ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY

Piątek, 31 października 2003 r. 23. 20


Stacy odwiozła siostrę do domu. Podczas drogi Jane prawie nic nie mówiła, ale Stacy wyczuwała jej strach i zmęczenie. Bardzo pragnęła ją pocieszyć.

Sama też była wykończona. Od razu wypytała Teda o chłopaka, który przywiózł kwiaty. Asystent powiedział, że miał czternaście, piętnaście lat i był ubrany w za duży T-shirt i spodnie z krokiem na poziomie kolan, a na głowie miał bejsbolówkę – jak większość nastolatków w Dallas. Do tego jasna karnacja, niebieskie lub szare oczy, dosyć chudy i wysoki. Tysiące takich chłopaków biega po mieście…

Później zapytała o tego chłopca jeszcze parę innych osób, które go widziały, i wszystkie potwierdziły opis Teda.

Coś jej jednak nie pasowało. Jakby ktoś wszystko starannie wyreżyserował. Nie mógł to być jakiś anonimowy psychol działający z oddali, tylko osoba dobrze wprowadzona w szczegóły. Przecież kwiaty dostarczono bardzo późno, kiedy w galerii mogło już nikogo nie być, a jednak pojawiły się w najlepiej dobranym momencie jako ostatni, makabryczny akord wernisażu. Wybrano też moment, kiedy Ted był przy drzwiach i mógł przyjąć bukiet, dzięki czemu posIaniec szybko zniknął, nie zapadając szczególnie w pamięć zgromadzonym. No i najważniejsze: skąd prześladowca Jane wiedział o białych różach?

Osoba, która je wysłała, dobrze wiedziała, że Jane przyjmie je z radością. I że od razu sięgnie po bilecik.

Chodziło o to, żeby ją jak najbardziej przestraszyć.

„Znowu usłyszę twój krzyk.

Jestem bliżej, niż myślisz”.

To bardzo niepokojące słowa, musiała przyznać. Potwornie niepokojące.

Zaczęła sobie przypominać, kto był w galerii w chwili, kiedy dostarczono kwiaty. Dyrektor muzeum wraz z asystentką. Pani kustosz. Pracownicy firmy organizującej przyjęcie, którzy przyszli chwilę wcześniej, żeby posprzątać… Ona i Dave. Ted Jackman. Parę innych, nieznanych jej osób. Kilka postaci w maskach… Pytała nawet o nazwiska tych osób, ale przecież mogły być fałszywe.

Czy prześladowca Jane mógł się ukryć za maską? Z całą pewnością chciał tam być i zobaczyć jej reakcję. Im bardziej poczuje jej strach, tym bardziej będzie zadowolony – Stacy nie miała co do tego żadnych wątpliwości.

Ciekawe, czy sam czuł się bezpiecznie?

Stacy raz jeszcze zaczęła sobie przypominać kolejnych gości. Wybrała Teda Jackmana. Ciekawe, czy mają o nim jakieś wiadomości w policyjnych komputerach. Mogłaby wpisać jego imię i nazwisko do Centralnego Rejestru Przestępców i zobaczyć, co jej wyskoczy. Miałaby wówczas dostęp do takich informacji, jak numer ubezpieczenia, data urodzenia, znaki szczególne, przestępcza działalność, wszelkiego rodzaju powiązania.

– Dziękuję za odwiezienie. – Jane pierwsza przerwała ciszę.

Stacy zerknęła na siostrę.

– Cieszę się, że tam byłam.

– Myślałam, że to kwiaty od Iana.

– Tak, wiem. Właśnie o to chodziło.

– To chyba ktoś, kogo znam, prawda?

Stacy raz jeszcze spojrzała na siostrę, zdziwiona, że mimo ogromnego napięcia i stresu potrafi tak logicznie rozumować.

– Zna cię na tyle dobrze, że wiedział, jak przyjmiesz te róże.

– Domyślasz się, kto to może być?

– Nie. Na razie.

Stanęły przed domem Jane. Stacy popatrzyła na swoje zaciśnięte na kierownicy dłonie. Dopiero po chwili zdołała rozluźnić uścisk.

– Czy powinnam się bać? Tylko powiedz prawdę.

– Tak, i to bardzo. Tylko wtedy będziesz wystarczająca ostrożna.

– Ale mi pomogłaś – mruknęła z przekąsem Jane. Stacy uścisnęła jej chłodną, jakby wilgotną dłoń.

– Obiecuję, że się tym zajmę. Zobaczysz. Jane nieco się rozluźniła.

Gdy wysiadły z auta, z salonu tatuażu wyskoczyło paru przebierańców. Od strony Elm Street dobiegała alternatywna muzyka. Gdzieś w oddali słychać było policyjną syrenę.

– Kiepsko się czuję – powiedziała Jane, opierając się na drzwiczkach. – Kręci mi się w głowie i… i w ogóle.

Jęknęła. Strach wykrzywił jej twarz. Ręką złapała się za lekko wystający brzuch.

– O Boże! Stacy! Dzie… dzieje się coś złego…

– Jesteś zmęczona. – Stacy starała się zachować spokój. – Powinnaś odpocząć…

Objęła ją i pomogła wejść do domu, a potem po schodach. Kiedy weszły, usłyszały, jak Ranger skowyczy i miota się w klatce. Zaprowadziła siostrę do sypialni i pomogła położyć się na wielkim łóżku. Wyobrażała sobie, jak samotna musi czuć się w nim bez Iana.

Po chwili Jane powiedziała, że chce pójść do łazienki. Stacy w tym czasie posłała łóżko. Siostra wróciła w za dużym T-shircie. Była w nim taka malutka i krucha.

Położyła się, a Stacy opatuliła ją kołdrą.

Jane złapała ją za rękę.

– Przepraszam za to, co powiedziałam po aresztowaniu Iana. Wiesz, że tak nie myślę…

– Nie przejmuj się teraz…

– Nie! – przerwała jej. – Muszę to powiedzieć. Miałaś rację, jestem hipokrytką. Chętnie oskarżam ciebie o to, że nie chcesz się ze mną pogodzić, ale jak tylko coś się dzieje, odwracam się do ciebie plecami.

Stacy ścisnęła mocniej jej dłoń.

– To straszne, Jane, ale naprawdę byłam zazdrosna. Wiesz, o Iana. Ale nigdy bym nawet nie pomyślała, że coś takiego może się wydarzyć.

– Wiem, chcia… – Jane urwała z jękiem i zacisnęła konwulsyjnie palce, aż Stacy poczuła ból.

– Co się dzieje? Skurcz?

Przerażona Jane skinęła głową. Na jej bladym czole pojawiły się kropelki potu.

– Brzuch – wydusiła przez zaciśnięte zęby.

– Jaki to jest ból? – W czasie pracy w policji zetknęła się z kilkoma kobietami, które poroniły. Wiedziała, czego się spodziewać. – Ostry?

Jane pokręciła głową.

– Nie, jak przy miesiączce – wyrzuciła z siebie. – Tylko… mocniejszy.

– Czy na bieliźnie nie było plamienia? Oczy Jane zaszkliły się ze strachu.

– Nie! Nie chcę stracić dziecka!

– Wszystko będzie w porządku – uspokajała ją Stacy. – Masz za sobą ciężki dzień i prawdziwy szok. Teraz musisz odpocząć. – Wyswobodziła dłoń z uścisku siostry. – Zadzwonię do twojego lekarza, tak na wszelki wypadek. Gdzie masz jego numer?

Jane powiedziała, żeby skorzystała z notatnika w kuchni. Stacy wypuściła najpierw z klatki niespokojnego Rangera, a potem znalazła numer ginekologa. Ponieważ było późno, automatyczna sekretarka podała jej numer szpitala. Stacy zadzwoniła tam, podała pielęgniarce nazwisko Jane i wyjaśniła, na czym polega problem. Zostawiła też numer telefonu siostry. Po pięciu minutach oddzwonił lekarz dyżurny ze szpitala. Stacy raz jeszcze opisała mu całą sytuację.

– Jak bardzo ją boli? – zapytał.

– Ból przypomina skurcze menstrualne, ale chwilami jest znacznie silniejszy. Siostra bardzo się martwi. Ma za sobą ciężki dzień.

– Czy krwawi?

– Nie.

– Położyła się do łóżka?

– Tak.

– To dobrze. Skurcze na początku ciąży nie muszą być niepokojące. Nawet silne. Proszę przekazać siostrze, żeby przez następnych dwanaście godzin nie ruszała się z łóżka. I proszę dzwonić, gdyby bóle nie ustawały albo gdyby pojawiło się krwawienie. A rano niech pani siostra skontaktuje się ze swoim ginekologiem.

Wróciła do sypialni, a kiedy powtórzyła Jane słowa lekarza, dostrzegła ulgę na jej twarzy. Stacy przysunęła sobie krzesło.

– Pamiętasz, że opowiadałam ci kiedyś historie na dobranoc?

– Były straszne. Mama zawsze potem się dziwiła, dlaczego nie chcę spać przy zgaszonym świetle.

Stacy pomyślała o Macu i o informatorze z obyczajówki, którego nazywali Doobie. Miała w zanadrzu historię, która przeraziłaby ją jeszcze bardziej. Wiedziała, że będzie musiała opowiedzieć ją Jane, ale uznała, że jeszcze nie teraz.

– Będę na kanapie, jakbyś czegoś potrzebowała.

– Nie musisz zostawać.

– Ale chcę. – Ucałowała siostrę w czoło. – Naprawdę. Kiedy już zamierzała wyjść, Jane nagle sobie coś przypomniała.

– Dlaczego wypytywałaś mnie dzisiaj o Lisette? Nie mogła jej teraz powiedzieć. Nie po tym, co się stało.

– Może pogadamy rano – powiedziała i ziewnęła. – Jestem strasznie zmęczona.

Jane skinęła lekko głową.

– Zostaniesz dłużej?

– Jasne. – Podeszła do drzwi, lecz jeszcze obejrzała się za siebie. Jane miała już zamknięte oczy i wydawała się zagubiona na tym wielkim łóżku. Czarnobiała pościel nie wyglądała zbyt wesoło. Przed oczami stanęły jej obrazy Elle Vanmeer, Marshy Tanner i Lisette Gregory.

Za kogo wyszła jej siostra? Czy za czułego, kochającego faceta, czy może za potwora, który bez najmniejszych skrupułów mordował kolejne kobiety?

Загрузка...