ROZDZIAŁ DWUNASTY

Wtorek, 21 października 2003 r. 11. 45


Jane stała przed fasadą Urzędu Miasta, inspirowaną stylem art deco. Nie spała dobrze tej nocy. Wierciła się na łóżku i przewracała z boku na bok, przypominając sobie to, co wydarzyło się poprzedniego dnia: spotkanie z Dave’em, swoje rozważania dotyczące kontaktów ze Stacy i późniejszą wizytę siostry.

„Czy twoja znajomość z Elle Vanmeer miała wyłącznie zawodowy charakter?”.

Jane uznała, że to było właściwe pytanie. Stacy musiała je zadać. Wykonywała po prostu swoją pracę. Zadawała pytania, szukała odpowiedzi, by w końcu rozwiązać zagadkę. To pytanie było całkowicie rutynowe, powtórzyła raz jeszcze w myślach. I nic nie znaczyło.

Tylko dlaczego zamarła, kiedy je usłyszała? Dlaczego nie pozwoliło jej zasnąć? Czemu wciąż myślała o tym, co mogło ze sobą nieść?

Słowa siostry znowu zaczęły rozbrzmiewać w jej głowie.

„Czy twoja znajomość z Elle Vanmeer miała wyłącznie zawodowy charakter?”.

Czy jej się zdawało, czy też te słowa wprawiły Iana w zakłopotanie? Czy rzeczywiście poczuł się winny, mimo że później kategorycznie zaprzeczył?

Wiedziała, że nim się poznali, Ian nie żył jak mnich. Przez krótki czas był nawet żonaty z Moną Fields. Był przystojny, sympatyczny i pracował w branży, która przyciągała kobiety – piękne kobiety, Ian prowadził dość bujne życie. Powiedział o tym kiedyś Jane. Z własnej woli.

Więc dlaczego teraz miałby nie powiedzieć prawdy? Czy dlatego, że Elle Vanmeer była jego pacjentką? Czy może z powodu morderstwa?

Nagle stanął jej przed oczami obraz z koszmaru. Na chwilę zabrakło jej tchu.

Mężczyzna w łodzi zawraca, chcąc przejechać ją raz jeszcze. Żeby skończyć to, co zaczął.

Nie, nie pozwoli sobie ukraść szczęścia. Nie będzie się obawiać, że tak się może stać. To rezultat tego, przez co przeszła. I nic więcej.

Ian powiedział prawdę. Przecież nie jest kłamcą. Na pewno, podobnie jak ona, nie spodziewał się tego pytania i dlatego zawahał się przy odpowiedzi.

Pomyślała z ulgą, że tak właśnie powinna stawiać czoło swoim strachom. Rozważyć wszystko i dojść do logicznych konkluzji. Tak jak radził jej Dave.

Polecił jej również, żeby porozmawiała z siostrą. Żeby wyciągnęła do niej przyjazną dłoń.

Ale Jane nie przyszła tutaj w tym celu. W każdym razie nie tylko…

Wzięła głęboki oddech i ruszyła po schodach. Chciała sprawdzić, co planuje Stacy.

I jeśli to będzie konieczne, przekonać ją, że śledztwo idzie w złym kierunku.

Kiedy znalazła się na górze, jakiś policjant przytrzymał jej drzwi. Podziękowała mu i weszła do ciemnego, nieprzyjemnie rozgrzanego wnętrza. Minęła parę kolejek z pechowcami, którzy przyszli zapłacić mandaty, wciąż szukając informacji.

Co prawda była tutaj parę razy, ale dawno temu. W końcu dotarła do mężczyzny w mundurze, który siedział za biurkiem.

– Chciałam się widzieć z porucznik Killian z Wydziału Zabójstw.

– Nazwisko?

– Jane Westbrook. Jestem jej siostrą. Szkieletowaty mężczyzna z zabójczym wąsikiem amanta filmowego przebiegł po niej wzrokiem, jakby szukał śladów rodzinnego podobieństwa.

Po czym wziął słuchawkę i wybrał jakiś numer. Następnie odwrócił się do Jane plecami, chcąc się zapewne dowiedzieć, czy może ją dalej puścić. Wreszcie skinął głową i wskazał pobliskie windy.

– Proszę wjechać na drugie piętro – powiedział. – Bez trudu pani trafi.

– Dziękuję – rzuciła, chociaż recepcjonista zajął się już następną klientką.

Przeszła do wind. Z ostatniej wizyty pamiętała zdobione gwiazdkami metalowe drzwi. Ich przepych kontrastował z zaniedbanym wnętrzem urzędu.

Nacisnęła przycisk ze strzałką w górę i po chwili drzwi otworzyły się bezszelestnie. Kiedy weszła do środka, serce zatrzepotało jej w piersi. Poczuła, że ma wilgotne dłonie. Kiedy to ostatnio tak po prostu zajrzała do siostry?

Zaraz po tym, jak zmarła babcia. Ta wizyta okazała się prawdziwą katastrofą.

Winda zatrzymała się na drugim piętrze. Drzwi się otworzyły. Na korytarzu czekała Stacy. Patrzyła na nią nieufnie.

– Cześć, Stacy – powiedziała śpiewnie Jane i od razu uznała, że zabrzmiało to kiepsko. Mówiła tonem dziecka, które przyłapano na gorącym uczynku.

Niechętnie wyszła z windy, świadomą, że drzwi zamknęły się za nią niemal natychmiast.

– Wszystko w porządku? – spytała Stacy.

– Tak. Zastanawiałam się, czy możemy zjeść razem lunch.

– Lunch? – powtórzyła siostra. – We dwie?

– Czemu nie? Słyszałam, że siostry tak robią.

– Niektóre siostry. Nie byłyśmy razem na lunchu od ładnych paru lat.

– Może chciałabym to naprawić…

– Niestety nie mogę teraz wyjść. Bardzo mi przykro. Sądząc z jej tonu, wcale nie było jej przykro. Jane postanowiła się nie poddawać.

– Więc może napijemy się kawy?

Na wargach Stacy pojawiło się coś w rodzaju nikłego uśmiechu.

– Dobra. Chodź, ja stawiam.

Poprowadziła Jane do drzwi z napisem „Wydział Zabójstw”. Weszły do środka, gdzie siedziała młoda sekretarka i żuła gumę.

– Czy ktoś jest w jedynce od przesłuchań?

– Nie – mruknęła dziewczyna i spojrzała ciekawie na Jane.

Stacy nie miała zamiaru niczego wyjaśniać.

– Więc my tam będziemy.

Nalały sobie mętnej kawy ze służbowego dzbanka i poszły do pokoju przesłuchań. Stacy zamknęła drzwi i wskazała stojący na środku stół, ale żadna nie usiadła. Stały, patrząc na siebie i ściskając styropianowe kubki. Zaległa nieprzyjemna, denerwująca cisza.

– No i jak się miewasz? – spytała w końcu Jane.

– Dobrze. A ty?

– Świetnie. Nie mogę się doczekać mojej wystawy.

– Doskonale ci idzie. Bardzo się cieszę.

– Chciałabym w to wierzyć.

– Dlaczego miałabym się nie cieszyć?

Ciche słowa Stacy zabrzmiały bardziej jak wyzwanie niż pytanie. Ale o co jej mogło chodzić? Żeby Jane udowodniła jej kłamstwo?

Dave powiedział, że obie są odpowiedzialne za to, co się między nimi dzieje. Musi o tym pamiętać. Również od niej zależy, jak im się będzie układać w przyszłości.

Jedna z nich powinna się więc zdobyć na całkowitą szczerość.

Jane postawiła kawę na stole i spojrzała siostrze w oczy.

– Kiedy zrobiło się tak źle między nami, Stacy? Kiedy przestałyśmy ze sobą rozmawiać?

– Przepraszam, nie mogę się skupić. Ciągle myślę o tym morderstwie.

– A dwa dni temu mogłaś? Albo tydzień? Żyjemy jak dwie zupełnie obce osoby.

Siostra milczała.

– Kiedyś byłyśmy sobie bardzo bliskie, prawda? – dodała Jane.

Stacy zrobiła niezbyt pewną minę.

– Możliwe. Ale dorastałyśmy oddzielnie. Jak wiele innych rodzeństw.

– Przepraszam za babcię.

– Nie chciałam jej pieniędzy!

Stacy potrzebowała jej miłości. Jane położyła dłoń na ramieniu siostry, chcąc ją pocieszyć.

– Myliła się. Tata kochał cię tak samo jak mnie. Stacy z trudem przełknęła ślinę, potem postawiła kubek na stole.

– Muszę wracać do pracy.

– Zaczekaj! Jeszcze chwilę… – Jane zdziwiła się, słysząc rozpacz w swoim głosie. Nie miała pojęcia, skąd się mogła wziąć. -To, jak cię traktowała babcia, nie powinno wpływać na nasze stosunki. Przecież teraz mamy tylko siebie.

– Nie do końca. Ty masz Iana.

Te słowa były jak policzek. Ręce same jej opadły. Jane cofnęła się do drzwi.

– To nie to samo. Jesteś moją rodziną. Siostrą…

– Tylko przyrodnią.

– Nie mów tak! Zachowujesz się, jakbyś… Stacy potrząsnęła głową.

– Jesteś potworną hipokrytką, Jane. Pleciesz o siostrzanej miłości, a tak naprawdę chodzi ci tylko o wczorajszy wieczór. I o Iana, a konkretnie o pytanie, które mu zadałam.

„Czy twoja znajomość z Elle Vanmeer miała wyłącznie zawodowy charakter?”.

– No i jak, będziesz naprawdę szczera czy zamierzasz dalej grać? – ciągnęła Stacy. – Może chcesz udawać, że to pytanie cię nie dotknęło?

Słysząc sarkazm w głosie siostry, Jane poczuła, że robi jej się gorąco. Uniosła jednak dumnie brodę.

– A jeśli nawet z nią chodził? Albo spał? To nie dotyczy naszego małżeństwa i nie ma żadnego związku ze śmiercią tej kobiety.

– Jesteś pewna?

– Tak.

– Jak dobrze znasz swego męża, Jane?

– Co takiego?

Stacy pochyliła się w jej stronę.

– Może nie znasz go tak dobrze, jak ci się wydaje. Jane zakręciło się w głowie. Na szczęście udało jej się chwycić jakieś krzesło i usiąść. Dopiero wtedy odważyła się spojrzeć siostrze w oczy.

– Ian nie ma nic wspólnego ze śmiercią tej kobiety, Mam nadzieję, że sama wiesz to najlepiej.

– Na czym mam oprzeć to przekonanie? Na pobożnych życzeniach?

– Znasz Iana.

– Ludzie potrafią bronić swoich sekretów. Maskować się. Ukrywać swoje motywy.

– I uczucia – dodała Jane, chcąc powrócić do rozmowy o ich stosunkach. – Prawdziwe uczucia.

– Nie mam dziś na to czasu.

Stacy chciała wyjść, ale Jane ją powstrzymała.

– Tej nocy był ze mną w domu. Cały czas. Siostra wbiła w nią wzrok.

– Jesteś pewna?

– Tak. Zadowolona? – Od razu dostrzegła, że nie jest. I że nie powinna próbować tego zmieniać. – A wracając do tego, co mówiłaś, rzeczywiście byłam wczoraj zdenerwowana. Również z powodu tego pytania. I przyszłam tutaj także z powodu Iana. Ale nie tylko. Jesteś przecież moją siostrą i wydawało mi się, że można jakoś naprawić to, co nam nie wyszło. Teraz nie jestem już taka pewna…

– Świetne zagranie, Jane. I muszę przyznać, że przez chwilę bałam się, że mi tu zemdlejesz.

– Dlaczego jesteś taka okrutna, Stacy? Czemu mnie nienawidzisz? Nie jestem babką. Chodzi ci o Iana? O to, że pierwsza z nim chodziłaś?

Policzki Stacy nabrały ceglastego koloru.

– A może chodzi tylko o nas. O to, że zupełnie do siebie nie pasujemy.

– Nieprawda! Spędziłyśmy razem całą młodość. – Jane zaczęła drżeć. Wstała gwałtownie. – Jestem w ciąży, Stacy. Myślałam, że chciałabyś o tym wiedzieć.

Kolor nagle odpłynął z policzków Stacy. Zrobiła się biała jak ściana.

– W ciąży? Jak… długo?

– To już ósmy tydzień. – Jane założyła torebkę na ramię. – Teraz wiem, że cię to nie ucieszy. I nic z tym nie będę mogła zrobić, jeśli nie okażesz dobrej woli, tak jak ja przed chwilą. Jest mi bardzo przykro. Wiesz, gdzie mnie znaleźć, gdybyś chciała porozmawiać.

Milczenie Stacy było jedyną odpowiedzią, Jane stała chwilę przy drzwiach, a potem wyszła bez słowa.

Загрузка...