ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DRUGI

Sobota, 8 listopada 2003 r. Południe


Stacy i Mac przyjechali po paru minutach. Zaraz po nich nadjechały z wyciem syren samochody policyjne i na dole zaroiło się od funkcjonariuszy. Jane obserwowała to wszystko przez okno, a potem zbiegła po schodach i otworzyła drzwi, zanim Stacy zdążyła zadzwonić.

Padła jej w ramiona i zaczęła szlochać.

– To moja wina. Zrobił to dla mnie. Nie powinnam… nie powinnam mu była pozwolić. Mogłam cię obudzić… Porozmawiać…

– Spokojnie, Jane. – Stacy pogładziła ją po głowie. – Powiedz najpierw, gdzie go znalazłaś.

– W pracowni. Za… za kanapą.

– Jasne. – Mac skinął na policjantów i poprowadził ich do środka.

Jane patrzyła za nimi, przypominając sobie tę chwilę, kiedy znalazła Teda w kałuży krwi. Zakryła oczy rękami, chcąc wymazać ten obraz i wrócić do wczorajszego dnia. A najlepiej do czasów sprzed trzech tygodni, kiedy im wszystkim żyło się tak przyjemnie.

Stacy przytuliła ją łagodnie. Drugą ręką odsunęła dłonie siostry i spojrzała jej w oczy.

– Przede wszystkim powiedz, czy dobrze się czujesz. W Jane zaczął narastać histeryczny śmiech. W końcu z gardła znowu wydobyło jej się coś, co przypominało szloch.

– Żartujesz chyba! Czuję się fatalnie.

– Musisz mi opowiedzieć, co się stało i jak znalazłaś Teda. Chyba powinnaś usiąść, co?

Jane potrząsnęła głową.

– Nie, nie trzeba.

– Dobrze, a teraz po kolei. Co tu się działo? Może pójdziemy na dół i będziesz mi wszystko pokazywać.

Jane wzięła głęboki oddech.

– Dobra.

Zeszły do pracowni. W holu spotkały Maca, który skinął Stacy głową.

Pewnie potwierdził, że Ted nie żyje, pomyślała Jane. Jakby mogły być co do tego jakieś wątpliwości.

– Zadzwoń do Pete’a – powiedziała Stacy.

– Już to zrobiłem. Ekipa techniczna jest w drodze. Stacy ponownie objęła siostrę.

– A teraz, Jane, jak to było?

Opowiedziała im o dziwnym zachowaniu psa i o tym, jak zaczął warczeć przed drzwiami do pracowni. O tym, jak zeszła za nim i przestraszyła się, ale mimo to poszła dalej.

– Ranger… Ranger był tam pierwszy. Miał… miał łapy we krwi. Zostawiał ślady. I wtedy… – Umilkła i spuściła głowę.

– Dotykałaś ciała? – spytała Stacy.

– Nie.

– A może ruszałaś coś w pracowni? Jane potrząsnęła głową.

– Nie, niczego. Ale Ranger…

– Zaczekaj tu chwilę.

Jane nie trzeba było tego powtarzać. Stacy i Mac weszli do pracowni. Zamknęła oczy, żeby nie widzieć tego, co się wokół niej dzieje. Niestety wciąż słyszała rozmowę policjantów.

– Jak sądzisz, kiedy to się stało? – spytała Stacy.

– Na pewno ładnych parę godzin temu. Stężenie pośmiertne jest mocno zaawansowane. Zwłoki już nie sinieją.

– Wygląda na to, że ktoś go zaskoczył od tyłu.

– Mhm. I poderżnął mu gardło – potwierdził Mac.

– Zabójca wiedział, co robi.

Dobry Boże! Jane uniosła rękę do ust.

– Sprawdź drugie drzwi.

Usłyszała, że ktoś otwiera wewnętrzne drzwi na poddasze. Spojrzała na alarm znajdujący się tuż przy schodach. Świecił na czerwono.

Ted nie nastawił go ponownie.

– Wszystko w porządku? – usłyszała pytanie siostry. Zadała je zapewne policjantom czuwającym przy drzwiach od podwórza. Odpowiedź musiała też być pozytywna, ponieważ poleciła im, żeby rozejrzeli się w sąsiedztwie. Następnie poprosiła kogoś w środku, żeby dał jej znać, jak tylko przyjedzie zastępca koronera.

Po chwili siostra pojawiła się w holu.

– Wiesz, poproszę któregoś z policjantów, żeby odprowadził cię na górę.

– Nie.

– Nic już dla niego nie możesz zrobić, a powinnaś trochę odpocząć. To się może źle skończyć, Jane – ostrzegła.

– Ted był moim przyjacielem. To moja wina…

Stacy przyjrzała jej się uważniej.

– Dlaczego tak sądzisz? Musisz mi wszystko powiedzieć. – Stacy pociągnęła Jane za rękaw bluzki. – Chodź, sama cię odprowadzę. Pogadamy. – Wymieniła spojrzenia z Makiem. – Daj mi znać, kiedy Pete przyjedzie.

A potem wzięła siostrę za ramię i poprowadziła na górę. Jane poczuła, że nagle skończyła jej się cała energia. Nie miała już siły i dlatego z wdzięcznością przyjęła pomoc. W salonie z westchnieniem ulgi opadła na kanapę. Stacy przysunęła sobie krzesło, żeby móc swobodniej rozmawiać.

Jane spojrzała na siostrę, a potem zaczęła:

– Ted miał wczoraj poszukać tej kobiety, która była w pracowni. Uparł się, że to zrobi, chociaż mu to odradzałam.

– Ale po co jej szukał?

– Pomyśleliśmy, że to może ona.

– Że to ta, która cię terroryzuje? – zdziwiła się Stacy.

– Tak. I że to ona zabiła Marshę, Lisette i…

– Elle Vanmeer?

– Właśnie. Albo współdziałała z mordercą. – Jane zacisnęła dłonie. – Ted zadzwonił do mnie późno w nocy. Znalazł ją. – Głos zaczął jej drżeć. – Miał za nią iść. Prosiłam, żeby tego nie robił, ale mnie nie słuchał. Chciałam, żebyście ubezpieczali go z Makiem, ale on…

Ukryła twarz w dłoniach.

– Posłuchaj, Jane, to wygląda na nieudany rabunek – rzekła łagodnie Stacy.

Siostra spojrzała na nią przez łzy.

– Rabunek? – powtórzyła. – Nie rozumiem.

– Ted prawdopodobnie przyszedł tu nad ranem. Miał przy sobie najnowsze „Dallas Morning News” z recenzją z twojej wystawy i kwiaty. Musiał zaskoczyć włamywacza. Dlatego zginął.

Jane nie bardzo potrafiła połączyć wszystkie fakty. Recenzja z jej wystawy? Jacyś złodzieje w jej pracowni?

– Martwił się o ciebie. Pewnie chciał cię ucieszyć tą recenzją i kwiatami.

– Nie. To ta kobieta…

– To nie ta kobieta, Jane. Ted zginął przypadkowo.

– Nie! – Tym razem zaprzeczyła głośniej. – Jeszcze nie wiesz wszystkiego. Czegoś ci nie powiedziałam.

Zaintrygowana Stacy spojrzała na nią uważnie.

Jane opowiedziała jej o tym, jak pojechała do kliniki, żeby poszukać czegoś, co wskazywałoby, że Ian jest niewinny. I o spotkaniu z tajemniczą nieznajomą.

Siostra pokręciła głową.

– Nie powinnaś była jeździć tam sama w środku nocy – powiedziała surowym tonem.

– Pomyślałam, że policja mogła coś przeoczyć. Coś, co stanowiłoby dowód niewinności Iana…

– Pamiętaj, że jesteśmy profesjonalistami. Wiemy, czego szukać…

– Ale szukaliście dowodów winy Iana, a nie jego niewinności – stwierdziła stanowczo Jane. – To aż się rzucało w oczy. Jakby specjalnie…

Stacy otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale zaraz je zamknęła. Wyglądała na wstrząśniętą.

– Czy mówiłaś komuś jeszcze o tej kobiecie?

– Tylko Tedowi, a teraz tobie.

– Dlaczego nie zrobiłaś tego wcześniej?

– Bo byłam pewna, że wszyscy na to źle zareagują. A poza tym… niczego nie znalazłam.

Jakiś dziwny płomyk zalśnił w oczach Stacy, a potem zaraz zgasł.

– Sama nie wiem, co z tym zrobić.

– Sprawdziliście klucze Marshy? Czy miała gdzieś klucze do biura?

– Słucham?

– Klucze do biura. Ta kobieta wzięła jakieś papiery, zapewne swoje, żeby policja nie mogła ich znaleźć. Musiała więc mieć klucze, pewnie Marshy… To znaczy, że jest powiązana z tym morderstwem.

W tym momencie odezwała się komórka Stacy. Skinęła siostrze, żeby poczekała, i odebrała telefon.

– Dobrze, już schodzę – powiedziała do słuchawki. – Wstała. – Muszę już iść, Jane. Wrócę, jak tylko będę mogła. Zostaniesz sama?

Jane skinęła głową. Była zupełnie pozbawiona energii, jak balonik, z którego wyleciało powietrze.

– Może zadzwoń do Dave’a. Zobacz, czy mógłby tu przyjść.

– Sama nie wiem…

Stacy podeszła do drzwi, a potem jeszcze obejrzała się za siebie.

– Rozwiążemy tę zagadkę, zobaczysz. I to razem. Odwróciła się i wyszła.

Jane poczuła się osamotniona – bardziej niż kiedykolwiek w życiu.

Загрузка...