultatu. Nie był aresztowany ani skazany.

– Grzebałaś w Centralnym Rejestrze Przestępców.

– Właśnie. Nic na niego nie mają.

– Sprawdzałaś Teda i Theodora?

– A także Teddy’ego. I nic. Ale ten facet i tak mi się nie podoba.

Mac pokiwał głową.

– Jeśli nie ma go w naszym rejestrze, to znaczy, że nikt go jeszcze nie złapał. – Zastanawiał się chwilę. – Albo że zmienił nazwisko.

– Też o tym myślałam. Jeśli był zatrzymany, musimy mieć jego odciski palców.

– Łatwo je zdobędziemy. – Mac wyjechał z autostrady międzystanowej. – Zdaje się, że pił colę w pracowni twojej siostry.

Mac miał rację. Stacy zaraz to sobie przypomniała. Pamiętała, że w pracowni widziała więcej charakterystycznych puszek, a Jane nigdy nie przepadała za colą. Ostatnio w ogóle jej nie piła ze względu na dziecko.

Uśmiechnęła się do Maca.

– Masz zadatki na dobrego glinę.

– Wiesz co, wypchaj się.

Resztę drogi przejechali w milczeniu. Dotarli do Fair Park, znaleźli bar i zaparkowali tuż przed nim. Na parkingu znajdowało się kilka harleyów, a także furgonetek z wieszakami na broń z tyłu za kierowcą. Jedyny lśniący porshe boxter wydawał się pochodzić z zupełnie innej bajki. Miał indywidualną rejestrację, na której było napisane: „Maczek”.

Stacy spojrzała na Maca.

– To albo jakaś postrzelona cizia, albo narkotykowy dealer.

– Teraz wiem, czemu Doobie się tu kręci. Weszli do zadymionego wnętrza. Było tu głośniej, niż przypuszczali. Z wieży stereo dobiegały skoczne dźwięki country. Kobieta w stringach tańczyła przy lśniącej rurze. Wyglądała na znudzoną.

– Rozumiem – mruknęła Stacy – to bar ze striptizem.

– I narkotykami – dodał Mac, który o dziwo ją usłyszał.

Zaczęli przechodzić między stolikami, kierując się do baru. W końcu usiedli na wysokich stołkach. Barman podszedł do nich niechętnie.

– Co dla was?

Mac położył dwudziestodolarówkę na kontuarze.

– Szukamy Doobiego. Nie widziałeś go gdzieś tutaj? Barman pochylił się w ich stronę. Miał rozcięty łuk brwiowy i złamany nos, co wskazywało, że przepracował w tym fachu znaczną część swojego pięćdziesięcioparoletniego życia.

– Nie znam żadnego Doobiego – mruknął.

Mac wyjął kolejny banknot.

– Taki mały, śmieszny facecik. Jestem pewny, że go znasz.

Stacy od razu zauważyła, kiedy barman domyślił się, że są z policji. Położył dłonie na banknotach, które po chwili zniknęły w wielkiej kieszeni jego fartucha.

– Od jakiegoś czasu go tu nie było. – Wzruszył ramionami. – Może go zamknęli.

– Powiedz mu, żeby zadzwonił do Maca, dobra? Zapamiętasz to… Dick?

– Nie ma sprawy. Możecie popróbować w paru innych miejscach. Doobie lubi Louisa. I Hideaway.

– Dzięki.

Wyszli z baru i odetchnęli świeżym, nocnym powietrzem.

– Skąd wiedziałeś, że to właściciel? Nie miał tabliczki z imieniem.

– Zgadywałem. Wyglądał na takiego, co może już mieć własny bar.

Bary U Louisa i Hideaway przypominały to, co widzieli u Dicka. Zapytali o Doobiego, a potem wyszli.

Kiedy opuścili ostatni lokal, poirytowana Stacy kopnęła kamień na parkingu i wbiła ręce w kieszenie kurtki.

– Cholera jasna! Mac spojrzał na nią.

– Nie przejmuj się. Na pewno się odezwie.

– Mam nadzieję, że szybko.

Wsiedli do wozu i w milczeniu ruszyli w stronę szpitala. Stacy zauważyła jednak, że Mac spogląda czasem w jej stronę. Jakby chciał ją o coś zapytać. Albo coś jej powiedzieć.

Cisza zaczęła jej przeszkadzać. Czuła się z nią niezręcznie.

– No dobra, Mac. Wyduś to w końcu. – Niby co?

– To, co od jakiegoś czasu chcesz mi powiedzieć. No, o co chodzi?

Zawahał się i zacisnął mocniej dłonie na kierownicy.

– Po prostu się o ciebie martwię, to wszystko. i – Z jakiego powodu?

– Jesteś zmęczona… Wzruszyła ramionami.

– Poradzę sobie. Pokręcił głową.

– To, że potrzebujesz wsparcia, wcale nie świadczy o słabości. To normalne, że boisz się i wahasz…

Stacy zignorowała te słowa.

– Wysadź mnie przy wejściu. Chcę jeszcze zajrzeć do siostry.

– Jasne, przecież jesteś szefem.

Wyczuła sarkazm w jego głosie. Kiedy to ostatnio pozwoliła sobie okazać jakąkolwiek słabość? Poprosić o pomoc?

Nawet nie pamiętała.

Mac zatrzymał się przed szpitalem. Nawet na nią nie spojrzał.

Złapała za klamkę.

– Dzięki, Mac. Dzięki za wszystko.

– Stacy?

Spojrzała mu w oczy. Ich wyraz spowodował, że serce zabiło jej mocniej.

– Tak? – spytała nieco schrypniętym głosem. Sama nie wiedziała, dlaczego zabrzmiało to jak zaproszenie.

Teraz tego żałowała. Czuła się obnażona, słaba, bezbronna…

Cisza, która nastąpiła, była brzemienna w odpowiedzi. Zostały one jednak niewypowiedziane. Stacy tylko przez chwilę miała wrażenie, że Mac ją pocałuje.

On jednak spojrzał w drugą stronę.

– Nic takiego. Będziesz jutro rano w pracy?

– Raczej nie. Ale sprawdzę, co się dzieje.

– Dobrze, więc do poniedziałku. Odezwę się wcześniej, gdybym się czegoś dowiedział o Doobiem.

Stacy mówiła sobie, że przecież pracują razem, że żaden romans nie powinien wchodzić w grę, ale mimo to czuła się rozczarowana. Starała się to jednak ukryć przed sobą.

Weszła do budynku i obejrzała się za siebie. Samochód Maca jeszcze nie odjechał. Z trudem przełknęła ślinę, uniosła rękę na pożegnanie i pospieszyła dalej.

Tym razem w poczekalni nie było już nikogo. W informacji siedziała ta sama starsza kobieta i czytała jakiś historyczny romans.

Stacy przywitała się z nią i przeszła dalej, w stronę trójki. Przed drzwiami spotkała pielęgniarkę, która mierzyła ciśnienie i temperaturę Jane. Kobieta uśmiechnęła się do niej. Co prawda godziny wizyt już się skończyły, ale Stacy była nie tylko siostrą pacjentki, ale też oficerem policji. Poczuła się jednak zobligowana do jakichś wyjaśnień.

– Chciałam tylko zajrzeć do siostry.

– Właśnie zasnęła – szepnęła pielęgniarka. – Jest przy niej doktor Nash.

– Dave tu przyjechał? – zdziwiła się. Ciekawe, skąd dowiedział się o tym, co się stało.

Stacy przeszła dalej korytarzem. Z jednego pokoju dobiegało pochrapywanie, w innym ktoś jęczał przez sen. Drzwi do pokoju Jane były lekko uchylone. Stacy pchnęła je i zajrzała do środka. Najpierw zobaczyła śpiącą Jane.

A potem Dave’a.

Siedział przy jej siostrze z twarzą ukrytą w dłoniach. Stacy już chciała go zawołać, kiedy nagłe dotarło do niej znaczenie tego wszystkiego.

Dave kochał się w Jane.

Stacy nieraz już to podejrzewała. Teraz wiedziała na pewno. Musiała jednak przyznać, że Dave nigdy nie pozwolił, by to uczucie wpłynęło jakoś na ich przyjaźń. Zawsze starał się pomagać Jane, dzięki niemu przetrwała najgorsze czasy, a poza tym chciał doprowadzić do pojednania obu sióstr. Ba, zdecydował się nawet odprowadzić Jane do ołtarza i przekazać Ianowi. Przecież nie miały ojca ani wujka, który mógłby to zrobić… Stacy dopiero teraz zrozumiała, jak to musiało być bolesne.

W jaki sposób udało mu się ukryć swoje uczucia?

Nie bardzo wiedząc, jak potraktować to, co przed chwilą pojęła, Stacy odwróciła się i ruszyła w dół korytarza.

Загрузка...