Sobota, 1 listopada 2003 r. 3. 00
Jane obudziła się nagle w środku nocy. Z bijącym sercem usiadła w pościeli. Wiedziała! Jej myśli stały się krystalicznie czyste. Nareszcie zrozumiała. Wiedziała wszystko!
Odrzuciła kołdrę i wstała. Przez chwilę analizowała swoje samopoczucie. Nic nie bolało. Zawroty głowy ustąpiły. Potarła delikatnie brzuch. Dziecko było bezpieczne.
Drżąc, włożyła sukienkę i ruszyła boso do salonu. Ranger leżał na progu między dwoma pomieszczeniami. Poruszył się, kiedy przez niego przechodziła, ale potem znowu zasnął.
Światło księżyca wlewało się przez okno wprost na kanapę. Rytmiczny oddech Stacy wskazywał, że śpi głęboko.
Jane przyklękła koło pościeli. Siostra natychmiast otworzyła oczy. Była zupełnie przytomna. Być może wynikało to z jej pracy, a może z charakteru.
– To ty, Jane? Wszystko w porządku?
– Tak. Już wiem, kto to zrobił! Sama do tego doszłam.
Stacy uniosła się na łokciach i spojrzała na nią niepewnie.
– O co ci chodzi?
– Wiem, kto zabił Elle Vanmeer i Marshę. – Wzięła głęboki oddech. – To nie był Ian.
– A kto? Kto to zrobił?
– Facet z łodzi! Ten sam, który próbował mnie zabić. Ten, który wysyła teraz te groźby…
Jane zauważyła powątpiewanie w oczach siostry.
– Rozumiem, że możesz tak myśleć, ale…
– Posłuchaj, przecież to tak, jak w moim śnie! On wraca, żeby skończyć to, co zaczął – przekonywała ją gorąco.
– Tylko dlaczego miałby zabijać tamte kobiety? Przecież chodzi mu o ciebie. Nie, to nie ma sensu.
– Ależ ma – upierała się Jane. – Chce, żebym została sama i żebym zaczęła się bać. Tak jak wtedy w wodzie. – Urwała na chwilę. – Ale tym razem chce zobaczyć moją śmierć. Chce zacisnąć wokół mnie pętlę.