ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIĄTY

Piątek, 7 listopada 2003 r. 9. 30


Po wyjściu od Maca Stacy pojechała do domu, żeby się przebrać, a potem ruszyła do szpitala.

Jane już nie spała. Siedziała na łóżku i patrzyła na nieruszone śniadanie. Była tak blada, że blizny z boku jej twarzy rysowały się wyraźniej niż kiedykolwiek.

– Cześć, mała. – Stacy spróbowała uśmiechnąć się do siostry.

– No, cześć.

– Dave już poszedł?

Jane uniosła ze zdziwieniem brwi.

– A był tutaj?

– Przyjechał w nocy. Było już późno.

– Nic nie pamiętam. Pewnie spałam.

Stacy podeszła do siostry, odstawiła tacę z jedzeniem i przysiadła na brzegu łóżka.

– Chciałabym móc cię jakoś pocieszyć, ale po prostu nie znajduję słów. – Chrząknęła i spojrzała gdzieś w bok. – Nie wiem, czy ci to pomoże, ale będę zawsze przy tobie, kiedy tylko będziesz mnie potrzebować.

– Dziękuję, Stacy – szepnęła Jane.

– Czy rozmawiałaś już z lekarzem? Skinęła głową.

– Mają mnie stąd wypisać po południu. Pewnie gdzieś koło drugiej.

– Zawiozę cię do domu.

– Masz przecież pracę.

– Wezmę wolne z powodu ważnej sprawy rodzinnej. – Znowu się uśmiechnęła.

Przez chwilę siedziały w milczeniu, słuchając rozmów pielęgniarek dobiegających z korytarza, odgłosów pchanych wózków i innych szpitalnych dźwięków.

– Stacy?

Właśnie w takich chwilach można było zauważyć, że oczy Jane się różnią. Jedno wyrażało całe morze emocji, a drugie było puste.

– Tak?

– Proszę… powiedz o tym Ianowi. Ja… ja nie mogę, a nie chcę, żeby się dowiedział od Eltona albo przez telefon. Zrobisz to dla mnie?

Stacy nie mogła odmówić, dlatego zaraz po wizycie w szpitalu pojechała do więzienia. Teraz czekała w boksie na Iana, myśląc o tym, że wolałaby być w jakimkolwiek innym miejscu.

Wypuściła nagromadzone w płucach powietrze. Nawet nie przypuszczała, że jest tak spięta. Sama nie wiedziała, jak ma to oznajmić szwagrowi. I jak go pocieszyć, zwłaszcza z tą pleksiglasową szybą między nimi. Bała się też, że Ian zareaguje bardzo gwałtownie. Trudno będzie mu się pogodzić z tym, że w takiej chwili jest daleko od Jane.

Jeśli ją kocha, pomyślała.

Właśnie, jeśli, powtórzyła w duchu.

By zająć myśli czymś przyjemniejszym, zaczęła wspominać Maca i spędzoną z nim noc. Uśmiechnęła się do siebie. Miała wrażenie, że otrzymała dar, na który nie zasłużyła. Odrobinę szczęścia w całym morzu nieszczęść, które otaczało ją i siostrę.

Kto by pomyślał? Mac McPherson. Wesoły, delikatny, porządny… Ktoś, kto mógłby się stać wymarzonym partnerem na całe życie…

Spokojnie, Stacy. Tylko nie rób sobie za dużych nadziei.

Po pierwsze jeszcze jej się nie oświadczył i nic nie wskazywało na to, że ma taki zamiar. Po drugie pracowali razem od niedawna i wcale nie znała go tak dobrze. A w każdym razie nie na tyle, żeby myśleć o wspólnej przyszłości.

Cóż, może czeka ją zimny prysznic.

Na razie jednak czuła się cudownie.

Strażnik przyprowadził Iana. Szwagier dostrzegł ją i zajął miejsce w swoim boksie. Niemal jednocześnie sięgnęli po słuchawki.

– Stacy? – usłyszała jego pełen niepokoju głos. – Czy coś się stało z Jane?

Zawahała się, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. W końcu uznała, że najlepiej od razu wyłożyć kawę na ławę.

– Jane poroniła. Dzisiaj w nocy.

Patrzył na nią tępo, jakby nie był w stanie zrozumieć tego, co przed chwilą usłyszał. W końcu jednak to do niego dotarło. Stacy zauważyła, jak zbielały mu knykcie dłoni, w której trzymał słuchawkę.

– Jak… jak to możliwe? Prze… przecież w czwartek czu… czuła się dobrze.

– To była poważna sprawa. Łożysko oderwało się od ściany macicy. Już wszystko w porządku, ale… mogła umrzeć. Wykrwawić się na śmierć.

Ian zakrył twarz wolną dłonią.

– Dobry Boże! – Nagle jakby uszły z niego wszystkie siły. Ręka mu opadła, ukazując pozbawioną jakichkolwiek emocji twarz.

– Już wszystko w porządku. Mają ją nawet dzisiaj wypisać – pospieszyła z zapewnieniami. – No, ale wciąż jest wstrząśnięta.

Ian zaczął kręcić głową. Ruch był niewielki, ale wyraźnie dostrzegalny.

Mijały sekundy, potem minuty. Stacy czuła, że powinna dać mu czas, żeby trochę ochłonął. Mogła sobie wyobrazić, co czuje…

Chyba że jest takim potworem, za jakiego go uważają. Bestią bez serca, której zależy tylko na sobie i na pieniądzach.

Ian znowu zakrył oczy, a kiedy je odsłonił, zobaczyła, że płacze.

– Jane była tu w czwartek. Zacząłem… zacząłem się z nią kłócić. Byłem zazdrosny. O Dave’a – wyrzucał z siebie krótkie zdania. – O Dave’a. O ciebie. O wszystkich. Bo siedzę tutaj, a ona jest tam. Bo inni ją pocieszają. A teraz dziecko… O Boże, co ja najlepszego narobiłem!

Znowu zaczął płakać.

Kłócili się, pomyślała Stacy. Jane nic jej o tym nie powiedziała.

Stacy odetchnęła głęboko. Wciąż nie wiedziała, z kim ma do czynienia. Z nieszczęśliwym, niewinnym mężem czy też zdrajcą i mordercą.

– Stacy, powiedz jej, powiedz, że przepraszam – błagał. – Że ją kocham. Że nigdy jej nie zdradziłem… nie zdradzę.

Ściągnęła brwi. Czy to możliwe, że ten rozbity, nieszczęśliwy człowiek zabił aż trzy kobiety? A może to tylko gra, za którą powinien dostać Oscara?

– Powiedz jej, że te lunche to nic takiego – dodał naglącym tonem. – Musisz obiecać… Byłem na nią zły. Myślałem, że mi nie ufa i że nie ma prawa… Ale ma…

Coraz mniej z tego rozumiała. Wyglądało na to, że Jane miała o coś do niego pretensje. Że czegoś chciała się dowiedzieć. Tylko zawodowa dyscyplina pozwoliła jej zachować milczenie. Wiedziała, że gdyby zaczęła go wypytywać, Ian zamknąłby się w sobie.

Milczał przez dłuższą chwilę, jakby usiłował się pozbierać. W końcu jego spojrzenie stało się jaśniejsze, pewniejsze.

– Marsha przeznaczała te dwie godziny dwa razy w miesiącu na pracę papierkową. Musiałem przy tym być. To ona wpisała wszystkie stare telefony do mojego notesu. Prosiłem ją o to… – Głos mu się załamał.

– Jestem niewinny, Stacy. Powiedz to Jane, proszę.

Powoli zaczęła ogarniać sytuację. Jane znalazła w palmtopie Iana coś, co go obciążało, i poprosiła o wyjaśnienia. Właśnie wtedy się pokłócili.

Stacy widziała listę przedmiotów, którą zabrano z mieszkania Westbrooków. Nie było na niej elektronicznego notesu.

Nie znaleźli go w czasie rewizji. Pewnie Jane wzięła go pierwsza.

– Co takiego Jane znalazła w twoim notesie, Ian? Spojrzał na nią ze strachem. Być może wreszcie dotarło do niego, że rozmawia z oficerem policji.

– Po prostu przekaż jej to wszystko. Będzie wiedziała, o co chodzi… – Głos znowu zaczął mu się łamać.

– Proszę. To dla mnie bardzo ważne.

– Ian, mogę spróbować ci pomóc…

– Nie, tylko jej wszystko powiedz. Obiecaj, że to zrobisz. – Pochylił się w jej stronę. Czołem niemal dotykał szyby. – Jane jest dla mnie wszystkim.

Stacy ściągnęła brwi- Nie pochwalała postępowania siostry. Jane nie powinna niczego ukrywać przed policją. Jeżeli Ian popełnił zbrodnie, które mu zarzucają, to wolałaby, żeby trzymał się jak najdalej od jej siostry. Sama nie wiedziała, co myśleć, ale wyglądało na to, że dosłownie wszystko go obciąża.

A jeśli nie jest winny? A prawdziwy zbrodniarz śmieje się w kułak i pociąga kolejne sznurki? Powinna zbadać wszystkie możliwości.

Pokazała strażnikowi, że chce kończyć rozmowę.

– Zastanowię się, Ian. Niczego nie obiecuję. Wstał i spojrzał na nią błagalnie.

– Proszę.

– Przepraszam, ale muszę to sobie najpierw przemyśleć.

Skinęła mu głową na pożegnanie i ruszyła do wyjścia. Zastanawiała się, komu ma wierzyć. I na co, do diabła, się zdecydować.

Загрузка...