ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY TRZECI

Sobota, 8 listopada 2003 r. 20, 30


Stacy weszła do mieszkania siostry. Zatrzymała się na chwilę, wsłuchując się w ciszę. Nic. Nawet Ranger się nie odezwał.

Zmarszczyła brwi, Było tu zdecydowanie za cicho jak na jej gust. Być może Jane zasnęła, ale gdzie jest Dave? Sama do niego zadzwoniła, a on obiecał, że zaraz przyjedzie.

Nie chciała niczego ryzykować.

Postawiła cicho torbę z jedzeniem na stoliku przy drzwiach. Następnie rozpięła kaburę pod pachą i odbezpieczyła broń. Dopiero wtedy przeszła dalej.

Dave stał w kuchni i patrzył przez wykuszowe okno.

– Cześć – powiedziała i zabezpieczyła broń.

Aż podskoczył na dźwięk jej głosu. Potem obrócił się w jej stronę.

– Nie słyszałem, jak weszłaś.

– Przepraszam, ale my, gliny, musimy cicho się poruszać. Jesteśmy jak koty.

Nic na to nie powiedział. Miała wrażenie, że był pogrążony w myślach, kiedy tu przyszła. I że wciąż nie mógł się z nich otrząsnąć.

– Jak tam Jane? – spytała.

Zamrugał i dopiero wtedy się uśmiechnął.

– Na tyle dobrze, na ile to możliwe w tej sytuacji. Próbowałem z nią porozmawiać.

– I co?

– Niewiele zwojowałem. Może tobie się uda.

– Może. Jest w salonie? Pokręcił głową.

– Śpi.

Spojrzała w stronę sypialni. Drzwi były zamknięte. Zapewne Ranger był tam wraz z Jane.

– Zostaniesz? Kupiłam chińskie żarcie.

– Dzięki, ale będzie lepiej, jak pójdę. – Przeciągnął ręką po twarzy. Wyglądał na bardzo zmęczonego. – Poza tym muszę jeszcze oddzwonić do kilku pacjentów.

– Nic ci nie jest?

– Nie. Po prostu martwię się o Jane.

– Ja też. – Urwała na chwilę. – Jesteś terapeutą, Dave. Jane tyle ostatnio przeszła, że sama nie wiem, co z tym robić. Czy próbować z nią rozmawiać? I co mówić?

– Najważniejsze, żebyś jej słuchała. – Spojrzał tęsknie w stronę sypialni. – Jane jest inteligentna. Sama będzie wiedziała, co robić.

Zauważyła, że mimo tych słów patrzy na nią smutno. Zrobiło jej się go żal. Pomyślała, jakie to bolesne, gdy się wie, że ukochana osoba cierpi. Już otworzyła usta, żeby go pocieszyć, ale zdecydowała, iż nie ma to sensu.

– Dzięki, że przyjechałeś.

– Zawsze do usług. – Wziął kurtkę z oparcia krzesła i szybko ją włożył. – Dzwoń, jakbyś czegoś potrzebowała.

Odprowadziła go na dół, uściskała na pożegnanie, a potem przez chwilę patrzyła za jego wozem, nim wróciła na poddasze.

Zajrzała do Jane i stwierdziła, że nie śpi. Siedziała na łóżku, głaszcząc Rangera, który wspierał głowę na jej udzie.

– Cześć – rzuciła. – Mam chleb ryżowy i kurczaka w sezamie.

Jane spojrzała na siostrę. Stacy zdziwiła się, że tak szybko zdołała się pozbierać.

– Czy to prawda, że ktoś zaatakował Teda od tyłu i poderżnął mu gardło? – spytała.

Zawahała się, a potem skinęła głową.

– To nie było włamanie. Jestem pewna, że nie.

– Jane, nie zadręczaj się.

– Nie wydaje ci się, że za dużo tutaj zbiegów okoliczności? Przecież zabito go zaraz po tym, jak zaczął szukać tamtej kobiety.

Stacy wzruszyła ramionami.

– Być może nikogo tu nie sprowadzał, tylko wymyślił sobie całą tę historię…

– Wymyślił? Ale po co?

– Żeby odwrócić od siebie uwagę. I ukryć prawdę.

– Jaką prawdę?

– Nie znałaś go tak dobrze, jak ci się wydawało. Zdobyliśmy informacje, które wskazują, że to właśnie on mógł przysyłać ci te anonimy.

Osłupiała Jane patrzyła na nią przez chwilę, a potem zdecydowanie pokręciła głową.

– Ted nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Nie potrafiłby…

– Tak naprawdę nazywał się Jack Theodore Mann. Siedział w więzieniu. I to za różne rzeczy…

– Nie wierzę ci.

Stacy spodziewała się takiej reakcji, dlatego zaczęła dalsze wyjaśnienia:

– Podejrzewałam, że coś ukrywa, wiec sprawdziłam jego odciski palców w naszym komputerze.

Jane pobladła.

– Mój przyjaciel nie żyje i nie pozwolę, żebyś bezcześciła jego pamięć.

Stacy postanowiła zadać decydujący cios.

– Kochał się w tobie. Znaleźliśmy jego listy miłosne do ciebie. Miały nawet twój adres, ale nigdy ich nie wysłał. Trzymał je przy łóżku i, sądząc po stanie kopert, często czytał.

– Nie!

– I zdjęcia. Z tobą i z nim w różnych sytuacjach. Być może korzystał nawet z twojego komputera, żeby zrobić fotomontaże.

Jane skrzywiła się jak dziecko i potrząsnęła głową.

– Nie chcę tego słuchać. Czy nie rozumiesz, że był moim przyjacielem, a teraz nie żyje? – W jej oczach pojawiły się łzy. – Daj Tedowi spokój. Należy mu się chociaż odrobina szacunku.

Stacy zamknęła usta, ponieważ nagle dotarło do niej, co tak naprawdę robi. Dave nakazał jej, by słuchała siostry, a ona sama zaczęła gadać, obciążając ją informacjami, których Jane nie powinna znać. Co się z nią dzieje? Czy zawsze musi udowadniać, że ma rację?

– Wyjdę na chwilę.

Jane pozostawiła te słowa bez komentarza, za to Ranger podniósł głowę i skoczył w jej stronę, gdy tylko się podniosła.

– Masz ochotę na spacer, stary? – Poklepała go po głowie.

Pies natychmiast ruszył do wyjścia. Stacy popatrzyła za nim, a potem obróciła się do siostry. Jane leżała w pozycji embrionalnej, odwrócona do niej tyłem.

– Pamiętaj, że jestem po twojej stronie – powiedziała ze ściśniętym gardłem. – Przepraszam, jeżeli… jeżeli czasami masz inne wrażenie.

Gdy Jane nie odpowiedziała, Stacy z bólem serca wyszła z pokoju i skierowała się do drzwi wyjściowych, gdzie już czekał podniecony Ranger.

Czterdzieści minut później znowu była w mieszkaniu. Dała jeść psu i zaczęła przechadzać się niespokojnie po kuchni. Otworzyła nawet pakunek z kurczakiem, ale po namyśle go zamknęła. Nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie.

Przeszła do salonu i zaczęła krążyć między oknem a przeciwległą ścianą. Jednocześnie rozważała to wszystko, co wydarzyło się w ciągu całego dnia. Najpierw swoje odkrycia dotyczące Teda, a potem jego śmierć. Wciąż miała wrażenie, że brakuje jej czegoś ważnego, ale nie wiedziała, co to może być.

Przeszła do korytarzyka prowadzącego do pracowni Jane i ruszyła w dół po kręconych schodach, wsłuchując się w odgłos swoich kroków na metalowych stopniach. Zatrzymała się u ich podnóża, wtapiając się w panującą tu ciszę. Nawet dźwięki ulicy były przytłumione i odległe.

Ciarki przeszły jej po plecach. Poczuła zapach śmierci, silniejszy niż środek czyszczący, którego tu przed chwilą użyto. Żeby zaoszczędzić Jane przykrych niespodzianek, zaraz po tym, jak policja skończyła badania, zadzwoniła do firmy zajmującej się sprzątaniem. Jednak to nie wystarczyło, żeby pozbyć się trupiego odoru.

Pomyślała, że będzie musiała coś z tym zrobić. Jane zapewne zechce szybko wrócić do pracy. Zawsze tak robiła, kiedy przeżywała ciężkie chwile. Stacy pamiętała to jeszcze z dzieciństwa.

Przeszła do wejścia od strony ulicy. Prowadził tam niewielki korytarzyk, w którym znajdowała się mała nisza. Stacy zaczęła się rozglądać dookoła, co było utrudnione, ponieważ przepaliła się zarówno żarówka w korytarzyku, jak i ta po drugiej stronie, za drzwiami.

To znaczyło, że napastnik musiał usłyszeć, jak Ted wchodzi do domu, i schował się w niszy. Zrobił to, zanim Ted otworzył drzwi do pracowni. Stacy wyobraziła sobie, jak nieszczęsny asystent Jane wchodzi do środka, mając obie ręce zajęte. Pewnie próbował zapalić światło, ale bez skutku. Ruszył dalej i nawet nie wiedział, co się z nim stało. Napastnik działał błyskawicznie. Nie zawahał się ani chwili…

Tylko dlaczego? To pytanie, choć powinno, jakoś nie przyszło jej wcześniej do głowy. Przecież z góry założyła, że była to nieudana próba rabunku.

Zmarszczyła brwi, oglądając się przez ramię. Z pracowni nic nie zniknęło, chociaż Jane trzymała tu sporo srebra. Wyglądało na to, że po dokonaniu zabójstwa złodziej przestał interesować się swoim łupem…

Inna sprawa, że ta dzielnica przyciągała różnego rodzaju wyrzutków i wykolejeńców. Wielu gnieździło się w okolicznych klubach i barach, nie mówiąc już o salonach tatuażu. Mogli skryć się wśród ekscentryków i artystów, nie narażając się na to, że ktoś zwróci na nich uwagę.

Wyglądało jednak na to, że Teda załatwił zawodowiec. To nie była partanina, ale mistrzowska robota. Jedno cięcie przez całe gardło. Pete nie zauważył niczego, co wskazywałoby na moment zawahania u mordercy. Nóż miał dwa piętnastocentymetrowe ostrza i był przystosowany do takiej roboty.

Stacy podeszła do miejsca, gdzie znaleziono Teda. Obejrzała drzwi, zamek i alarm. Były nienaruszone. Jak więc zabójca dostał się do środka? Wprawdzie Jane nie zmieniła alarmu do chwili zabicia Teda, ale wszystkie zamki zostały wymienione.

Zaczęła się zastanawiać, czy to możliwe, żeby siostra miała rację. Czy na pewno morderca czekał na Teda w pracowni? A może jednak przyszedł razem z nim?

Stacy otworzyła komórkę i wybrała numer Maca. Odebrał po drugim sygnale.

– Cześć, co robisz? – spytała.

– Myślę o tobie. Poczuła miły dreszcz.

– Chciałabym być z tobą.

– Jak tam Jane?

– Nie za dobrze. Chcę, żeby odpoczęła.

– Przykro mi, że tak się stało.

Stacy potrzebowała jego współczucia, zwłaszcza po niezbyt przyjemnej rozmowie z siostrą. Do tej pory nie miała pojęcia, że czuje się taka samotna. Na szczęście mogła liczyć na Maca…

Nie, to zbyt niebezpieczne, pomyślała. Nie wolno łączyć spraw osobistych z pracą.

– Rozmawiałaś z nią o Tedzie? I o tym, co znaleźliśmy w jego mieszkaniu?

– Próbowałam, ale bardzo się zdenerwowała. W ogóle nie chciała o tym gadać.

– To zrozumiałe. Sporo ostatnio przeszła. Przez chwilę milczeli.

– Jest w tym coś dziwnego. Uważamy, że było to włamanie, a jednak złodziej niczego nie zabrał – powiedziała w końcu Stacy.

– Pewnie się przestraszył.

– Nie sądzę. Morderca wiedział, co robi. To nie był ani narkoman, ani jakiś strachliwy złodziejaszek. Zbyt wiele rzeczy mi tutaj nie pasuje.

– Może wcale nie muszą…

– Możliwe. – Usłyszała odgłosy kroków na górze i poszczekiwanie Rangera. – Cholera, muszę iść do Jane.

– Co się stało?

– Nie wiem. Zadzwonię później.

Rozłączyła się i sięgnęła po broń. Już na schodach odbezpieczyła swojego glocka. Wchodziła wolniutko, klnąc w duchu skrzypiące schody i akustykę pomieszczenia.

W końcu dotarła do przejścia i dostrzegła światło w kuchni. Przemknęła się w tamtą stronę z bronią w pogotowiu. Z wnętrza dochodziły odgłosy szurania lub przesuwania czegoś. Drzwi do sypialni siostry były zamknięte.

Cholera, nie powinnam była stąd wychodzić, pomyślała.

Przeszła dalej, trzymając się cienia. Odniosła wrażenie, że ktoś otwiera po kolei szuflady i myszkuje w ich wnętrzu. Stacy wysunęła broń do przodu, wzięła głęboki oddech i przesunęła się do drzwi.

– Stać, bo strzelam! – krzyknęła.

Загрузка...