ROZDZIAŁ DRUGI

Poniedziałek, 20 października 2003 r. 12. 20


Śledcza Stacy Killian rozejrzała się dookoła. Miała przed sobą ekskluzywny pokój hotelowy, ofiarę na łóżku, a nieco dalej stał jej partner, Mac McPherson, i rozmawiał z zastępcą koronera. Policyjny fotograf i ludzie z ekipy technicznej kręcili się wokół, robiąc, co do nich należało.

Wiadomość o morderstwie dotarła do nich równo o dwunastej, musieli więc przerwać lunch. Niektórzy zabrali go ze sobą – były to zwykle hamburgery z frytkami albo przyniesione z domu kanapki. Część członków ekipy kończyła je teraz pospiesznie, ale co wrażliwsi nawet nie tknęli jedzenia.

Ofiarom morderstw w ogóle brak taktu i wyczucia chwili.

Zapach frytek i hamburgerów unosił się na korytarzu. Stacy z perwersyjną przyjemnością pomyślała, że pracownicy hotelu muszą aż się skręcać, czując woń zupełnie niepasującą do eleganckiego wnętrza. Sztywniak w apartamencie to jedna sprawa, ale zapach fast foodów na korytarzu tym bardziej nie mógł ich ucieszyć.

Stacy nie miała cierpliwości do tych niuchaczy.

Kiedy weszła do pokoju, parę osób skinęło jej głową. Pozdrowiła je również i ruszyła w stronę swego partnera, czując, że jej stopy toną w gęstym, żółtawym dywanie.

Stacy przesunęła wzrokiem po ekskluzywnym wnętrzu, starając się zapamiętać szczegóły: to, że ciężkie kotary były szczelnie zasunięte, to, że na stylowym biurku pod oknem były świeże kwiaty, a obok nich taca z truskawkami w czekoladzie, a także do połowy opróżnioną butelką szampana.

Woń irysów i lilii nie była jednak w stanie przytłumić zapachu śmierci. Z martwego ciała wydzielały się czasami płyny i gazy, zwłaszcza jeśli śmierć była gwałtowna. Stacy zmarszczyła nos, ale nie próbowała unikać smrodu, jak to często robili niedoświadczeni policjanci. Po paru minutach powinna przyzwyczaić się do trupiego zapachu.

W najgorszych przypadkach, kiedy ciało znajdowało się już niemal w całkowitym rozkładzie – lub gorzej, kiedy zanurzono je w ciepłej wodzie – smród był tak intensywny, że nie można było do niego przywyknąć, nawet jeśli rozsmarowało się pod nosem parę kropel środka vicks. Przesiąkało nim dosłownie wszystko, nawet włosy. Każdy policjant z Wydziału Zabójstw miał w szafce cytrynowy szampon i zmianę ubrania na wszelki wypadek.

Stacy zatrzymała się przy szafie, włożyła lateksowe rękawiczki, otworzyła drzwi z lustrem i zajrzała do środka. Wisiał tam popielaty damski kostium i bluzka z białego jedwabiu. Bardzo modne. I bardzo drogie. Sprawdziła metkę – Armani. Na górnej półce stała para popielatych czółenek. Również bardzo drogich.

– Hej, Stacy.

Obróciła się do Maca i skinęła głową. Mimo trzydziestki wciąż zachował radosny uśmiech i wyraz oddania w oczach. Parę tygodni wcześniej McPherson przeniósł się z obyczajówki i został partnerem śledczej Killian.

Jak twierdzili faceci, z którymi wcześniej pracowała, było to najgorsze, co mu się mogło zdarzyć. Stacy była znana jako najbardziej zimna i bezwzględna wiedźma w całej policji w Dallas. Lepiej było nie trafić w jej łapska.

Sama już dawno przestała się przejmować podobnymi opiniami. Zresztą doskonale wiedziała, że w tak typowo męskim wydziale grzeczna dziewczynka nie miałaby żadnych szans. Kobieta musiała tu walczyć, by jej nie zadeptano. A ona starała się tylko dobrze wykorzystać swoje możliwości i nie poddawać się słabościom. I rzeczywiście potrafiła być twarda. Większość jej kolegów uważała, że kobiety dzielą się na cztery kategorie: ofiary, kurwy, lale i wiedźmy.

Przy tak niewielkim wyborze wolała już, by nazywano ją wiedźmą.

Poza tym była dobrą policjantką i odnosiła sporo sukcesów. Nawet byli partnerzy Stacy musieli to przyznać.

Mac przeszedł przez pokój i stanął przy niej.

– Gdzie byłaś? Przyjęcie już dawno się zaczęło.

– Czekała, aż jej wyschnie lakier – rzucił facet z ekipy technicznej, głupek, który nazywał się Lester Bart. – Tak jest zawsze.

– Odpierdol się – mruknęła nieporuszona.

– Prawda boli.

– To ciebie zaboli, jak cię kopnę w tyłek. Więc mnie lepiej nie wkurzaj.

Bart pochylił się mocniej nad odciskami palców, które właśnie zdejmował.

Mac wskazał kostium na wieszaku.

– Niezłe wdzianko.

Stacy nie odpowiedziała. Wciągnęła ostrożnie powietrze, a potem ruszyła w stronę łazienki. Mac poszedł za nią.

– Nie jesteś specjalnie rozmowna, co? – zagadnął znowu.

– Nie, nie jestem.

Rozejrzała się po wnętrzu. Na szafce stała solidna torba podróżna. Ręczników nie używano. Poza tym znajdował się tam też nietknięty zestaw hotelowy, który leżał na tacy pod lustrem.

Podeszła do torby i zaczęła przeglądać zawartość. Odżywki, kremy, perfumy. Maść nawilżająca. Prezerwatywy. Wibrator. Parę długich, jedwabnych pasków, zapewne do zawiązywania oczu w czasie miłosnych igraszek.

Rozrywkowa panienka. W dodatku przygotowana na różne ewentualności, pomyślała Stacy.

– Ale zestaw. – Mac aż gwizdnął. – Prawdziwa harcerska szkoła przetrwania.

Spojrzała na partnera, rozdrażniona, że jego myśli powędrowały tym samym torem. Stał w drzwiach. Jego szerokie ramiona zajmowały niemal całą wolną przestrzeń.

– To ma być żart? – Zmarszczyła brwi.

– A co, nie podoba ci się?

Stacy wykonała gest w stronę pokoju.

– Chciałabym przejść.

Mac zawahał się, ale potem przesunął się na bok. Kiedy przechodziła, złapał ją za ramię i przytrzymał.

– Zawsze z ciebie taka cholera, Killian?

– Taa… – Spojrzała wymownie na jego rękę. – Jeśli ci się nie podoba, możesz złożyć podanie o zmianę partnera.

– Nie chcę… – Mac urwał i puścił jej ramię. – Dobrze, jak uważasz.

Stacy wyszła z łazienki i zbliżyła się do łóżka, na którym leżała ofiara. Była to biała kobieta. Jej ubiór wskazywał, że najpewniej spodziewała się gorącej schadzki. Miała na sobie przylegający do ciała szlafroczek z czarnej satyny, czarne stringi i skąpy biustonosz w tym samym kolorze oraz pończochy przypięte do pasa. Szlafroczek nie był zawiązany, gdyż zabójca udusił ją paskiem. Jej dawniej ładna twarz nabiegła krwią i nabrała ciemnoczerwonej barwy, a wargi oraz powieki były pokryte wybroczynami powstałymi na skutek małych wylewów spowodowanych ciśnieniem krwi w naczyniach.

Wyglądała na trzydzieści lat, chociaż mogła być starsza. Miała zadbaną, gładką skórę, dobrze utrzymane i pomalowane na bladoróżowo paznokcie, a także modną fryzurę z pasemkami. Pierwsza klasa. Nawet po śmierci wyglądała, poza twarzą oczywiście, jak bogata modelka z żurnala.

Stacy spodziewała się czegoś takiego po osobie, która mogła lekką rączką wydać dwieście pięćdziesiąt dolców dziennie za pokój w hotelu.

– Plastikowe cyce – stwierdził Mac. Chodziło mu oczywiście o implanty.

Stacy skinęła głową. Była przyzwyczajona do niezbyt eleganckiego języka. Przysunęła się bliżej łóżka i wyjęła notes, w którym zaznaczyła pozycję ciała i ustawienie sprzętów w pokoju. Wiedziała, że Mac ma już swój szkic. Starała się jednak nie ominąć żadnego szczegółu, a na koniec zapisała datę i dokładny czas.

Kiedy skończyła, spojrzała na swojego partnera.

– Co już zebrałeś?

– Nazywała się Elle Vanmeer. Pokojówka…

– Czy dokumenty to potwierdzają?

– Tak jest. Sprawdziłem w papierach. Osobiście.

Udawała, że nie dostrzega jego irytacji.

– Co jeszcze?

– Znalazła ją pokojówka, kiedy przyszła posprzątać. Myślała, że pokój jest już wolny. Natychmiast zawiadomiła kierownika hotelu, a ten zadzwonił do nas.

– Torebka? Portfel? Biżuteria?

– Wszystko zebrane. Miała przy sobie sporo kasy. – Spojrzał na ofiarę, a potem na Stacy. – Nie zamordowano jej w celach rabunkowych.

– Nie, do cholery. Znała zabójcę i mu ufała. Zaplanowali tu spotkanie, żeby się zabawić. – jeszcze raz rozejrzała się po hotelowym pokoju. – To musiał być ktoś, kto pasował do tego świata. Ktoś, kto się obracał w podobnych kręgach.

– Z jej prawa jazdy wynika, że mieszkała przy Hillcrest Avenue. Niezły bajer.

Highland Park. Najbardziej prestiżowa dzielnica Dallas. Najstarsze pieniądze w mieście. Prawdziwa arystokracja.

Stacy wydęła wargi.

– Założę się, że była mężatką lub on był żonaty. Może obydwoje mieli rodziny.

– Nie ma obrączki – zauważył Mac.

Miał rację. Na serdecznym palcu ofiary nie widniał nawet wiele mówiący jaśniejszy pasek.

– Więc pewnie on.

– Może to ciota.

Te słowa pochodziły od Lestera. Stacy obróciła się w jego stronę.

– Słucham?

– No wiesz, lesba.

– Jesteście obrzydliwi, wiecie?

– Lubisz takie popieprzone kobietki, co, Stacy? Czy chciałabyś nam coś wyznać?

Już słyszała te szepty w kuluarach budynku policji: „Wiesz, ta Killian to lesbijka. Dlatego tak niszczy facetów”.

Cóż, świetnie.

– Uważam po prostu, że niektóre określenia są obraźliwe. Wy też byście tak myśleli, gdyby zostało w was coś ludzkiego.

– Dobra, zamknij się, Lester – warknął Mac. – Mamy tu robotę.

Bart poczerwieniał. Otworzył usta, jakby chciał się kłócić, ale jednak odpuścił i nie powiedział ani słowa. Za to paru ludzi złośliwie się roześmiało. Stacy nie miała wątpliwości, czyją trzymają stronę. Cóż, Macowi jeszcze się za to dostanie.

Ale nie był to już jej problem.

Mac wskazał Elle Vanmeer.

– Być może masz rację, ale w grę wchodzi też inny scenariusz – powiedział. – Może to po prostu kochankowie, którzy chcieli uczcić jakąś okazję. Rocznicę spotkania czy urodziny. A może coś związanego z interesami. Wieczór w hotelu miał być częścią uroczystości.

– Możliwe. – Skinęła głową. – Chociaż nie mam takiego wrażenia.

– A jeśli facet był żonaty, mogło tak się zdarzyć, że żona go ubiegła…

Stacy starała się to sobie wyobrazić.

– Niewykluczone, ale żeby kogoś udusić, trzeba sporo siły. To nie takie proste. – Spojrzała w stronę zastępcy koronera. – Słuchamy, Pete.

Pete Winston, mały łysiejący facecik, który bardziej wyglądał na księgowego niż sądowego patologa, zgarbiony stał u wezgłowia łoża. Teraz spojrzał na Stacy i Maca.

– Nie żyje od dziesięciu, dwunastu godzin. Wybroczyny na twarzy wyraźnie wskazują, że ją uduszono, co chyba i tak jest jasne. Więcej będzie można powiedzieć dopiero po sekcji zwłok.

– Czy przed śmiercią odbyła stosunek? – spytała z nadzieją Stacy. Gdyby ofiara uprawiała seks, można by ustalić DNA mężczyzny na podstawie spermy albo włosów łonowych.

– Na razie nie wiem. Ma na sobie majtki, ale to jeszcze nic nie znaczy. – Wyprostował się i podszedł do nich. – Spójrzcie na to. – Palcem w rękawiczce wskazał szereg malutkich blizn wzdłuż brzucha, na biodrach, a także na wewnętrznej i zewnętrznej stronie ud. – Odsysanie tłuszczu. I jeszcze to. – Jego palec powędrował w stronę linii włosów i szczęki, gdzie też znajdowały się miniaturowe blizny. – Robiła sobie również lifting.

– Dzisiejsze kobiety – westchnął Lester. – Umówisz się z taką, no i antykwariat. Ona antyk, a ty wariat, że taką pieprzysz. – Zaśmiał się.

Paru facetów też zarechotało, natomiast Stacy posłała Bartowi pełne zniecierpliwienia spojrzenie. Po chwili jednak wróciła do rozmowy z Pete’em.

– Może coś jeszcze? – spytała.

– Jeśli nawet, to niewiele. – Zdjął rękawiczki. – Oficjalny raport będzie gotowy jutro o ósmej.

– Jutro rano? Daj spokój, Pete, przecież tu chodzi o morderstwo. Każda minuta jest ważna. Sam wiesz, że…

Przerwał jej, podnosząc rękę.

– Mam paru nieboszczyków do załatwienia. Tym razem będziecie musieli zaczekać na swoją kolej.

– Tak, oczywiście. – Stacy uniosła dłonie, jakby się poddawała. – Nie ma przecież nic ważniejszego niż kolejka. Nieważne, że tę biedną kobietę zamordował ktoś, komu ufała. Nieważne, że może nam teraz uciec albo zniszczyć dowody… Kolejka przede wszystkim! Pete pokręcił głową.

– Dobra, spróbuję zająć się tym wcześniej. Ale uważaj, bo to pewnie będzie w środku nocy. Mogę cię obudzić z głębokiego snu.

Stacy posłała mu słodki uśmiech.

– Jesteś kochany, Pete. Dzięki.

Загрузка...