ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY PIERWSZY

Czwartek, 13 listopada 2003 r. 14. 15


Udało jej się dojechać do domu chyba tylko dzięki boskiej opatrzności. Sama nie wiedziała, jak tam dotarła. Nie miała pojęcia, czy na drodze panował większy ruch i czy przejeżdżała przez jakieś światła. Kiedy w końcu stanęła w przejściu do pracowni, pomyślała, że nie wie nawet, gdzie zaparkowała wóz i czy go zamknęła.

Wciąż zastanawiała się nad papierami, które znalazła u Stacy. Najpierw nie mogła uwierzyć, że to właśnie siostra była tamtej nocy w klinice Iana, potem rozzłościła się na nią, aby w końcu poczuć już tylko gorycz zawodu, jakiego doznała. Wciąż jednak nie było dla niej jasne, co Stacy chciała osiągnąć przez swoje kłamstwo. I właśnie nad tym chciała się w tej chwili zastanowić.

Dlaczego kłamała? To pytanie nie dawało jej spokoju.

A odpowiedź, która już parę razy przychodziła jej do głowy, wcale jej się nie podobała.

Ranger trącił ją nosem, chcąc wejść do pracowni.

Jane otworzyła drzwi i ruszyła za psem. Zatrzymała się jednak na widok siostry. Stacy stała przy wózku i trzymała w dłoni swój telefon komórkowy. Zamknęła go jednak na widok siostry.

– O, jesteś. Tak się o ciebie martwiłam.

– Z kim rozmawiałaś? – spytała Jane nieswoim głosem.

Stacy ściągnęła brwi.

– Odebrałam wiadomość od ciebie i przyjechałam najszybciej, jak tylko mogłam. Bałam się o ciebie. Dla… dlaczego tak na mnie patrzysz?

– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Z kim rozmawiałaś?

– Z Makiem. Już tu jedzie.

Jane spojrzała na kurtkę, czapkę i rękawiczki. Prawda uderzyła ją teraz z całą oczywistością.

– Nie zbliżaj się do mnie – powiedziała, widząc, że siostra chce do niej podejść.

– Ależ Jane, co…?

– Już wiem, Stacy – rzuciła prowokacyjnie. – Wiem wszystko.

Siostra znowu zrobiła krok w jej stronę i wyciągnęła rękę.

– O czym ty mówisz? Jane cofnęła się.

– Mówiłam, żebyś do mnie nie podchodziła.

– Powinnaś chyba usiąść…

– Dlaczego to tutaj podrzuciłaś? Żeby pogrążyć Iana?

– Ja? Podrzuciłam?

Musiała przyznać, że Stacy wyglądała na bardzo zdziwioną, jakby w ogóle do niej nie docierało, że została zdemaskowana.

– Masz moje klucze. Znasz kod do alarmu. Jest zresztą taki sam jak twój.

– Go chcesz przez to powiedzieć?

– Znalazłam papiery, Stacy. Te z gabinetu Iana. To właśnie ciebie widziałam tamtej nocy.

Siostra spojrzała na nią ze zdziwieniem, a potem skinęła głową.

– Jak je…?

– Znalazłam? To bardzo proste. Nie mogłam cię nigdzie złapać, więc pomyślałam, że jesteś u siebie w domu. – Zaśmiała się niemal histerycznie. – Dlaczego, Stacy? Czy tak bardzo mnie nienawidzisz?

Siostra potrząsnęła głową.

– To nie to, co myślisz, Jane.

– Czy nie tak mówią wszyscy przestępcy przyłapani na gorącym uczynku? – spytała z goryczą Jane. – Ale powiedz, dlaczego? Co cię do tego skłoniło? Zazdrość? Nienawiść?

– Byłam u Iana, ponieważ chciałam sobie powiększyć piersi. Tak go poznałam. Myślałam, że może dzięki temu kogoś sobie znajdę…

Znowu przesunęła się w jej stronę, ale Jane cofnęła się nieufnie.

– Zaraz zadzwonię po policję.

– Chciałam znaleźć kogoś. Wyjść za mąż. Mieć dzieci… Zastanawiałam się, dlaczego nie mam powodzenia u mężczyzn i co pociąga ich w pozostałych kobietach. To Ian przemówił mi do rozumu. Uświadomił, że na wielkim biuście nie buduje się trwałego związku. Najwyżej przelotny romans.

– Ale…

Stacy wyciągnęła rękę.

– Nie podrzuciłam tutaj tych rzeczy. Zastanów się nad tym, co mówisz. Czy wyglądam jak człowiek, którego widziałaś na kasecie? Czy potrafiłabym tak dobrze udawać mężczyznę? To prawda, że jestem silna, ale nie na tyle, żeby złamać komuś kark. Tak, byłam wtedy w klinice. Nie chciałam, żeby koledzy dowiedzieli się o tych implantach.

– Chcesz powiedzieć, że włamałaś się do gabinetu, żeby zabrać coś zupełnie bez wartości? – spytała z niedowierzaniem Jane.

Stacy uśmiechnęła się kwaśno.

– Jak dla kogo. Wiesz, jak by się ze mnie naśmiewali w pracy? Koledzy uznaliby mnie za kompletną kretynkę. – Westchnęła ciężko. – A jednocześnie kiedy się umawiają, to patrzą przede wszystkim na cyce.

– Tak. – Jane pokiwała głową. Skądś już to znała. Stacy spojrzała jej w oczy.

– Gdyby kumple dowiedzieli się o tym, byłabym skończona. Musiałabym poszukać sobie innej pracy. Dlatego pojechałam do Iana.

– I nie widziałaś mojego dżipa?

– Gdybym go zauważyła, nigdy nie weszłabym do środka. Słyszałam szczekanie psa, ale myślałam, że to jakiś z sąsiedztwa.

Zaparkowała po drugiej stronie pojemnika na śmieci, pomyślała Jane.

Spojrzała na siostrę i założyła ręce na piersi.

– Ale skłamałaś. Doskonale wiedziałaś, jakie to dla mnie ważne. Byłam przekonana, że w klinice była ta sama kobieta, którą Ted sprowadził do pracowni. Wiedziałaś, a mimo to nie powiedziałaś mi prawdy!

– Przepraszam – powiedziała cicho Stacy, – Popełniłam błąd, ale uwierz, że teraz nie kłamię.

– Niby dlaczego?

– Bo jestem twoją siostrą.

Te słowa spowodowały, że minął jej cały gniew. Jane usiadła na sofie i ukryła twarz w dłoniach.

To przecież jasne, że Stacy nie zamordowała tych wszystkich osób. Nie była też w zmowie z mordercą. Powinna bardziej ufać swemu instynktowi.

Ale wobec tego niemożliwe, by zrobił to Ian!

Jane spojrzała na siostrę i wyciągnęła rękę w stronę leżących na podłodze rzeczy.

– Ktoś to tutaj podrzucił, żeby zwalić winę na Iana.

– Ian jest winny, Jane.

– Nie, proszę.

Stacy przykucnęła przy niej.

– Na chwilę uwierzyłam w jego niewinność, lecz myliłam się. Bardzo mi przykro.

– Ale ta kobieta, która tu była… Stacy pokręciła głową.

– Nie było żadnej kobiety.

– Ten, kto zamordował Teda, przyszedł tu po to, żeby podrzucić te rzeczy. Ted zginął, ponieważ go zaskoczył.

Stacy złapała jej dłonie.

– Nie powinnaś wymyślać takich nieprawdopodobnych teorii. To niczemu nie służy. Tylko się bardziej przez to pogrążasz. – Spojrzała na leżące ubranie. – To jest ostateczny dowód winy Iana. Ławnicy nie będą się długo namyślać.

Jane potrząsnęła głową. Czuła, że sprawa wymyka jej się z rąk. To był ostateczny cios.

Mężczyzna w łodzi zawrócił. Zrobił pętlę. W tej chwili miał ją przed sobą.

Starała się walczyć z poczuciem beznadziejności i strachem. Pragnęła wierzyć w męża i jego miłość. Nie mieściło jej się w głowie, że mógłby coś takiego zrobić. Skoro zaufała Stacy, dlaczego nie miałaby zaufać jemu.

– To wszystko nie tak – szepnęła. – Ian nikogo nie zabił.

Zaczęła szlochać, a Stacy przytuliła ją do siebie.

– Wiem, jak ciężko się z tym pogodzić, ale musisz zrozumieć, że ten człowiek nadużył twego zaufania. Ian wiedział, że nakaz rewizji nie będzie obejmował pracowni, dlatego ukrył te rzeczy właśnie tutaj, na wypadek gdyby ktoś zaczął go podejrzewać. Wiedział, że jako oddana żona nie uwierzysz w jego winę i wynajmiesz mu najlepszego prawnika.

– Nie…

– Przecież wiesz, że cię zdradzał. Zabił Elle, bo zagroziła, że ci o tym powie, a potem już nie miał wyboru i musiał zamordować Marshę, bo znała wszystkie jego sekrety. Pewnie też sypiał z Lisette Gregory – dodała po chwili przerwy. – Bał się, że się o tym dowiemy, dlatego zdecydował się na trzecie morderstwo. Chodziło o to, żeby nie stracić ciebie, czy raczej twoich milionów…

Jane objęła się szczelnie ramionami. Chciała mimo wszystko wierzyć swojemu mężowi.

– A co z Tedem?

– Z tego, co o nim wiemy, wynika, że to on pisał te anonimy. Był strasznie pokręcony. Być może wydawało mu się, że w ten sposób bardziej się do ciebie zbliży… Że poprosisz go o pomoc… A tamtej nocy po prostu zaskoczył włamywacza.

To wszystko brzmiało całkiem logicznie, tyle że Jane za nic nie chciała tego przyjąć do wiadomości. Godząc się na taką prawdę, unieważniłaby tym samym to wszystko, co nadawało sens jej życiu: miłość, przyjaźń, wiarę w ludzi.

– Listy pochodziły od mężczyzny z motorówki. Śmierć Doobiego jest najlepszym na to dowodem.

Stacy pokręciła głową.

– Pamiętaj, że Doobie był informatorem policji. Być może ktoś się o tym dowiedział i postanowił go sprzątnąć. Ludzie tego pokroju nie żyją zwykle długo. To jasne, że nie wiemy jeszcze wszystkiego, ale obiecuję ci, że nie przestanę zajmować się tą sprawą.

Usłyszały dzwonek do drzwi i Stacy wstała.

– To pewnie Mac.

– Nie chcę z nim rozmawiać. Nie czuję się zbyt dobrze.

– Parę pytań… To naprawdę konieczne. Wszystko musi iść swoim trybem.

Stacy wpuściła Maca i drugiego śledczego. Jane przypomniała sobie, że nazywa się Liberman.

Mac podszedł do niej. Jane zauważyła, że patrzy na nią ze współczuciem.

– Musisz mi tylko powiedzieć, jak znalazłaś tę kurtkę, rękawiczki i czapkę – powiedział. – Nie będę cię długo męczył.

Skinęła głową i zaczęła drewnianym głosem opowiadać o swojej pracy i o kluczyku, który znalazła pod podkładką. Nie wspomniała tylko, że pojechała do Stacy i znalazła jej papiery z kliniki Iana.

– Schowek był zamknięty?

– Tak, ale zwykle nie zamykamy go z Tedem… – urwała nagle.

Mac spytał Libermana, czy chce jej zadać jeszcze jakieś pytania. Ale tamten tylko pokręcił głową.

– Wobec tego na razie to wszystko. Możliwe, że jeszcze coś nam wyskoczy.

Odetchnęła z ulgą i zawołała Rangera. Podziękowała Stacy, która chciała jej towarzyszyć, i powlokła się na górę, czując na plecach spojrzenia policjantów.

Nagle poczuła coś dziwnego, jakiś chłód, który ją owionął. Obejrzała się za siebie, ale w tym momencie nikt na nią nie patrzył. Gała trójka rozmawiała ze sobą półgłosem. Czy jej się wydawało? Czy może było to przeczucie?

Weszła szybko na górę, a następnie zamknęła drzwi na klucz i oparła się o nie plecami.

Загрузка...