ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY

Piątek, 24 października 2003 r. 9. 25


Słońce świeciło mocno, grzejąc jej ciało. Jane stała na plaży z nogami w ciepłym piasku. W jednej ręce trzymała słomkowy kapelusz z szerokim rondem, a drugą machała Ianowi, który bawił się z dzieckiem na płyciźnie. Z pięknym dzieckiem ze złotymi lokami.

Śmiali się i coś do niej krzyczeli.

Nagle tuż nad jej głową znalazła się mewa i zasłoniła słoneczne światło. Ptak wydał z siebie głośny, nieprzyjemny dźwięk.

– Nie! – krzyknęła Jane i zamachnęła się na mewę.

Kiedy uderzyła, poczuła coś zimnego i twardego. Przedmiot spadł z trzaskiem na podłogę, a ona się obudziła.

Rozejrzała się dookoła, nie bardzo wiedząc, co się z nią dzieje. Plaża i słońce zniknęły. A w zasadzie nie, wciąż były przed nią na ekranie komputera Iana, przed którym siedziała. Znajdowała się w gabinecie męża, a wpadające przez żaluzje słońce kładło się na jej twarzy.

Słońce i plaża z jej sennych marzeń.

Poczuła głęboki żal z powodu utraty snu, Iana, wspaniałej przyszłości, której kiedyś tak byli pewni.

Spojrzała na podłogę. Dostrzegła tam rozbity kubek i resztki ziołowej herbaty, połyskujące na parkiecie. Patrzyła na niewielką kałużę i powoli wracały do niej wydarzenia ostatniej nocy. Telefon z gazety, wyjazd do kliniki Iana, pudełko z płytami. Tajemnicza kobieta.

Jane przeciągnęła dłonią po twarzy. Kim mogła być ta osoba? I czyje papiery zabrała? Czyżby własne? To bardzo prawdopodobne, ale nie oczywiste… I jakie informacje mogły się tam znajdować? Ta kobieta uznała, że warto zaryzykować i włamać się do kliniki z ich powodu.

Zadrżała i przeniosła wzrok na ekran komputera. Uderzyła jeden z przycisków i obraz z egzotycznego raju rozwiał się, ukazując to, czym zajmowała się chwilę przed zaśnięciem.

Płyty z biura nie zawierały żadnych niespodzianek.

Żadna też nie wskazywała wyraźnie na niewinność Iana.

Dziś rano miała zamiar przejrzeć pozostałą część informacji, ale wcześniej chciała wziąć prysznic i coś zjeść.

Zanim jednak zdołała się ruszyć, rozległ się dzwonek do drzwi i Ranger zaczął szczekać. Jane wstała, podeszła do domofonu, podniosła słuchawkę i powiedziała zaspanym głosem:

– Tak, słucham?

– Pani Westbrook? Policja.

– Policja – powtórzyła i spojrzała w stronę gabinetu Iana, gdzie przy komputerze stało pudełko z płytami. Czyżby dowiedzieli się, że była wczoraj w klinice? Ale skąd? Chrząknęła lekko. – Przepraszam, źle się czuję.

– Musimy z panią porozmawiać. I to teraz.

W tym znanym jej skądś głosie było coś alarmującego.

– Gzy… czy coś się stało mojemu mężowi? – spytała z bijącym sercem.

– Nic mi na ten temat nie wiadomo, proszę pani. Dopiero teraz poznała ten głos. To był McPherson, partner Stacy. Przyszedł bez jej siostry, którą wyłączono z prowadzenia tej sprawy.

– Proszę chwilę zaczekać. Właśnie wstałam. Poszła szybko do łazienki, by umyć twarz i zęby.

Zmieniła też ubranie, w którym była w klinice Iana. Zamiast wpuszczać policjantów na górę, zeszła po schodach i wyjrzała przez boczną szybkę w drzwiach. Zobaczyła Maca i jego nowego partnera, a także, o dziwo, dwóch umundurowanych policjantów.

Jane tylko zmarszczyła brwi. Po co im dwaj dodatkowi policjanci, jeśli zamierzali ją przesłuchać? Pamiętała, że kiedy przyszli po lana, też towarzyszyło im dwóch mundurowych. Czyżby ją też chcieli zamknąć? Ale dlaczego?

Mac dostrzegł ją i wyciągnął w jej stronę odznakę. Drżącymi rękami otworzyła drzwi. Gdy tylko to zrobiła, drugi ze śledczych podał jej złożony dokument.

– To nakaz przeszukania domu, pani Westbrook. Popatrzyła osłupiała najpierw na papier, a potem na policjantów.

– Nakaz – powtórzyła niepewnie.

– Zaczniemy od dołu. – Policjanci minęli ją i weszli do holu.

Jane próbowała się jakoś pozbierać.

– Zaraz, przecież nawet nie wiem, czy to zgodne z prawem.

Podporucznik McPherson zatrzymał się i skinął głową.

– Jak najbardziej, pani Westbrook.

Rozłożyła dokument i zaczęła go przeglądać. Nie znała się na tym, ale wyglądało na to, że jest w porządku. Podpisał go sędzia Kirby i nosił dzisiejszą datę.

Jane zwróciła im papier.

– Zaczekajcie, zadzwonię do swojego prawnika.

– Oczywiście może pani to zrobić – powiedział drugi śledczy. -Ale my mamy prawo przeszukać ten dom. I to niezwłocznie.

Nagle drzwi do jej pracowni otworzyły się i ukazał się w nich Ted. Spojrzał najpierw na nią, a potem groźnie na policjantów.

– Co tu się dzieje?

– Ted, dotrzymaj panom towarzystwa, a ja tymczasem zadzwonię – powiedziała najbardziej pewnym tonem, na jaki było ją w tej chwili stać..

Poirytowany Mac spojrzał na zegarek.

– Ma pani dwie minuty.

Pobiegła do pracowni. Po chwili znalazła przenośny aparat i drżącą ręką otworzyła kalendarz z wpisanymi świeżo telefonami. Dodzwoniła się do biura Eltona, a kiedy nieco chaotycznie wyjaśniła sekretarce, o co chodzi, ta połączyła ją z szefem.

– Przyszła policja – zaczęła łamiącym się głosem bez zbędnych powitań. – Nie wiem, co mam robić. Mają nakaz rewizji.

– Widziałaś go?

– Tak, wygląda na to, że jest w porządku. Podpisał go jakiś sędzia. Sędzia Kirby – przypomniała sobie.

– Z jaką datą?

– Dzisiejszą.

– Spodziewałem się tego – mruknął. – I tak są trochę spóźnieni.

– Ale czego chcą szukać?

– Dokładnie? Nie wiem. Wszystkiego, co będzie łączyć Iana albo z przestępstwami, albo z ich ofiarami.

Jane pomyślała o kompaktach. Na pewno je zabiorą. A tyle się namęczyła, żeby je zdobyć! Jaka szkoda, że zasnęła i nie zdążyła wszystkiego przejrzeć.

– Posłuchaj, przeczytaj uważnie ten nakaz. Policja może przeszukiwać tylko te miejsca, które są w nim wymienione. Na przykład jeśli jest w nim dom, ale bez garażu, to nie mogą nawet wejść do garażu. Nie mogą też przeszukać samochodów, jeśli nie są wyszczególnione. Czy twoja pracownia ma oddzielny adres i wejście?

– Tak.

– Jeśli więc zechcą ją przeszukać, muszą ją mieć w nakazie. Poza tym sędzia pozwala im na poszukiwanie i zatrzymanie określonych rzeczy, na przykład korespondencji lub rachunków. Pamiętaj, że nie mogą robić, co im się żywnie podoba. Będą próbowali cię zastraszyć, ale musisz być twarda. Według teksaskiego prawa musisz pozostać w domu. Przyjadę do ciebie najszybciej, jak to będzie możliwe.

Jane podziękowała mu i wróciła do holu. Ted miał głęboko nieszczęśliwą minę, a policjanci wyglądali na zniecierpliwionych.

– Czy mogę jeszcze raz zobaczyć nakaz rewizji?

– Oczywiście. – Mac podał jej dokument. – Zobaczy pani, że wszystko jest w porządku.

Zaczęła czytać.

– Mieszkanie przy 415 Commerce Street, garaż i samochody. – Uniosła wzrok. – Oczywiście nie może pan przeszukać mojej pracowni.

– Słucham?

– Moja pracownia ma inny adres, 413 Commerce Street – wyjaśniła. – Nie ma pan zatem prawa do niej wejść.

Drugi ze śledczych aż poczerwieniał i wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo. Policjanci w mundurach zaczęli się wiercić.

Mac uniósł dłoń.

– Jeden telefon do sędziego i będziemy z powrotem. Posłuchaj, Jane…

– Pani Westbrook – poprawiła go. – Będzie pan musiał uzyskać oddzielny nakaz rewizji, żeby przeszukać moją pracownię – ciągnęła oficjalnym tonem.

Mac aż sapnął ze zdenerwowania.

– Przecież wrócimy po paru godzinach. Zaoszczędzi pani tylko wszystkim kłopotu…

– Żaden kłopot – przerwała mu. – Nigdzie się nie wybieram.

Загрузка...