ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY

Czwartek, 13 listopada 2003 r. 9. 45


Jane czekała, aż strażnik przyprowadzi Iana do rozmównicy. Nie widziała go od tygodnia. Siedem razy dwadzieścia cztery godziny – to prawie nic na przestrzeni całego życia, a jednak w tym czasie wiele się wydarzyło. Straciła dziecko, zabito dwie osoby…

Ktoś złamał kręgosłup Doobiemu, a ponieważ nie znaleźli śladów walki ani żadnych ran, Stacy i Mac uważali, że zaatakowano go od tyłu. Wiele też wskazywało na to, że raczej nie dał się zaskoczyć, ale ufał zabójcy. Pod jego ciałem znaleziono na przykład zapalniczkę i nienaruszonego papierosa. Doobie zapewne odwrócił się tyłem do wiatru, żeby go zapalić, i właśnie wtedy spadł na niego cios.

Tak niewiele brakowało, a Jane poznałaby nazwisko człowieka, który ją terroryzował. Tego, który zmasakrował jej twarz, odebrał szczęśliwą młodość i spokojny sen.

Wszystko na próżno.

Wyglądało to tak, jakby morderca przewidywał każdy jej ruch.

Tej nocy prawie nie spała. Modliła się o siły do dalszej walki o sprawiedliwość. Czuła się jednak słaba i opuszczona.

Rano zaczęła się modlić za Iana. I za swoje małżeństwo. Wydarzenia tego tygodnia oddalały ich od siebie może jeszcze bardziej niż pleksiglasowa szyba, przed którą teraz siedziała. Jane czuła, że coś się między nimi kończy. I było jej tego bardzo żal.

Kiedy zobaczyła Iana w towarzystwie strażnika, aż drgnęła. Mąż usiadł naprzeciwko i położył dłoń na szybie. Nie wziął słuchawki. Z ruchu jego warg wyczytała: „Kocham cię”.

Położyła dłoń na jego dłoni. Szyba była tu cieplejsza. Poczuła, że ściska jej się serce i że zaczyna płakać. Nie mogła zdobyć się na to, by odwzajemnić mu się tym samym wyznaniem.

Przez dłuższy czas siedzieli tak, patrząc na siebie, aż w końcu Ian sięgnął po słuchawkę. Jane zrobiła to samo.

– Jestem załamany – stwierdził po prostu. – Nie wiem, co robić ani co powiedzieć.

– Nie można już nic zrobić – rzekła z westchnieniem.

– Będziemy jeszcze mieli dzieci. Obiecuję. Te słowa zabolały ją i jednocześnie rozzłościły.

– Jak możesz obiecywać?! Teraz, przy tym wszystkim… – Nie dokończyła, czując, jak ściska jej się gardło.

– Przepraszam za tamtą kłótnię. Za to, że ją sprowokowałem. Byłem zły i zazdrosny. – Zniżył głos. – Pogniewałem się za to, że mi nie wierzysz. Bałem się, że cię stracę.

– Wszędzie, wszędzie znajduję coś, co cię obciąża. Chciałam się tylko upewnić, że jesteś niewinny.

– Oczywiście. Czy Stacy powiedziała ci o wszystkim? Prosiłem ją…

– Tak, powiedziała. – Spojrzała w bok, a potem znowu prosto w oczy męża. -Ale oczekiwałabym raczej, że usłyszę wyjaśnienia od ciebie.

– Dobrze, pytaj – powiedział trochę niespokojnie. – Nie chcę, żeby były między nami jakiekolwiek nieporozumienia.

– Nie wydaje ci się, że trochę na to za późno? Popatrzył na nią ze strachem.

– Nie mów tak. Nie zniósłbym tego. Możesz pytać, o co chcesz.

– Miałeś romans z Elle Vanmeer? Ian z trudem przełknął ślinę.

– Tak, ale zanim poznałem ciebie. To nie było nic poważnego. Elle spotykała się z wieloma mężczyznami.

Jane pobladła. Poczuła, że robi jej się słabo. Mimo to chciała się wszystkiego dowiedzieć.

– A potem?

– Potem się z nią nie spotykałem, ale miałem jej telefon w notesie, a także numer do La Plaza. Właśnie tam się spotykaliśmy. Elle ceniła sobie ten hotel. To było szaleństwo. Elle lubiła różnorodność.

Jane chciała zatkać uszy i gdzieś się schować. Pragnęła, żeby Ian odwołał to wszystko, co przed chwilą powiedział.

– Spałeś z innymi pacjentkami?

– Paroma, ale nie wtedy, kiedy miałem je pod opieką. Jednak zdarzało się, że spotykałem je gdzieś i, wiesz, od rzemyczka do koniczka. – Gdy Jane zasłoniła usta dłonią, dodał: – Wiedziałaś, że nie jestem święty. Rozmawialiśmy o tym.

– Zdradzałeś mnie?

– Nie.

Chciała mu wierzyć. Tak bardzo, że aż bolało. Dlaczego więc wciąż miała wątpliwości?

– Kiedy cię poznałem, od razu wiedziałem, że nie będę chciał żadnej innej.

– Skłamałeś policji.

– Od razu wiedziałem, że to błąd. Ale ty byłaś obok, a wydawało mi się absurdalne, że ktoś może mnie oskarżyć o morderstwo. Wiedziałem, że sprawię ci przykrość. Nigdy nie chciałem, żebyś cierpiała.

– To właśnie z powodu tych kłamstw wydajesz się jeszcze bardziej winny.

Wzruszył ramionami.

– Teraz to wiem, ale przysięgam, że w żaden sposób nie przyczyniłem się do śmierci tych kobiet.

– Kłamstwa pozostają kłamstwami.

– Przestałaś mi wierzyć?

– Wciąż uważam, że jesteś niewinny. Wiem, że nikogo nie zabiłeś.

Jego oczy zalśniły. Zauważyła, że dłoń, w której trzymał słuchawkę, zaczęła drżeć.

– A co z moją miłością? Czy w nią też wierzysz? Jane przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, w końcu tylko westchnęła, a potem powiedziała ze smutkiem:

– Ktoś zabił Teda. Znaleziono go w mojej pracowni. – Zauważyła, że Ian pobladł. – Policja uważa, że zaskoczył kogoś, kto chciał mnie okraść.

– A ty myślisz inaczej?

– Tak, zwłaszcza że zamordowano również tego informatora, o którym ci mówiłam. Tylko on mógł powiedzieć, kto szesnaście lat temu przejechał mnie motorówką. To Mac go odnalazł i umówił na spotkanie. A kiedy tam przyjechaliśmy… – Głos jej się załamał. Wspomnienie było jeszcze zbyt świeże.

– Jak to: przyjechaliśmy? Chcesz powiedzieć…? Jane wyciągnęła rękę, żeby mu przerwać. Nie miała cierpliwości do jego zastrzeżeń i niepokojów. Czuła, że musi się sama zająć tą sprawą, bo inaczej nic z tego nie będzie.

– Stacy przyrzekła mi pomóc – szepnęła, pochyliwszy się w jego stronę. – Mac też. Obiecuję, że cię stąd wyciągniemy.

Strażnik pokazał, że już upłynął ich czas. Jane nie miała pojęcia, jak to możliwe, przecież rozmawiali dosłownie chwilę. Oboje wstali, chociaż nie odłożyli słuchawek.

– Obiecaj, że będziesz na siebie uważać – rzucił pospiesznie Ian.

– Będę uważać… – Urwała na chwilę. – Kocham cię, Ian.

Kiedy odchodziła, pomyślała, że nie potrafiłaby go nie kochać. Jednak ta świadomość zamiast jej pomóc, napełniła ją strachem.

Загрузка...