ROZDZIAŁ JEDENASTY

Wtorek, 21 października 2003 r. 1. 15


Natarczywy dzwonek telefonu wyrwał Stacy z głębokiego snu. Przez chwilę macała ręką, aż w końcu znalazła słuchawkę i przystawiła ją do ucha, nie otwierając oczu.

– Tak, słucham?

– Pobudka, śpiochu. Ziewnęła i otworzyła jedno oko. Z trudem podciągnęła się na łokciu i oparła o wezgłowie.

– Pete?

– We własnej osobie. Obiecałem ci, że zadzwonię w nocy, no i masz. Wolałabyś poczekać do rana?

– Nie, nie. – Potrząsnęła głową, chcąc odgonić resztki snu. – I co tam?

– Powód śmierci – uduszenie. Bez niespodzianek, ale morderca działał z dużą siłą, znacznie większą, niż było trzeba. Są bardzo głębokie sińce i uszkodzona kość gnykowa u nasady języka. Zmarła koło jedenastej.

– A co z seksem?

– Nie, dzięki. Jestem wykończony.

– Nie bądź taki!

– Dla ciebie wszystko – zaśmiał się. – Nie, nie uprawiała seksu.

Cholera! Koniec z łatwym ustaleniem DNA mordercy, pomyślała ze złością Stacy.

– Coś jeszcze?

– Żadnych śladów po narkotykach czy alkoholu. Nie była też chora. Można powiedzieć, że gdyby jej nie zabito, byłaby zdrowa jak rydz.

– Szczęściara – mruknęła.

– Co mówisz?

– Nic, nic… Myślisz, że morderca to facet?

– Sądząc po siniakach, raczej tak. Albo jakaś bardzo silna kobieta. I jeszcze coś. Myślę, że to cię zainteresuje. Wygląda na to, że jest mańkutem. Siniaki po prawej stronie gardła były głębsze, co wskazywałoby, że ma silniejszą lewą rękę.

Stacy przełożyła słuchawkę z lewej dłoni do prawej.

– Jesteś tego pewny?

– Nie, tylko zgaduję. Wiesz, doświadczenie, te rzeczy… To mogę już jechać do domciu?

– Jeśli będę mogła rano odebrać twój raport.

– Ale nie wcześniej niż o dziesiątej.

– Dobrze, ósma trzydzieści.

– Killian!

– Nie trać czasu, tylko szybko idź spać. Inaczej będziesz jutro nie do życia. – Przycisnęła widełki i wybrała numer Maca.

Odebrał po trzecim dzwonku. Był bardzo zaspany.

– Tak? – mruknął do słuchawki.

– Mac? Tu Stacy. Pete ma już wyniki sekcji. Usłyszała jakieś szelesty, a potem chyba żeński głos.

– Która godzina?

– Dwadzieścia po pierwszej.

– Stacy, na miłość boską! Przecież to środek nocy!

– Przeszkodziłam ci?

– Tak, miałem wspaniały sen o tym, jak rzuciłem tę gównianą pracę.

– Zrobisz to, jak rozwiążemy tę sprawę.

– My? – powiedział już nieco bardziej rześkim głosem. – Więc jesteśmy kumplami?

Zrozumiała, że tak właśnie myśli, i zmarszczyła brwi.

– Idź spać, stary. Masz być na nogach jutro o siódmej. Ja odbiorę raport.

Загрузка...