ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY

Piątek, 31 października 2003 r. 20. 10


Stacy weszła do Galerii Sztuki Współczesnej muzeum w Dallas. Była spóźniona.

Postanowiła wcześniej zakończyć przeglądanie gazet z 1987 roku. Nie znalazła tego, czego szukała, ale nie można też było powiedzieć, że cała praca poszła na marne.

Większość artykułów podkreślała znamienny fakt: Jane była przekonana, że kierujący motorówką najechał na nią specjalnie. Natomiast jedyna informacja na temat krzyków pochodziła nie od Jane, ale od Stacy. Któryś z dziennikarzy cytował jej słowa: „Ona krzyczała, bez przerwy krzyczała”.

To wszystko. Stacy nie wiedziała, co o tym sądzić. Czułaby się pewniej, gdyby autor anonimu przeczytał te słowa w gazecie, a następnie zacytował je w liście do siostry. Zyskałaby wówczas niemal pewność, że to nie on spowodował przed laty ten wypadek.

Koktajl na otwarcie wystawy zaczął się już na dobre. Stacy zauważyła, że nazwisko siostry przyciągnęło spory tłum, w którym dostrzegła zarówno miejscowych bogaczy, jak i artystów. Obok wyrafinowanych kreacji od znanych projektantów widać było stroje skrajnie ubogie, za to zaprojektowane z nutą szaleństwa. Niektórzy przyszli przebrani ze względu na Halloween, ale być może tylko jej się tak wydawało, a w rzeczywistości były to ich zwykłe ubrania.

Stacy czuła się nieco dziwnie w swojej małej czarnej, którą kupiła po prostu w Foley. Zupełnie nie pasowała do żadnej z grup.

Szybko znalazła Jane, chociaż w galerii było bardzo dużo osób. Stała niedaleko okna i dyskutowała o czymś z dystyngowanym starszym panem. Kobieta, która trzymała jego ramię i przysłuchiwała się rozmowie ze znudzoną miną, mogłaby być jego wnuczką, ale z pewnością nią nie była.

Siostra miała na sobie krwawoczerwoną kreację i klapkę na jednym oku. Szkarłatny pirat, pomyślała z uznaniem Stacy. Pewnie specjalnie wybrała ten kolor, żeby dać odpór plotkom na temat swojej depresji. I pokazać, że nie zamierza się chować.

Jane nigdy się nie poddawała. Stacy miała okazję zauważyć to już wcześniej.

Jane obróciła się do niej, jakby wyczuwając wzrok siostry. Dotknęła lekko ramienia mężczyzny i przeprosiła go, a następnie skierowała się do Stacy.

– Dziękuję, że przyszłaś – powiedziała już z daleka, a potem ucałowała Stacy w oba policzki.

– Niezależnie od tego, co myślisz, nie darowałabym sobie, gdybym tu nie przyszła. Chciałam ci serdecznie pogratulować.

– Hej, Stacy! – Tuż obok pojawił się Dave. -Pięknie dziś wyglądasz. – Ucałował ją na powitanie, po czym lekko się zachwiał. – Szampana?

– Może wezmę twojego? – Wyciągnęła rękę. Dave zaśmiał się, odskoczył i omal się nie przewrócił.

Nie uronił jednak ani kropli z cennej zawartości kieliszka.

– O nie, nic z tego – zaprotestował ze śmiechem.

– Ale nie przejmuj się, nie prowadzę. – Spojrzał na Jane.

– Może tobie przynieść kieliszek?

– Nie, nie piję. Przecież muszę myśleć o dziecku. Dave ruszył więc, żeby znaleźć szampana dla Stacy, a siostry spojrzały na siebie.

– Jesteś już po służbie? – spytała Jane.

– Mhm. Pistolet jakoś nie pasował do sukienki.

– Czyja wiem? – Jane uśmiechnęła się lekko. -Twój pistolet, moja klapka na oko… Byłaby z nas niezła para.

– To prawda. -Stacy zniżyła głos. -Jak się trzymasz?

– Jako tako. – Przeniosła wzrok na salę. – Tylko bardzo tęsknię za Ianem.

– Na pewno będzie tu na twojej następnej wystawie.

– Stacy pogładziła ją delikatnie po ramieniu.

Jane zamrugała, żeby powstrzymać łzy.

– Dzięki.

Podeszła do nich jakaś energiczna, koścista kobieta, która poinformowała Stacy, że jest kustoszem muzeum, uścisnęła jej dłoń, a następnie odciągnęła gdzieś Jane.

– Zdaje się, że porwano naszą gwiazdę – zauważył Dave, który pojawił się obok z kieliszkiem i szklaneczką. Szampana dał Stacy, a sam pił już wodę mineralną.

– Brakuje okazji, żeby z nią normalnie pogadać.

– Miała dużo odwagi, że się na to zdecydowała, prawda? – Powiodła dookoła wzrokiem.

– Więcej niż dużo.

Stacy wypiła trochę szampana, a potem zmarszczyła brwi na widok Teda Jackmana, który stał na wpół schowany za wielką palmą. Wyglądał, jakby się czaił.

– Co myślisz o asystencie Jane?

– O Tedzie? – Wzruszył ramionami. – Sam nie wiem. Wydaje się nieszkodliwy. Może nie do końca normalny, ale popatrz dookoła. Ci artyści po prostu tacy są. A dlaczego pytasz?

– Staram się zachować ostrożność. Dave spojrzał w stronę palmy.

– Jane mu ufa.

– Może za bardzo…

– Co chcesz…?

– Chodźmy obejrzeć wystawę – przerwała mu.

Zaczęli przechodzić przez rzedniejący tłum, zatrzymując się przy pracach noszących żeńskie imiona: „Anne”, „Gretchen”, „Julie”. Wszystkie rzeźby były naprawdę piękne: jednocześnie lekkie i trwałe, pełne erotyzmu, ale bez żadnych, choćby najlżejszych, pornograficznych podtekstów. Ale i tak na Stacy największe wrażenie zrobiły filmy wideo. Niektóre ją złościły, inne wywoływały żal, parę wydało jej się naprawdę zabawnych. Doskonale rozumiała te modelki – przecież sama była kobietą. Ją też osądzano na podstawie wyglądu. I ona też chciałaby się inaczej prezentować.

Wiedziała, skąd u Jane wzięła się potrzeba udokumentowania tego wszystkiego. Z bolesnej świadomości…

Stacy przechodziła od eksponatu do eksponatu, ale jednocześnie starała się nie tracić z oczu siostry. Chciała wiedzieć, z kim rozmawia i kto ją ewentualnie obserwuje. Śledziła też ruchy Teda, który zawsze pozostawał gdzieś w półcieniu.

Powiedziała Jane, że nie jest na służbie, ale nie było to do końca zgodne z prawdą. Przyszła tu, by chronić i wspierać siostrę. Dlatego musiała zachować czujność.

„Zrobiłem to specjalnie, żeby usłyszeć, jak krzyczysz”.

Była pewna, że człowiek, który wysłał siostrze ten list, musiał przyjść na otwarcie wystawy. Na pewno nie przegapiłby takiej okazji. Jeśli to psychol, będzie się starał do niej zbliżyć, dotknąć jej, podsłuchać jakiś fragment rozmowy.

Czy to jednak możliwe, żeby to był mężczyzna z motorówki? Ten sam, o którym opowiadał Doobie? A może tylko jakiś neurotyk z Dallas, który przypomniał sobie historię Jane, przeczytawszy najnowsze artykuły na jej temat?

– Popatrz na tę – mruknął Dave, kiedy przeszli za kolejne przepierzenie. – Jedna z moich ulubionych.

Stacy zamarła z wzrokiem przykutym do ekranu. Kobieta na filmie mówiła o swoich piersiach. Potem urwała, zachichotała i wróciła do tematu, odgarniając z twarzy kosmyk ciemnych włosów.

Stacy poczuła, jak ciarki przebiegają jej po plecach.

Denatka z kontenera na śmieci miała już imię.

– Podoba ci się „Lisette”?

Aż podskoczyła, wylewając szampana na podłogę i swoją sukienkę. Nie zwróciła na to uwagi, tylko popatrzyła wielkimi oczami na siostrę, która zatrzymała się obok.

– Słucham?

– „Lisette” – powtórzyła Jane. – Mam wrażenie, że cię zainteresowała.

Stacy nie bardzo wiedziała, co powiedzieć.

– Kiedy ostatnio ją widziałaś? – spytała w końcu. Znowu spojrzała na ekran, ale zamiast rozchichotanej dziewczyny zobaczyła pozbawioną życia, poczerniałą twarz. Poczuła odór śmietnika. Starała się liczyć w głowie. Kiedy ją znaleźli, Lisette nie żyła już od trzech dni.

To znaczy, że zabito ją przed aresztowaniem Iana.

Znaleziono przy niej komórkę Elle Vanmeer.

Jane przestała się uśmiechać.

– Co się stało? *

– Nie, nic – skłamała, a potem chrząknęła. – Widziałam tu dzisiaj kilka twoich modelek. Czy Lisette też tu była?

Jane zastanawiała się przez chwilę, a potem potrząsnęła głową.

– Nie, inaczej bym zauważyła. – Ściągnęła brwi. – Dlaczego pytasz?

– Ma tu jakąś rodzinę? Może chłopaka?

Jane spojrzała na Dave’a, a potem znowu na Stacy.

– Coś przede mną ukrywasz…

– Po prostu mam wrażenie, że skądś ją znam. Jak… ma na nazwisko? – Musiała włożyć wysiłek w to, by nie użyć czasu przeszłego.

– Gregory. Ale wątpię, żebyś ją znała. Mieszkała w Mexia, małym miasteczku na południe od Dallas. Przeniosła się tu niedawno. Jest modelką.

– Nic dziwnego. Była piękną dziewczyną.

Stacy ugryzła się w język. Tym razem się nie udało.

– Była? – zdziwiła się Jane.

– To znaczy jest – poprawiła się. – Czy miała jakąś operację plastyczną?

– Tak, jak większość moich modelek. Posłuchaj kaset. Nawet te, które nie miały, chciałyby coś sobie poprawić.

Stacy skinęła głową i spojrzała na Lisette. Nie mogła powiedzieć Jane prawdy. Nie teraz. Nie w tym miejscu.

Poza tym musi się upewnić, czy to rzeczywiście Lisette Gregory została zabita.

– Była pacjentką Iana.

Stacy poczuła gwałtowne pulsowanie w skroniach. Obróciła się do siostry, a przed oczami zaczęły jej latać czerwone płaty.

– Co takiego?

– To nic wielkiego. – Jane wzruszyła ramionami. – Kilka moich modelek zwróciło się do niego po pomoc.

– Ile?

– Jane!

W końcu dopadła je rozpromieniona pani kustosz. Stacy zauważyła, że z całego tłumu pozostało zaledwie parę osób, głównie przyjaciele i obsługa muzeum. Zerknęła na zegarek i zdziwiła się, że już tak późno.

– Ta wystawa to prawdziwy sukces – entuzjazmowała się pani kustosz. – Rozmawiałam z krytykami, którzy tu byli, i wszyscy bardzo wysoko oceniali twoje prace. Jeden powiedział nawet, że wprowadziłaś nową jakość do realizmu. Inny uznał cię za mistrzynię subtelnej nagości. – Ucałowała ją w oba policzki. – Tak bardzo się cieszę! Już oficjalnie jesteś wschodzącą gwiazdą.

Stacy zauważyła kątem oka zmierzającego w ich stronę Teda. Wcześniej stał przy wyjściu, zapewne dziękując wychodzącym gościom. Niósł wielki bukiet kwiatów zapakowany w szeleszczący celofan. To były białe róże o długich łodygach.

Od Iana, pomyślała Stacy. Zawsze kupował Jane takie róże, bo wiedział, że je uwielbia. Miała je nawet na własnym ślubie.

Po chwili Jane też zauważyła swojego asystenta i obróciła się do niego z uśmiechem, zapewne zapomniawszy o rozmowie sprzed paru minut.

– Właśnie je przywieziono. – Ted podał jej bukiet. Stacy zauważyła jej rozanieloną minę. Jane domyśliła się, że to od Iana. Sam nie mógł wysłać kwiatów, ale poprosił o tę przysługę swojego prawnika. Jane wzięła róże i zanurzyła w nich twarz.

– Cudowne – powiedziała. -Czy jest przy nich bilet?

– Tak. – Ted wskazał przypiętą do folii kopertę.

Jane odpięła ją i otworzyła. Nagle krzyknęła. Róże wypadły jej z rąk, a sama pobladła niczym te kwiaty. Bez słowa podała ozdobny bilecik siostrze.

Stacy zaczęła czytać z dręczącym poczuciem, że już kiedyś uczestniczyła w podobnej scenie.

Znowu usłyszę twój krzyk.

Jestem bliżej, niż myślisz.

Загрузка...