ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY

Poniedziałek, 27 października 2003 r. 14. 45


W ciągu paru następnych godzin to, co powiedziała reporterom, nabrało konkretnego kształtu. Jane postanowiła, że wróci, tym razem już za dnia, do kliniki i wznowi swoje poszukiwania. Miała też zamiar skontaktować się z Gretchen Cole, Sharon Smith i Lisette Gregory, modelkami, które stały się później pacjentkami Iana. Chciała wypytać je o związki z mężem i o to, w jaki sposób trafiły do jego kliniki.

Miała nadzieję, że były to znajomości o charakterze zawodowym.

Jane uważała też, że powinna poszukać kobiety, która ukradła papiery z segregatora, chociaż nie miała pojęcia, jak to zrobić. Poza tym czekały na nią jeszcze telefony do La Plaza, byłych wspólników Iana i sekretarki z Centrum Chirurgii Kosmetycznej.

Obawiała się, co prawda, że jej dowody mogą nie wystarczyć sądowi, ale przynajmniej sama upewni się co do niewinności męża. Poza tym Elton mógłby z nich skorzystać, by posiać wątpliwości w ławie przysięgłych.

Kiedy weszła do swojej pracowni, zastała tam Teda stojącego przed „Anne”.

– Jest naprawdę piękna – powiedział, wciąż wpatrując. się w rzeźbę.

– Prawda? – Jane stanęła obok. – Poświęciłam jej cały weekend.

– Nie sądziłem, że będziesz mogła pracować. Wiesz, z powodu Iana…

– Praca mi pomogła. Bez niej chyba bym zwariowała. Ted obrócił się w jej stronę.

– Dzwoń do mnie, jakbyś czegoś potrzebowała. Zawsze gotów jestem ci pomóc.

Uścisnęła z wdzięcznością jego ramię.

– Potrzebuję trzech telefonów. Do Gretchen Cole, Lisette Gregory i Sharon Smith.

– Jasne. – Podszedł do komputera i wziął leżący obok zeszyt. Wypisał z niego trzy numery i podał jej karteczkę. – W porządku alfabetycznym. Ale rozesłałem już zaproszenia na wystawę do wszystkich twoich modelek.

– Tak, wiem. – Dostrzegła zdziwienie w jego oczach, ale nie zareagowała. – Będę na górze, gdybyś mnie potrzebował.

W mieszkaniu nalała sobie soku pomarańczowego i wziąwszy telefon komórkowy, usadowiła się wygodnie z podwiniętymi nogami na kanapie. Ranger spoczął u jej stóp.

Najpierw zadzwoniła do Gretchen Cole. Po chwili usłyszała jej głos:

– Tak, słucham?

– Gretchen? Tu Jane. Jak się miewasz?

– Jane? Raczej powiedz, jak ty się miewasz. Wciąż nie mogę uwierzyć, że Ian ma być sądzony.

– To pomyłka. Jest niewinny.

– Oczywiście. – Gretchen zniżyła głos. – Czy wciąż jest w więzieniu?

– Tak. – Jane chrząknęła, przygotowując się do zmiany tematu. – Czy dostałaś zaproszenie na otwarcie wystawy?

– Mhm, ale nie wiedziałam, czy nadal ją planujesz.

– Ian prosił, żebym jej nie odwoływała.

– On już taki jest… – Urwała nagle, zdając sobie sprawę z tego, co powiedziała. – Ee, więc wkrótce się zobaczymy…

– Chciałam cię jeszcze o coś zapytać. – Jane siliła się na niedbały ton. – Ian mówił, że byłaś jego pacjentką. Trochę się boję, że, no wiesz… skorzystał z naszej znajomości, by załatwić własne interesy.

– Och nie, Jane, to nie było tak. – Gretchen wydawała się rzeczywiście strapiona. – Ale wiesz, jak mi zależy na wyglądzie… Po tym, jak go poznałam, wspomniałam o tym koleżance. A ona powiedziała, że jest świetnym chirurgiem plastycznym i że nie znajdę nikogo lepszego.

– Więc to nie on się do ciebie zwrócił?

– Nie, jasne, że nie.

Jane nie przypuszczała nawet, że tak bardzo ją to martwiło. Poczuła olbrzymią ulgę i roześmiała się, nie do końca panując nad swoimi reakcjami.

– Tak, jest w końcu świetnym chirurgiem – powtórzyła.

– Właśnie! Ponieważ z tobą pracowałam, usiłował mnie skierować do kolegi, ale nie chciałam nawet o tym słyszeć.

Jane wzięła głęboki oddech. Pierwszą przeszkodę miała za sobą. Teraz czekała ją najtrudniejsza sprawa.

– Gretchen, wybacz, ale muszę ci zadać jeszcze jedno pytanie. Liczę na szczerą odpowiedź.

– Oczywiście, Jane. Słucham?

– Czy… czy Ian nie zachowywał się wobec ciebie… nieodpowiednio?

– Nieodpowiednio?

– No, czy ci się nie narzucał? Czy nie wysuwał żadnych propozycji?

– Nie, coś ty! – Odpowiedź była szybka i wydawała się szczera. Gdy do Gretchen w pełni dotarł sens pytania, dodała z mocą: – Zawsze zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen.

– Dzięki… – Tym razem ulga była jeszcze większa.

– Czy chcą ci wmówić, że Ian cię zdradzał? To nieprawda! Dla każdego jest jasne, że cię kocha.

Rozmawiały jeszcze przez chwilę, a potem pożegnały się i rozłączyły. Następnie Jane zadzwoniła do Lisette i nagrała się na sekretarkę, a potem do Sharon, która na szczęście była w domu.

Rozmowa z nią przypominała kropka w kropkę rozmowę z Gretchen.

Jane poczuła się niemal szczęśliwa. Powoli znów nabierała zaufania do Iana. To one poprosiły go o pomoc, on zaś cały czas traktował je jak pacjentki, a nie atrakcyjne kobiety.

Jane postanowiła wybrać się do jego byłej żony, Mony Fields, Miss Teksasu sprzed paru lat, kobiety bogatej i ustosunkowanej. Jane spotkała się z nią tylko jeden raz – na wystawie w Galerii Sztuki Współczesnej.

Mona była dla niej wtedy bardzo miła. I chociaż Jane czuła się wówczas fatalnie, wynikało to z braku poczucia bezpieczeństwa i zbyt niskiej samooceny, a nie z tego, co była żona Iana powiedziała lub zrobiła.

Mona była tak piękna, że Jane czuła się przy niej jak kopciuszek. Miała naturalne blond włosy, niebieskie oczy i doskonałą figurę. Ian mawiał, że ma anielską twarz i diabelską duszę. Wytrzymał z nią niecałe dwa lata.

Wzięła torebkę oraz kurtkę i zamknęła Rangera w klatce w kuchni. Dopiero wtedy zeszła na dół i zajrzała do pracowni.

– Coś ciekawego? – spytała.

– Prośba o wywiad od krytyka sztuki z „Timesa”

– Z Nowego Jorku czy Los Angeles?

– Z Los Angeles. Nieźle, co?

– Pewnie. – Poczuła się pochlebiona, ale nie było jej z tego powodu przyjemnie. Tak, spotkał ją zaszczyt, wiedziała o tym, ale nie potrafiła przekonać siebie, że jest kimś ważnym.

Ted spojrzał na jej kurtkę.

– Wybierasz się gdzieś?

– Tak. – Podciągnęła torebkę wyżej na ramię. – Jadę do byłej żony Iana.

– Byłej żony? – powtórzył ze zdziwieniem. – Po co?

– Muszę z nią porozmawiać. Na osobności.

– Zaczynasz się denerwować, prawda? Tymi wszystkimi podejrzeniami, plotkami…

Jane aż poczerwieniała.

– W każdym razie nie zamierzam siedzieć bezczynnie!

– I chcesz przeprowadzić własne śledztwo – domyślił się Ted. – Czy nie powinien się tym raczej zająć adwokat, którego zatrudniłaś?

– Eltona nie obchodzi, czy Ian jest winny, czy nie. Chodzi mu tylko o to, żeby sąd uznał go za niewinnego. A ja wiem, że mój mąż tego nie zrobił!

Ted pokręcił głową.

– Chodzi ci o zdradę czy o morderstwa?

To pytanie wcale się jej nie spodobało. Było obliczone na to, by sprawić ból. Jane poczuła gwałtowny przypływ gniewu.

– Pilnuj własnych spraw!

Ted pobladł.

– Uważam się za twojego przyjaciela, a przyjaciele powinni mówić sobie prawdę. To robota dla policji i prawników.

– I mam spokojnie patrzeć, jak wrabiają w to mego męża?

Zauważyła, że Ted chce jeszcze z nią polemizować, ale w końcu zrezygnował.

– Jak uważasz – powiedział z westchnieniem.

– Potrzebuję adresu Lisette Gregory. Możesz go znaleźć?

– Lisette – powtórzył, zdziwiony nagłą zmianą tematu. – Teraz?

– Tak, koniecznie.

Wziął leżący przy komputerze zeszyt. Obejrzał się przez ramię.

– Jeśli chcesz, żebym wysłał jej jeszcze jedno zaproszenie…

– Nie. Lisette była też pacjentką Iana. Chcę z nią porozmawiać, zanim zrobi to policja.

Jego twarz pociemniała.

– To niebezpieczne, Jane. To może ci zaszkodzić jako artystce. Nie możesz teraz…

– Już podjęłam decyzję – przerwała mu. – Daj mi ten adres.

– Chcesz rozmawiać ze wszystkimi pacjentkami? Co ci to da? A jeśli któraś… – Urwał i spojrzał w bok. – Nieważne. Jesteś dorosła i wiesz, co robisz.

Zapisał adres na kartce i podał ją Jane.

– Jeśli któraś… Dokończ, Ted.

– Jeśli powie ci coś, czego nie chciałabyś usłyszeć? Poczuła się wstrząśnięta tymi słowami. Z góry założyła, że nic takiego nie nastąpi. A jeśli tak? Co wtedy?

Dotknął jej policzka. Delikatnie, tak że tylko poczuła opuszki palców.

– Wcale nie jesteś taka silna, Jane…

– Właśnie że jestem! – Odskoczyła od niego rozgniewana. – Wcale mnie nie znasz!

– Więc jedź. Baw się dobrze. Zrobiło jej się przykro.

– Przepraszam, Ted. Nie powinnam tak mówić. – Urwała na chwilę. – Ale muszę z nimi porozmawiać.

– Jak uważasz.

– I zostaniesz tu?

Spojrzał na nią uważnie. W jego oczach zagrała cała gama emocji.

– Tak naprawdę, to ty mnie nie znasz, Jane. Otworzyła usta, żeby znowu go przeprosić, ale zmieniła zdanie i szybko opuściła pracownię.

Na dworze było ładnie, ale zimno. Włożyła kurtkę i przeszła do samochodu. Mona Fields mieszkała w University Park, niedaleko prestiżowej wyższej uczelni metodystów. Dzielnica obok, Highland Park, również należała do najmodniejszych w mieście.

Bez problemu trafiła na ulicę Mony, Bryn Mawr, i odszukała dom w stylu śródziemnomorskim. Zaparkowała na ulicy i spojrzała na wypełniony azaliami, zimowitami i ozdobnymi krzewami ogród. To była prawdziwa uczta dla oczu. Nie przyjechała tu jednak po to, żeby podziwiać rośliny.

Nie zważając na swoje zdenerwowanie, od razu zadzwoniła do drzwi. Otworzyła jej kobieta w średnim wieku w czystym i wykrochmalonym czarnym fartuszku. Mówiła po angielsku, ale z silnym hiszpańskim akcentem. Zaprosiła Jane do środka, prosząc, żeby poczekała.

Po paru minutach pojawiła się Mona. Była ubrana w obcisłe spodnie i sweter z wycięciem. Poza tym miała kolczyki i naszyjnik z brylantami.

Jane zapomniała już, jaka jest piękna.

– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się do niej.

– Ach, Jane. Co cię do mnie sprowadza?

– Ian – odparła krótko.

– A tak, wiem, że ma kłopoty. Biedaczek. – Wskazała salonik na prawo od wejścia. – Chodźmy tam.

Pokój był bardzo kobiecy, może tylko, jak na gust Jane, zbyt bogato zdobiony. Usiadły naprzeciwko siebie. Po chwili pojawiła się służąca.

– Czy coś podać, proszę pani?

– Nie, raczej nie. – Spojrzała na Jane, a ta pokręciła głową. Gdy służąca odeszła, Mona spytała: – Jak więc mogłabym pomóc Ianowi?

– On na pewno nie zabił tych kobiet. Mogę przysiąc. Mam nadzieję, że się ze mną zgodzisz.

– I co dalej? Mam się za nim wstawić w sądzie?

– Tak, jeśli tylko zgodzi się na to jego adwokat.

– Przykro mi, ale policja cię uprzedziła. Jane poczuła nagłą pustkę.

– Byli tu? – niemal jęknęła..

– I to już ładnych parę dni temu.

– O co pytali?

Mona uśmiechnęła się i założyła nogę na nogę. Jane zwróciła uwagę na to, że są bardzo długie. Właśnie z takimi nogami można było wygrać konkurs piękności.

– Czy Ian był wiernym mężem. – Urwała. – A konkretniej, czy mnie zdradzał.

Jane poczuła, jak robi jej się sucho w ustach. Przypomniała sobie pytanie Teda: „Co zrobisz, jeśli powie ci coś, czego nie chciałabyś usłyszeć?”.

Mona pochyliła się w jej stronę i ponownie anielsko się uśmiechnęła.

– Wiesz, zawsze uważałam, że ten jego kutas narobi mu kłopotów. I wygląda na to, że tak się właśnie stało.

Jane aż jęknęła zaszokowana, ale Mona ciągnęła dalej słodkim głosikiem:

– W najlepszym przypadku można powiedzieć, że jest podrywaczem, ale ja uważam, że jest uzależniony od seksu. Zdradzał nie tylko mnie, ale również swoje kochanki, bo miał już na oku nowe. Chyba to wiedziałaś, kiedy decydowałaś się na małżeństwo?

Jane milczała, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Mona popatrzyła na nią z litością.

– Och, przepraszam. Więc jednak nie… – Zamilkła na chwilę. – Łudziłaś się, że będzie ci wierny… Że nie będzie cię zdradzał… – Potrząsnęła złotymi włosami. – On nawet nie zna znaczenia słowa wierność. Kutas jest jego całym życiem.

– Kłamiesz – powiedziała z trudem.

Mona nie obraziła się i tylko pokręciła głową.

– To wcale nie znaczy, że cię nie kocha. Po prostu ma potrzeby, których nie możesz zaspokoić.

– To… to nieprawda. – Jane wstała i lekko się zachwiała.

Po chwili już była przy wyjściu z pokoju. Mona wyciągnęła do niej wypielęgnowaną dłoń.

– Naprawdę bardzo mi przykro. Wiem, co czujesz. Ja też kiedyś cierpiałam z jego powodu.

Jane obróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi wyjściowych. Bała się, że lada chwila zacznie płakać. Jednak Mona dogoniła ją i chwyciła za ramię.

– Pamiętasz, jak spotkałyśmy się w Galerii Sztuki? Ian zadzwonił do mnie jeszcze tego samego dnia. Spytał, czy nie miałabym ochoty na małe jebanko. Tak się właśnie wyraził. Za stare, dobre czasy… Powiedziałam mu, żeby poszedł do diabła. I chyba w końcu mnie posłuchał.

Roześmiała się, a Jane zobaczyła kobietę, którą mąż jej kiedyś opisywał. Taką, którą bawi robienie komuś krzywdy.

– Żałuję, że dowiedziałaś się tego ode mnie. Ale ze mną też ożenił się dla pieniędzy. Tyle że ty straciłaś więcej…

Jane wyrwała jej się i wypadła na zewnątrz. Biegła w słońcu, wycierając łzy z policzków.

– Znam go dobrze i nie sądzę, żeby zabił te kobiety – zawołała za nią Mona. – To też powiedziałam policji.

Jane udało się jakoś dojechać do domu, chociaż była tak zdenerwowana, że czasami nie widziała, co ma przed sobą. Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami i wybuchnęła głośnym płaczem.

Po chwili z pracowni wychynął Ted i zaraz znalazł się przy niej.

– Mój Boże, Jane! Co się stało? Źle się czujesz?

– Fa… fatalnie – zdołała odpowiedzieć.

Chciała przejść obok, ale Ted ją zatrzymał i przyciągnął do piersi. Przez moment starała się nie poddawać żalowi, ale potem przytuliła się do Teda, zanosząc się szlochem.

Pozwolił jej się wypłakać. Gładził ją po włosach i szeptał jakieś słowa pociechy.

– Miałeś rację – jęknęła, kiedy w końcu przestała płakać i wytarła nos. – Nie… nie powinnam była tam iść. Żona Iana mó… mówiła o nim straszne rzeczy.

– Przykro mi, Jane. – Uścisnął jej dłoń. – Wcale nie zależało mi na tym, żeby mieć rację.

– Powiedziała, że ożenił się ze mną dla pieniędzy. I że na pewno mnie zdradzał. Że w ogóle lu… lubi kobiety.

Zacisnął dłoń jeszcze mocniej. Kiedy spojrzała mu w oczy, poraziła ją intensywność jego spojrzenia.

– Jeśli cię oszukiwał, to ma, na co zasłużył!

– Ależ Ted…

– To straszne, że tak cierpisz. Nie chciałem, żeby tak się stało…

– No jasne, przecież to nie twoja wina.

– Muszę już iść. Mam spotkanie. – Puścił jej dłoń i wycofał się. Był wyraźnie zmartwiony.

– Ted? – zawołała, kiedy znalazł się przy drzwiach. – Czy chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?

Popatrzył na nią z niekłamanym bólem.

– Wszystko we wszechświecie ma swój cel. I wszystko ma swoją przyczynę. Pamiętaj o tym, Jane.

I już go nie było.

Długo jeszcze patrzyła na drzwi, zastanawiając się nad sensem tych słów. Jednak najdziwniejsza wydała jej się pełna cierpienia mina Teda.

Znowu zaczęła się zastanawiać nad tym, co też miał jej jeszcze do powiedzenia.

Загрузка...