Sobota, 1 listopada 2003 r. 00. 50
Stacy zrobiła sobie posIanie na kanapie, ale i tak wiedziała, że nie będzie mogła zasnąć. Musiała przemyśleć raz jeszcze wydarzenia ostatnich godzin, posegregować je i spróbować dojść do jakichś konkluzji.
Zastanawiała się nad treścią otrzymanego przez Jane listu. „Jestem bliżej, niż myślisz”. To nie były czcze przechwałki. Stacy uważała, że ma to być jednocześnie ostrzeżenie i groźba. Ktoś chciał zastraszyć Jane, zarazem zaczynając w ten sposób swoją grę w kotka i myszkę.
Czy zakończy ją szybko? Czy też chce ją ciągnąć bardzo długo?
Podeszła do okna i wyjrzała na ulicę. Szukała czegoś lub kogoś, co rzucałoby się w oczy i wyraźnie nie pasowało do otoczenia.
No tak, ale w Halloween nic nie powinno pasować do reszty. To święto dla tych, którzy lubią się rzucać w oczy i odbiegać od ogólnie przyjętych norm. Święto ekscentryków i dziwolągów, od których aż roiło się na ulicach.
Odwróciła się od okna. Lisette Gregory była pacjentką Iana i zginęła przed jego aresztowaniem. Znaleziono przy niej telefon Elle Vanmeer.
Jeszcze jeden ślad. Kolejny gwóźdź do trumny Iana.
Powoli przestawało jej już na nim zależeć. Jeśli rzeczywiście zabił te wszystkie kobiety, zasługiwał na najsurowszy wymiar kary.
Interesowała ją tylko Jane. I to, jak będzie się czuła.
Stacy spojrzała na zegarek. Zrobiło się już późno, ale i tak powinna zadzwonić do Maca. Prawdę mówiąc, to, że nie zrobiła tego wcześniej, było poważnym zaniedbaniem, ale gwizdała na to. Musiała się wcześniej upewnić, że siostrze nic nie jest.
Nakarmiony Ranger zajrzał do salonu i popatrzył na nią tak, jakby dziwił się, co tu jeszcze robi. Uderzyła się parę razy po udzie i pies stanął u jej boku. Podrapała go za uchem.
– Dobry piesek – mruknęła.
Ranger usadowił się u jej stóp i ziewnął. Nie było w nim ani odrobiny agresji, ale Stacy wiedziała, że zaatakowałby każdego, kto zagroziłby Jane.
Musi powiedzieć siostrze, żeby nie zamykała go w klatce aż do momentu, kiedy złapią jej prześladowcę.
„Znowu usłyszę twój krzyk”.
Stacy wydęła wargi. Jane jest pewna, że te słowa pochodzą od tego samego człowieka, który ją wtedy przejechał. Czy to możliwe po tylu latach? Na zdrowy rozum wydawało się mało prawdopodobne, ale pewność Jane też miała swoją wagę.
Musi przekonać Maca, żeby dał jej namiary na Doobiego. Już ona zmusi go do mówienia!
Zajrzała jeszcze do sypialni, a kiedy okazało się, że Jane śpi, wzięła telefon i wybrała numer partnera. Odebrał natychmiast, chociaż sprawiał wrażenie zaspanego.
– Mac, tu Stacy.
– Stacy? – sprawiał takie wrażenie, jakby się ucieszył. – Gdzie jesteś?
– U siostry. – Ścisnęła mocniej aparat. – Twoja nieznajoma z kontenera na śmieci to Lisette Gregory.
Mac wypuścił ze świstem powietrze.
– Skąd…?
Nie pozwoliła mu skończyć.
– Była jedną z modelek mojej siostry. – Zrobiła przerwę. – I pacjentką Iana.
– A to skurwysyn! Skąd się tego wszystkiego dowiedziałaś?
– Na wystawie Jane. Jest tam nawet wideo z Lisette Gregory.
– Jesteś pewna?
Przed oczami stanęła jej twarz kobiety. A raczej dwie twarze: żywa i martwa.
– Tak, prawie.
Przez chwilę milczał, zapewne zastanawiając się nad nowymi informacjami i tym, co z nich wynika.
– Twój szwagier może mieć jeszcze większe kłopoty – odezwał się w końcu.
– Wiem. Wolałabym sama powiedzieć o tym Jane. Zastanawiał się nad tym przez moment.
– No dobrze. Ale i tak muszę z nią porozmawiać. I to jak najszybciej.
– Czy to nie może zaczekać do rana?
– Do rana, oczywiście… Poczekaj chwilę.
– Dobra.
Stacy usłyszała jakiś szelest, a potem gwałtowne uderzenie i przekleństwo.
– No, już jestem – mruknął Mac.
– Jeśli o mnie idzie, nie musisz się spieszyć – powiedziała z rozbawieniem. – Co się stało? Nogi ci się zaplątały?
– Coś w tym rodzaju – odrzekł ponuro. – Musiałaś czekać z tym telefonem aż do pierwszej w nocy?
– Miałam tu mały problem rodzinny. Poza tym chciałam, żebyś się trochę przespał.
– To bardzo uprzejmie z twojej strony, Stacy.
– Ja myślę! Aha, i chcę cię o coś prosić.
– W środku nocy? To brzmi obiecująco.
– Niedoczekanie. – Zaśmiała się, ale zaraz spoważniała. – Muszę się skontaktować z tym informatorem z obyczajówki. I to jak najszybciej.
– Nowe groźby. – Zabrzmiało to jak stwierdzenie, a nie pytanie.
– Tak. Jane dostała je na otwarciu wystawy. – Opowiedziała, jak to się stało. – Wcale mi się to nie podoba, Mac. Ten facet wie o niej zdecydowanie za dużo.
– To prawda. Wiesz, byłem wczoraj na piwie z paroma kumplami z obyczajówki. Ale Doobie na razie się nie odzywał.
Stacy zmełła w ustach przekleństwo.
– Masz może jego adres albo telefon?
– Sprawdziłem ostatnie namiary, ale już są nieaktualne.
– I co teraz?
– Obiecali, że spróbują się czegoś dowiedzieć. Sprawdzą inne źródła. – Milczał przez moment. – Wciąż nie wydaje mi się, żeby to był ten sam facet. Mało prawdopodobne.
– Też tak myślę, ale trzeba sprawdzić wszystkie tropy. Poza tym Jane jest przekonana, że to on.
– Przecież sama mówiłaś, że wciąż myśli o tym wypadku i ma koszmary.
Zmarszczyła brwi.
– I co z tego?
– To znaczy, że nie traktuje tej sprawy obiektywnie. Nadal czuje się zagrożona jak wtedy, w jeziorze.
Stacy wiedziała, że Mac ma rację.
– Sprawdzę jeszcze Teda Jackmana. Nie podoba mi się, że zawsze jest w pobliżu, kiedy dzieje się coś złego.
– Dobry pomysł.
– To chyba wszystko. Na razie, do rana.
– Stacy…
– Tak?
– Pamiętaj, że jesteś osobiście zaangażowana w tę sprawę i że to ci wcale nie pomoże. Powinnaś uważać.
Zagryzła wargi.
– Tak, wiem – przyznała bez entuzjazmu.
Po chwili rozłączyła się, wciąż myśląc o tym ostrzeżeniu. Wiedziała, że Mac ma rację, ale za żadne skarby nie zrezygnowałaby z tej sprawy.