ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DZIEWIĄTY

Sobota, 1 listopada 2003 r. 10. 15


Kiedy Jane wstała następnego ranka, zastała Stacy przy stole kuchennym z gazetą. Siostra trzymała w dłoni firmowy kubek kawy Starbucks, a Ranger spoczywał u jej stóp.

Gdy siostra weszła do środka, Stacy podniosła wzrok znad gazety.

– Cześć, śpiochu. Jak się czujesz?

Prawdę mówiąc, czuła się tak, jakby ktoś zdjął z jej ramion olbrzymi ciężar. Ian nie zabił tych kobiet. Wiedziała już, kto to zrobił i dlaczego. A policja powinna tylko odszukać tego człowieka i go aresztować.

– Doskonale.

– Żadnych skurczów?

– Żadnych. – Położyła dłoń na brzuchu. – Z dzieckiem wszystko w porządku.

Stacy spojrzała na zegarek.

– Jeszcze nie minęło dwanaście godzin. Powinnaś wrócić do łóżka.

Jane nie zamierzała jej słuchać. Odsunęła sobie krzesło i usiadła przy stole.

– Czuję, że to będzie chłopak.

– Naprawdę? Ciekawe, skąd to przekonanie?

– Po prostu matczyna intuicja.

– Czy nie za wcześnie? Może dałoby się to sprawdzić w pewniejszy sposób?

– USG. Zrobię je po trzecim miesiącu, chociaż nie zawsze daje się wykryć płeć dziecka. To zależy od jego ułożenia. Poza tym wcale nie chcemy tego sprawdzać.

Stacy zrobiła zdziwioną minę.

– Więc wolisz zgadywać?

– Tak jest znacznie fajniej. – Jane wskazała gazetę i kawę. – Już byłaś na dworze?

– Przeszliśmy się z Rangerem. Kupiłam ci bezkofeinową kawę z mlekiem, jeśli masz na nią ochotę.

– Naprawdę? Jesteś aniołem.

– Pewnie już wystygła. Chcesz, to ją podgrzeję w mikrofalówce.

Jane pokręciła głową.

– Nie, dzięki. Wypiję taką.

Stacy postawiła kubek na stole, a obok wyłożyła dwie bułeczki z jagodami i pączka z dziurką.

– Możesz wybrać – powiedziała, podsuwając jej serwetkę.

Jane wciąż patrzyła na siostrę…

– Strasznie ci dziękuję.

– Zaskoczyłam cię?

– I to bardzo. – Objęła wzrokiem stół. – Skąd to wszystko?

Stacy wzruszyła ramionami i sięgnęła po bułeczkę.

– Stwierdziłam, że ktoś się musi tobą zająć.

Jane sięgnęła po drugą bułeczkę, wdzięczna siostrze za wszystko, co dla niej zrobiła. Wypiła trochę kawy i zamruczała z rozkoszą.

– Jak tylko urodzę, zażądam prawdziwego szatana, wielki kubek czarnego płynu z podwójną kofeiną.

– Doceniam twoje poświęcenie. Nie wiem, czy potrafiłabym zrezygnować z kawy.

Zajęły się swoimi bułeczkami. Jadły szybko i z ogromną przyjemnością. Jane wyzbierała okruszki ze stołu, a potem spojrzała na pączka.

– Weź go – powiedziała Stacy. – Przecież jesteś w ciąży. Powinnaś jeść za dwóch, a w zasadzie za dwoje…

Wiedziały, że od aresztowania Iana Jane jadła niebezpiecznie mało.

– To prawda. Czasami o tym zapominam. Chcesz połowę?

Stacy potrząsnęła głową, więc Jane ułamała kawałek pączka i dała Rangerowi, a sama zjadła resztę. Siostra w tym czasie dopiła kawę.

– Zastanawiałaś się nad tym, o czym mówiłam ci w nocy? – spytała nagle Jane.

– Trochę. Chcę to dzisiaj powtórzyć Macowi. Jane pochyliła się w jej stronę i powiedziała z całkowitym przekonaniem:

– Jestem tego pewna, Stacy. Tak pewna, jak niczego na świecie. To ten sam człowiek.

– Wiesz, Jane… – Siostra urwała i popatrzyła na nią ponuro. – Musimy porozmawiać.

– Nie podoba mi się twój ton.

– Jeszcze mniej spodoba ci się to, co mam ci do powiedzenia. – Stacy westchnęła ciężko.

Jane popatrzyła na zmięte serwetki i kubki, w tym swój z niedopitą kawą.

– Bardzo sprytnie. Wiedziałaś, że jeśli to coś złego, to nie przełknęłabym ani kęsa.

Stacy skinęła głową.

– Zrobiłam to ze względu na dziecko – powiedziała poważnie, a potem chrząknęła. – Wiesz, wczoraj wieczorem… coś przed tobą zataiłam.

– Te twoje podchody jeszcze bardziej mnie przerażają. Lepiej od razu powiedz, co masz do powiedzenia.

– Dobrze. Mac przez długie lata pracował w obyczajów-ce. Mieli tam informatora, którego nazywali Doobie. Facet pożalił się kiedyś Macowi, że nic mu w życiu nie wychodzi. Był pewien, że zaczęło się to od pewnego zdarzenia. Doobie przyjaźnił się z chłopakiem, którego ojciec miał łódź. Pewnego dnia zamiast pójść do szkoły, wybrali się na tę łódkę. Wiesz, żeby napić się piwa i trochę popływać… – Spojrzała siostrze w oczy. – I ten drugi chłopak specjalnie najechał na dziewczynę w wodzie.

Jane patrzyła na nią przez chwilę z otwartymi ustami. Powoli docierało do niej znaczenie tych słów.

A więc jednak miała rację.

„Zrobiłem to specjalnie, żeby usłyszeć, jak krzyczysz”.

„Jestem bliżej, niż myślisz”.

– Jak się nazywał? – spytała słabym głosem Jane, starając się zachować spokój. – Czy powiedział ci…?

– Nie. Ten Doobie wciąż bał się tego kumpla. Podobno pochodził z bogatej rodziny i miał jakieś koneksje.

– To wszystko się wiąże – powiedziała wstrząśnięta Jane. – Właśnie dlatego udało mu się z tego wywinąć. Zawsze się dziwiłam, dlaczego nie można znaleźć jednej motorówki z okolic Dallas. Ale bogata rodzina mogła sobie kupić milczenie wielu ludzi. – Spojrzała z nadzieją na siostrę. – Musimy znaleźć tego informatora – rzekła z mocą. – Musimy dowiedzieć się, kto to zrobił, a wtedy poznamy mordercę tych kobiet.

– Nie, nie możemy działać razem – powiedziała Stacy. – Nie zapominaj, że to ja jestem policjantką, a nie ty. To wszystko.

– Ale…

– Przykro mi, siostrzyczko. – Zmieniła ton na cieplejszy. – Obiecuję, że znajdę tego człowieka, niezależnie od jego powiązań i pieniędzy.

Jane spojrzała na siostrę.

– A Ian? – To, co zobaczyła w oczach Stacy, wcale jej się nie spodobało. Jane sama nie wiedziała dlaczego, ale poczuła mrowienie wzdłuż kręgosłupa. – Nie wierzysz, że Ian jest niewinny. Że to wszystko sprawka tego człowieka z motorówki…

– Jest jeszcze jedna ofiara, Jane. Lisette Gregory.

– Lisette?! Ofiara? O czym ty mówisz?! Stacy uścisnęła mocno jej dłoń.

– Znaleźliśmy martwą Lisette Gregory. Ktoś ją zamordował. – Niemożliwe!

– Bardzo mi przykro.

– Nie! – Jane zerwała się od stołu, przewracając oba kubki. Z jednego wylała się resztka kawy i zaczęła powoli skapywać na podłogę. – Nie!

– Wiele wskazuje na to, że to Ian.

– To kłamstwo! To straszna potwarz.

Zaczęła drżeć. Objęła się ramionami i zacisnęła oczy. Miała przed nimi chichoczącą, głupiutką Lisette, pełną ciepła i ufności. I tak ładną. Zawsze traktowała swoje modelki jak przyjaciółki. Nie mogło jej się pomieścić w głowie, że ktoś mógł zabić osobę tak nieszkodliwą jak Lisette Gregory.

A jednak ktoś to zrobił.

Nie, to nie może być prawda.

Jane podeszła do okna wychodzącego na tyły domu.

Wprost nie chciało jej się wierzyć, że w taki dzień może świecić słońce.

– Nie chciałam ci o tym mówić wczoraj – bąknęła Stacy. – Nie na otwarciu wystawy i nie po tym, jak… jak miałaś te skurcze.

– Wczoraj? Więc to dlatego wypytywałaś mnie o Lisette.

– Tak, właśnie wtedy ją rozpoznałam. Nie mogliśmy jej wcześniej zidentyfikować.

Jane przełknęła ślinę, próbując zachować panowanie nad sobą. Spokój, który czuła jeszcze przed chwilą, wydawał się daleki i nieprawdziwy.

Nagle coś przyszło jej do głowy. Natychmiast odwróciła się do siostry.

– Tyle że Ian nie mógł zabić Lisette! Przecież siedzi w więzieniu! To znaczy, że jest niewinny!

Stacy popatrzyła z żalem na siostrę. Chętnie wzięłaby ją za rękę, ale bała się jej reakcji.

– To prawda, że znaleźliśmy ją po aresztowaniu Iana. Ale badania wskazują, że zamordowano ją tego samego dnia co Marshę Tanner.

To był kolejny cios. A więc zabito ją w tym samym czasie co Marshę. To jeszcze bardziej obciążało Iana.

– Ale dlaczego uważasz, że miał z tym wszystkim coś wspólnego?

– Nie mogę ci tego powiedzieć.

– To mój mąż, a Lisette była moją przyjaciółką! Powinnam wiedzieć!

– Nie prowadzę tego śledztwa. Odebrano mi je, ponieważ jestem szwagierką Iana.

– Tak, ale masz dostęp do wszystkich danych, prawda? Powiedz mi, o co tu chodzi.

Stacy gwałtownym ruchem wsadziła ręce do kieszeni dżinsów.

– Lisette była pacjentką Iana i zginęła w podobny sposób jak Marsha Tanner i Elle Vanmeer.

– To żaden dowód. Nawet ja to wiem, chociaż nie pracuję w policji. -Wbiła wzrok w siostrę. -Jak zginęła?

– Morderca złamał jej kręgi szyjne. To musiał być ktoś, kogo znała i komu ufała. Brakowało śladów walki. Znaleźliśmy ją w Fair Park, w pojemniku na śmieci.

Lisette w pojemniku na śmieci. Śliczna, krucha Lisette.

Jane czuła niemal fizyczny ból na myśl o tym.

Położyła dłoń na brzuchu. Zrobiło jej się niedobrze. Po omacku odszukała krzesło i usiadła, pochylając się aż do kolan.

Ian nie mógłby tego zrobić. Wiedział, jak niezmierzoną wartość ma cud życia. Potrafił dostrzec w ludziach to, co nieśmiertelne. Nie mógłby ot, tak sobie kogoś zabić, a potem jeszcze wyrzucić do śmieci.

Jane uniosła głowę i powiedziała to siostrze.

Stacy długo milczała. Kiedy w końcu się odezwała, głos drżał jej z napięcia.

– W pojemniku znaleziono telefon Elle Vanmeer, Jane. To łączy te dwa morderstwa.

Kolejne obciążające Iana dowody. Coś, co może przekonać przysięgłych. Do licha, to niemożliwe! Jane sama nie wiedziała, co się wokół niej dzieje.

Pomyślała o Lisette i zaczęła się zastanawiać, co mogło ją łączyć z Elle, poza tym samym chirurgiem plastycznym. Przecież mogły się skądś znać. Prowadzić razem interesy…

Nie, to na nic. Nikt jej nie uwierzy.

Stacy zapewne domyśliła się, co jej chodzi po głowie. Podeszła do siostry i położyła dłoń na jej ramieniu.

– Nie chciałam ci tego mówić, ale wolałam, żebyś usłyszała to ode mnie.

– Chyba powinnam ci podziękować – rzekła z goryczą Jane.

– Przynajmniej pamiętaj, że nie strzela się do posłańca, który przynosi złe wieści. – Również dla Stacy ta rozmowa była bardzo trudna i nieprzyjemna.

– Dzwoniłaś do Maca?

– Mhm, wczoraj w nocy. – Urwała na chwilę. – Musiałam.

Jane zakryła twarz rękami, starając się zapanować nad ogarniającym ją przerażeniem. Co ma teraz zrobić? Jak walczyć z dowodami, które coraz bardziej obciążają Iana?

– Policja będzie cię chciała przesłuchać z powodu Lisette. Wiesz, co cię z nią łączyło i tak dalej. Będą też pytać o jej związki z Ianem.

– Przecież był tylko jej chirurgiem! – niemal krzyknęła. – Łączyło go z nią to, co może łączyć lekarza z pacjentką!

Stacy ścisnęła jej ramię.

– Zostanę z tobą, jeśli chcesz. Nie powinni mieć nic przeciwko temu. Zresztą zobaczymy. Możesz też zadzwonić do adwokata Iana. Chociaż nie jesteś podejrzana, powinien o wszystkim wiedzieć.

– Rano ma jakiś proces – przypomniała sobie Jane. – Poza tym nie mam nic do ukrycia. Na pewno w żaden sposób nie obciążę Iana.

Stacy już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale w tej samej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Jane spojrzała na siostrę.

– Myślisz, że to…?

– Mhm, Mac i Liberman.

I rzeczywiście, kiedy zeszła na dół i otworzyła drzwi, w progu ujrzała obu policjantów.

– Dzień dobry, pani Westbrook. Stacy?

– Cześć. – Stacy przywitała się z kolegami, a następnie zwróciła się do Maca: – Czy mogę zostać z siostrą?

Mac spojrzał na Libermana, ale ten tylko wzruszył ramionami, jakby chciał pokazać, że to nie jego interes.

– Dobrze – zgodził się Mac – ale pamiętaj, że jesteś tu jako rodzina, a nie…

– Policjantka – dokończyła za niego. – Jasne, przecież znam przepisy.

Zgodnie z tym, co mówiła Stacy, zaczęli od tego, w jakich okolicznościach Jane poznała Lisette, a następnie przeszli do życia prywatnego modelki.

– Czy miała jakiegoś chłopaka, narzeczonego? – spytał Mac.

– Nie, a w każdym razie nie wtedy, kiedy robiłam z nią wywiad.

– Umawiała się z mężczyznami?

– Niezbyt często.

– Dziwne, przecież była bardzo atrakcyjna.

– Ale nieśmiała. Poza tym uważała, że nie jest zbyt ładna.

– Ona? Taka ślicznotka? – zdziwił się.

– To nie tak łatwo zrozumieć. Osobowość kobiet w dużym stopniu zależy od oceny ich wyglądu. Wystarczyło, że w dzieciństwie usłyszała parę niepochlebnych komentarzy, na przykład o zębach albo włosach, i już poczuła się niepewnie. Poza tym jest jeszcze presja mediów, by wyglądać tak, a nie inaczej. Kobiety porównują się z piosenkarkami albo aktorkami, przez co mają spaczony obraz własnej osoby.

– A ten spaczony obraz może doprowadzić do różnych problemów – bardziej stwierdził, niż zapytał.

– Właśnie.

– Na przykład jakich?

Czuła, że Mac wie o nich, ale chce to usłyszeć z jej ust.

– Choćby zaburzeń związanych z jedzeniem, myślę oczywiście o anoreksji i bulimii. Poza tym uzależnienia od seksu…

– Albo od operacji plastycznych, prawda? Jane zesztywniała.

– Tak.

– Czy Lisette Gregory cierpiała na taką przypadłość?

– Tak, chociaż miała terapeutę i powoli zaczynała z tego wychodzić.

– Zna pani nazwisko jej terapeuty?

Jane myślała przez chwilę, a potem potrząsnęła głową.

– Nigdy o to nie pytałam.

– Czyimi uwagami na temat swego wyglądu Lisette tak bardzo się przejęła?

Jane poruszyła się niespokojnie. Nie wiedziała, czy może odpowiadać na takie pytania.

– Ojca – odrzekła w końcu. – Była grubawym dzieckiem, a jej ojciec nie grzeszył delikatnością.

– To znaczy?

– Może powinien pan zobaczyć wywiad z Lisette. Usłyszałby to pan od niej samej.

Spojrzała mu w oczy. Dostrzegła w nich coś niepokojącego. Czyżby myślał, że ona też ma coś wspólnego ze śmiercią Lisette Gregory?

– Na pewno to zrobię – zapewnił. – Czy utrzymywała kontakty z ojcem?

– Jej ojciec nie żyje.

Zapisał to w swoim notesie.

– Ma pani jej adres?

– Tak, oczywiście. W komputerze w pracowni.

– Czy ktoś ma do niego dostęp? Zdziwiona uniosła brwi.

– Do komputera? No tak. To znaczy nie jest zabezpieczony hasłem, jeśli o to panu chodzi. Ale po co komu…?

Nie dokończyła pytania. Odpowiedź wydawała się oczywista: to morderca mógł potrzebować adresu.

– Czy pani Gregory była pacjentką pani męża?

– Tak… – odparła z wahaniem.

– Skąd ta niepewność? Była czy nie? Jane się zaczerwieniła.

– Tak, była.

– Ale nie poznała jej pani przez męża?

– Nie. – Ze wszystkich sił starała się panować nad emocjami.

– Czy to typowe?

– Nie rozumiem.

– Czy inne pani modelki też są pacjentkami pani męża?

Starała się nie pokazywać, jak trudno jej mówić na ten temat.

– Nie. No, kilka.

– Dzwoniła pani do Lisette Gregory w poniedziałek. Po co?

Jane zamrugała ze zdziwienia, czując, jak jej serce zaczyna gwałtownie łomotać.

– Słucham?

– Zostawiła jej pani wiadomość na sekretarce. Prosiła pani o telefon i mówiła, że to pilne. Wyglądało na to, że jest pani czymś zmartwiona.

Zupełnie o tym zapomniała. Ceglaste rumieńce znowu wypełzły jej na policzki.

– Chciałam się upewnić, czy dostała zaproszenie na wystawę.

– Więc dlaczego była pani zmartwiona?

– A skąd to przypuszczenie? Przecież nie powiedziałam, że się czymś martwiłam.

Patrzył na nią przez chwilę ze ściągniętymi brwiami.

– Ma pani asystenta, który zajmuje się takimi sprawami. Dlaczego on do niej nie zadzwonił?

– Bardzo lubię… lubiłam Lisette. Uważam, że świetnie prezentuje się na wystawie.

– Dzwoniła pani z tego samego powodu do pozostałych modelek?

Nagle zrozumiała, że nie zdoła ukryć prawdy. McPherson będzie mógł sprawdzić jej rozmowy, a wtedy wszystko wyjdzie na jaw. Dowie się, że rozmawiała z byłymi pacjentkami Iana.

– Dzwoniłam do Sharon Smith i Gretchen Cole.

– Czy one też były pacjentkami pani męża?

– O co ci chodzi, Mac? – wtrąciła się Stacy.

– Były? – powtórzył z naciskiem, nie zwracając uwagi na swoją partnerkę.

– Tak. I obie żyją, jeśli o to panu chodzi. Widziałam się z nimi wczoraj na otwarciu wystawy.

Mac zerknął na Stacy. Chyba przepraszająco. Ze smutkiem.

Po chwili Jane zrozumiała dlaczego.

– Wydaje mi się, że dzwoniła pani z innego powodu – rzucił. – Niepokoiła się pani o nie. I chciała pani sprawdzić, czy Lisette Gregory żyje…

– Nie! To kłamstwo!

– Podejrzewała pani męża, że ma z nią romans. Tak jak w przypadku Elle Vanmeer – ciągnął bezlitośnie.

– Nie!’

– Bała się pani, że ją też zabił…

– Dość tego, Mac! – Stacy stanęła między nimi.

– Nie masz prawa!

– Wiesz, że mam.

– Chodzi mi o zwykłą, ludzką przyzwoitość. Mac zawahał się, aż w końcu się wycofał.

– Chciałbym porozmawiać z pani asystentem – zwrócił się do Jane. – Nazywa się Ted, prawda?

– Ted Jackman. – Spojrzała na siostrę, a potem na policjantów. – Może jest w pracowni, chociaż dziś sobota…

– Mogłaby to pani sprawdzić?

Skinęła głową i poprowadziła wszystkich na dół. Ted był na miejscu. Siedział przed komputerem.

Kiedy zobaczył Jane, wstał z pełną niepokoju miną.

– Jane, nic ci nie jest? Tak bardzo… Zauważył policjantów i urwał.

– Pan Jackman? – spytał Mac, a kiedy Ted skinął głową, dodał oficjalnym tonem: – Czy możemy zadać panu parę pytań?

Ted spojrzał na nich podejrzliwie.

– Chodzi o wczorajszą wystawę?

– Wystawę?

– No, o te kwiaty i bilecik… Mac pokręcił głową.

– Nie, chodzi nam o jedną z modelek pani Westbrook. Lisette Gregory.

– Lisette? – Spojrzał na Jane z niekłamanym zdziwieniem.

– Ktoś ją zamordował – wyjaśniła drżącym z przejęcia głosem.

Ted pobladł.

– Kto? Kiedy?

– Prawie tydzień temu – wyjaśnił Mac. – Złamano jej kręgosłup.

– Dobry Boże, kto mógł to…?

– Jak dobrze znał pan panią Gregory?

– Ja? – Ted wyglądał na urażonego tym pytaniem.

– Prawie wcale. Pomagałem Jane przy wywiadzie i potem przy robieniu odlewów. No i oczywiście umawiałem ją na kolejne sesje.

– Czy rozmawiała z panem o swoim chłopaku? Albo o jakichś problemach ze znajomymi albo współpracownikami? Czy w ogóle o jakichś swoich problemach?

Ted pokręcił wolno głową.

– Nie, prawie wcale ze mną nie rozmawiała.

– Naprawdę? Dlaczego?

Ted spojrzał na Jane, a potem na policjantów. Wyprostował się trochę.

– Nie przepadała za mną. Żadna z modelek Jane mnie nie lubi.

– Dlaczego? – powtórzył Mac.

– Niech pan je sam o to spyta.

– Trudno by było spytać teraz Lisette, prawda? Więc dlaczego ona pana nie lubiła?

Ted wyciągnął do niego wytatuowane ręce.

– A niech pan zgadnie.

– Nie przyszedłem tu po to, żeby bawić się w zgadywanki, panie Jackman.

– Powiedzmy, że jestem zbyt oryginalny dla tych kobiet, które tu przychodzą.

– To znaczy? – Mac wbił w niego wzrok.

– Im wszystkim strasznie zależy na wyglądzie. I na forsie.

Mac zmrużył oczy.

– Wielu kobietom na tym zależy, nie zauważył pan?

– Ale nie Jane! – Ted spuścił wzrok. – Jane widzi ludzi takimi, jakimi są. Nie sądzi ich po tym, co mają albo jak wyglądają.

– Więc jest prawie święta – po raz pierwszy od dłuższego czasu odezwał się Liberman.

Jane położyła dłoń na ramieniu Teda. Poczuła twarde mięśnie i to, że zadrżał, kiedy go dotknęła. Zauważyła, że policjanci go podpuszczają, ale nie wiedziała dlaczego. Spojrzała na Stacy, ale siostra nie miała zamiaru ich powstrzymać.

– Ted prawie nie ma kontaktu z moimi modelkami – powiedziała. – Jest tak, jak mówił. Jeśli to wszystko, to chciałabym się teraz położyć. Nie czuję się najlepiej.

Stacy spojrzała na nią z niepokojem, a potem przeniosła wzrok na zegarek.

– Chyba wystarczy, Mac?

Zatrzasnął swój notes i popatrzył na nią z rozdrażnieniem.

– Będę w kontakcie.

– Muszę teraz jechać – zwróciła się do siostry.

– Poradzisz sobie?

– Nic mi nie będzie. Tylko zadzwoń później. Stacy odprowadziła kolegów. Jane patrzyła za nimi, a potem obróciła się do Teda. Zauważyła gniew w jego oczach.

– Przepraszam, że musiałeś przez to przejść. Znowu położyła dłoń na jego ramieniu, a on drgnął.

– Wcale nie musisz przepraszać. Ci idioci powinni szukać tego, kto ci grozi. To ty jesteś w niebezpieczeństwie. Czy tego nie widzą?!

– Nie sądzę, żeby dotyczyło to tylko mnie – rzekła z westchnieniem. – Boję się o moje modelki.

Spojrzał na nią ze zdziwieniem, opowiedziała mu więc historię o Doobiem, którą usłyszała od siostry. I o swoim podejrzeniu, że to mężczyzna z motorówki jest odpowiedzialny za śmierć Elle Vanmeer i Lisette Gregory.

Ted podszedł do kanapy i usiadł ciężko.

– Stacy obiecała, że go znajdzie – ciągnęła. – A wtedy na pewno uniewinnią Iana. To musi być jakiś psychol. Koniecznie trzeba go powstrzymać. Nie mogę pozwolić, by jeszcze jedna modelka…

– Daj spokój! – przerwał jej ostro. – Mówisz tak, jakby chodziło o wycieczkę rowerem. A przecież masz do czynienia z mordercą!

– Wiem, ale…

– Nie. – Skoczył na równe nogi i potrząsnął głową. – Pomyśl o swoim dziecku, Jane. Jeśli temu szaleńcowi przestanie wystarczać, że cię terroryzuje, to co dalej?

Znali odpowiedź na to pytanie, jednak żadne nie odważyło się jej wypowiedzieć. W pracowni zapanowała przygnębiająca cisza. Jane przymknęła oczy.

Oboje wiedzieli, że tajemniczy prześladowca będzie chciał ją zabić.

Загрузка...