Środa, 22 października 2003 r. 20. 50
Znalezienie domowego numeru Whitneya Barnesa zajęło jej sporo czasu, ale odszukała go w końcu w elektronicznym notesie Iana. Natrafiła na niego w kieszeni kurtki męża i natychmiast przełożyła do torebki na wypadek, gdyby go potrzebowała w przyszłości. Whitney, a dla znajomych Whit, prowadził interesy Jane i należał do grona jej wieloletnich znajomych.
Drżącym głosem opowiedziała mu o wszystkim, co się stało. Powiedział, że będzie u niej za piętnaście minut. Zaproponował też, aby zadzwoniła do kogoś z rodziny lub przyjaciół po pomoc i wsparcie.
Jane zaczęła wybierać numer Stacy, ale przypomniała sobie, że to między innymi przez siostrę aresztowano Iana. Zadzwoniła więc do Dave’a.
Kiedy tylko usłyszała jego głos, wybuchnęła łkaniem. On też obiecał, że przyjedzie tak szybko, jak to tylko możliwe.
Rozłączyła się i zaczęła się przechadzać po mieszkaniu. Najpierw wyjrzała z niepokojem przez okna salonu, a potem przeszła do kuchni, i tak w kółko. Po jakimś czasie zaparzyła kawę, ale przypomniała sobie, że powinna unikać kofeiny, i wyrzuciła filtr z fusami do śmieci, a płyn wylała do zlewu. Postanowiła zrobić sobie herbatę ziołową.
Załamywała ręce, mówiła do Rangera i głośno się modliła, oscylując między niewiarą, gniewem a rozpaczą. Kiedy usłyszała jakiś dźwięk na dole, rzuciła się do przedpokoju i w dół po schodach. Otworzyła drzwi wejściowe, ale okazało się, że nikogo za nimi nie ma. Usłyszała gwizdek czajnika i wróciła niechętnie do mieszkania.
W końcu rozległ się dzwonek domofonu. Z okrzykiem skoczyła, żeby otworzyć. Nie był to Dave czy Whit, tylko… Stacy.
– Przed chwilą się dowiedziałam – powiedziała, z trudem łapiąc oddech. – Przyjechałam tak szybko, jak mogłam.
– Przed chwilą? – powtórzyła z trudem Jane. – Przecież to ty go aresztowałaś!
– Nie, nieprawda! Wyłączono mnie z tej sprawy. Dlatego, że jestem blisko spowinowacona z podejrzanym. Kapitan ostro mnie objechał. Nie sądziłam jednak, że dojdzie do aresztowania… – Urwała. – Przyjechałam, bo jestem twoją siostrą. Najbliższą rodziną…
Od kiedy? Jeszcze niedawno mówiła co innego! – zaprotestowała w duchu Jane.
Przywarła do ściany, szukając oparcia. Cały jej świat rozpadał się na kawałki.
– Nie chcę, żebyś była sama.
– Dzwoniłam po Dave’a. Nie przejmuj się.
– Powiedziałaś, żebym przyjechała do ciebie, jeśli będę się chciała z tobą pogodzić. Więc jestem. Pozwól mi wejść.
Jane znowu zaczęła płakać.
– Dlaczego teraz, Stacy? – spytała, pociągając nosem. – Bo jestem załamana? Bo wszystko straciłam? – Nagle podniosła głos. – Zabrali go w kajdankach!
– Nie chciałam, żeby tak się stało. I nie chcę patrzeć na twoje nieszczęście.
Nie wierzyła jej. Nie miała ku temu żadnych powodów. Zaraz też jej o tym powiedziała.
Stacy milczała przez dłuższą chwilę. W końcu westchnęła i mruknęła zmęczonym głosem:
– Wiesz, gdzie mnie w razie czego szukać.
Jane stała przez parę minut przy domofonie, czując się potwornie osamotniona. A potem znowu zbiegła po schodach i otworzyła drzwi na oścież.
– Stacy! – zawołała. – Zaczekaj! Siostra odjechała.
– Jane!
Spojrzała w stronę, z której dochodził głos. To Dave spieszył w jej stronę. Pobiegła do niego, a on objął ją mocno.
– Jak się miewasz? – spytał.
– Fatalnie. -Zaniosła się łkaniem. -Oni… oni myślą, że to Ian je… je zamordował. Dlatego go aresztowali!
– Wiem wszystko z radia.
– Tak… tak szybko? Jak to możliwe?
– Nie wiem. Naprawdę bardzo mi przykro. Samochód Whitneya Barnesa zatrzymał się przy krawężniku. Adwokat wysiadł i natychmiast zbliżył się do nich, wysoki, szczupły, bardzo elegancki.
– Przyjechałem najszybciej, jak mogłem. Nie mam pojęcia, skąd o tej porze biorą się korki.
Jane przedstawiła sobie obu panów. Kiedy już uścisnęli sobie ręce, Whit spojrzał na nią.
– Może pójdziemy na górę – zaproponował.
Skinęła głową i poprowadziła obu mężczyzn do mieszkania. Usiedli w salonie, a ona zacisnęła dłonie i ułożyła je na podołku.
– On tego nie zrobił. – Spojrzała na adwokata. – Jest niewinny.
– Ian dzwonił do mnie z kliniki, więc wiem, co się działo do tego momentu. Powiedz, jak to wyglądało tutaj.
– Zakuli go w kajdanki. Powiedzieli, że jest aresztowany za zamordowanie tych kobiet.
– Przeczytali mu jego prawa?
– Tak.
– Niestety, sprawa nie przedstawia się zbyt dobrze. Jesteś gotowa, żeby tego wysłuchać?
Skinęła głową. Dave położył dłoń na jej ramieniu.
– Skoro zamknęli Iana, to znaczy, że mają dość dowodów, by przedstawić mu zarzuty. Chociaż mogą go trzymać czterdzieści osiem godzin, zanim to nastąpi. I jeszcze dwa dni, zanim formalnie postawią go w stan oskarżenia, czyli przekażą sprawę do sądu. Ponieważ ich czas się skończy w momencie, kiedy to zrobią, będą się bardzo spieszyć.
– Co to znaczy, że ich czas się skończy?
– Chodzi o szybki proces. W Ameryce gwarantuje go konstytucja. W naszym stanie sąd ma na rozpatrzenie sprawy sto osiemdziesiąt dni od momentu formalnego postawienia w stan oskarżenia.
– Sto osiemdziesiąt dni – jęknęła, starając się je przeliczyć w pamięci. Sześć miesięcy, Ian może siedzieć w więzieniu aż pół roku. Jak ona to zniesie? Jak sobie poradzi sama, bez męża?
– To niemożliwe, Whit.
– Niestety, takie jest prawo. Może lepiej zniesiesz całą sytuację, jeśli będziesz wiedziała, czego się spodziewać.
Być może miał rację, ale w tej chwili czuła się po prostu fatalnie. Jakiś ciężar przygniatał jej piersi. Miała nadzieję, że Whitney po prostu pojedzie na policję i przywiezie stamtąd jej męża.
– Kiedy Ian zostanie formalnie postawiony w stan oskarżenia, sędzia wyznaczy obrońcę i ustali kaucję. – Uniósł dłoń, widząc jej poruszenie. – Nie ciesz się na zapas. W Teksasie nie przewiduje się kaucji dla osoby oskarżonej o morderstwo karane śmiercią.
– Morderstwo karane śmiercią? – powtórzyła, spoglądając to na Dave’a, to znowu na Whita. – Co to takiego?
– Między innymi zamordowanie więcej niż jednej osoby.
Zrobiło jej się niedobrze. Zasłoniła usta ręką, a Dave ścisnął jej ramię, chcąc dodać otuchy.
– Ian zostanie osadzony w Tymczasowym Areszcie Sądowym im. Franka Crowleya. Pojadę tam teraz, chociaż pewnie o tej porze niczego się nie dowiem. Rano zajrzę do prokuratora okręgowego, żeby sprawdzić, czy mi powiedzą, co mają na Iana. Są tacy prokuratorzy, którzy wolą trzymać dowody pod korcem. Inni chętnie się nimi dzielą, zwłaszcza jeśli nie są zbyt przekonujące. W ten sposób mogą zaoszczędzić sobie kłopotów, a państwu wydatków, gdyby wyrok okazał się niesprawiedliwy.
– A nasz prokurator okręgowy? – spytał Dave.
– Terry Stockton jest raczej otwarty i skłonny do współpracy. Ale potrafi też być uparty. Zależy, z której strony powieje wiatr. – Whit wstał. – Musisz teraz odpocząć. Jak tylko Ian zostanie zakwaterowany, będzie miał prawo spotkać się z prawnikiem. Pogadam z nim, powiem, że u ciebie wszystko w porządku, i sprawdzę, czy go odpowiednio traktują. Do jutra na pewno nie zdarzy się nic ważnego.
Jane zerwała się na równe nogi. – Pojadę z tobą.
– Nikt nie pozwoli ci się z nim spotkać, Jane. Nie możesz mu pomóc.
– Przecież jest moim mężem! Jadę z tobą.
Whit spojrzał na Dave’a, jakby szukał wsparcia, ale ten wzruszył ramionami.
– Jane już podjęła decyzję. A wiem z doświadczenia, że potrafi być uparta.
– No dobrze, ale chciałem cię ostrzec, że więzienie, nawet tymczasowe, to nie salony. Zwłaszcza o tej porze.
– Jestem gotowa. – Sięgnęła po kurtkę. – Poradzę sobie.