EPILOG

Sobota, 20 marca 2004 r. 22. 45


Jane siedziała w słabo oświetlonym pokoju przy pracowni i wpatrywała się w ekran, na którym migotał czarnobiały obraz.

– Powiedz mi, czego się boisz, Joyce. Co cię dręczy, kiedy zostajesz sama?

Starała się skoncentrować na odpowiedzi swojej modelki, jednak myślami błądziła gdzie indziej. Prawdę mówiąc, po tym, co się ostatnio wydarzyło, straciła zainteresowanie swoją dotychczasową pracą. To wszystko nie wydawało jej się aż tak ważne, a sama nie wiedziała, gdzie teraz poprowadzą ją myśli i uczucia.

Szykowała się na zmiany.

Zmiany… I tak już wiele zmieniło się w jej życiu, a w szczególności jej związek z siostrą nabrał zupełnie nowej jakości. Jane wiedziała, że już zawsze będzie jej ufać i nic ich nie zdoła poróżnić.

Stacy była u niej tego dnia, żeby poinformować o kolejnych, ważnych zmianach. Mając dość krwi i zbrodni, zrezygnowała z pracy w policji i postanowiła podjąć studia. Otrzymała już nawet informacje z paru uczelni. Wszystkie znajdowały się poza Teksasem.

Jane była zdziwiona i zmartwiona. Błagała siostrę, żeby się jeszcze zastanowiła nad swoją decyzją. Bała się, że znowu będą się rzadko widywać, chociaż z zupełnie innych powodów.

Ale Stacy była twarda.

– Chcę zacząć nowe życie, Jane. Tutaj wszystko mi będzie przypominać o tym, co się stało.

Ranger przykuśtykał do niej i położył swoją wielką, brzydką głowę na jej kolanach. Rzadko się z nim teraz rozstawała. Kula Maca przeszła przez łopatkę i uszkodziła nerw promieniowy. To była trwała pamiątka po tym, co się stało, a także symbol psiej wierności i oddania. Gdyby nie Ranger, na pewno by już nie żyła.

Pogłaskała go po głowie.

– Mój bohater.

Pochyliła się, a Ranger polizał ją po twarzy.

– Odnoszę wrażenie, że kochasz tego psa bardziej niż mnie.

Spojrzała w stronę otwartych drzwi, w których stanął Ian. Uśmiechnęła się lekko. Ręce trzymał z tyłu.

– Przecież ocalił mi życie. Mąż pokiwał głową.

– I mnie też.

Zaczęła się zastanawiać, co by się stało, gdyby Mac jednak zrealizował swój plan, ale szybko przegoniła te straszne myśli. Nie może ulegać swoim lękom i obsesjom. Nareszcie zrozumiała, że przeszłość nie powinna tak mocno odciskać się na teraźniejszości. Pogodziła się z tym, że prawdopodobnie nigdy nie dowie się, kto kierował motorówką, która przejechała ją niemal dokładnie siedemnaście lat temu. I nie pozna też jego motywów.

Nie miało to jednak znaczenia.

– Więc zasługuje na najlepsze. – Jane podrapała psa za uchem.

Ian uniósł brodę.

– Nie zgłaszam sprzeciwu. – Wskazał ekran. – Jak ci idzie?

– Nie najgorzej.

Spojrzał jej w oczy i zrozumiał. Oboje bardzo zmienili się po ostatnich wydarzeniach. Nie chodziło tylko o to, że na czole Iana pojawiły się zmarszczki, a w jego włosach srebrne pasemka.

Zmienił się też ich związek.

Wyleczyli jakoś rany spowodowane przez kłamstwa Iana i jej wątpliwości, a także przeboleli wspólnie stratę dziecka. Odżałowali beztroskie, niewinne życie, które wiedli, dopóki Mac nie zaczął działać.

Przeżyli prawdziwy koszmar, ale mimo to, a może właśnie dlatego, wyszli z tego wzmocnieni. Ich małżeństwo stało się pełniejsze. Jane czuła, że razem są w stanie pokonać wszelkie przeciwności losu.

Wstała i podeszła do męża. Objęła go i przywarła policzkiem do jego swetra. Poczuła chłód.

– Wychodziłeś?

– Wyprowadziłem Rangera.

– Naprawdę? Myślałam, że cały czas był w pracowni. – Spojrzała na niego, a w jej oczach zapaliły się diabelskie iskierki. – Czyżbyś coś przede mną ukrywał?

– Jak zwykle. – Uśmiechnął się szelmowsko i wyjął zza pleców biało-różową torbę. – Lody pistacjowo-migdałowe. Najlepsze dla dziecka.

Загрузка...