ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY CZWARTY

Czwartek, 13 listopada 2003 r. 17. 10


Jakiś dźwięk wyrwał ją ze snu. Dopiero po chwili rozpoznała ujadanie i skowyt Rangera. Pies usiłował uwolnić się z klatki. Coś się tu nie zgadzało. Przecież był przy niej, kiedy zasypiała.

Otworzyła oczy. Czuła, że ma ciężką głowę, nogi i ręce. Próbowała się poruszyć, ale miała z tym trudności.

A potem wszystko sobie przypomniała. To, jak znalazła kurtkę, czapkę i rękawice, jak rozmawiała z policjantami, a potem wzięła trzy tabletki, żeby przespać najgorszą traumę.

To był błąd. Czuła się teraz fatalnie.

– Jane?

Ktoś się poruszył. Spojrzała w tamtą stronę i dostrzegła Dave’a. Stał przy oknie i patrzył na nią z uśmiechem. Wydało jej się to dziwne. Jak mógł się uśmiechać po tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło?

Wydawało jej się, że pamięta, jak siostra do niego dzwoniła. Pewnie poprosiła, żeby tu przyjechał. Ciekawe, jak długo spała?

– Jak się czujesz? – spytał.

Jane podciągnęła się i usiadła na łóżku.

– Kiepsko. Jak długo spałam?

– Nie wiem. Kiedy przyjechałem, już byłaś w łóżku.

– Nie musisz być moją niańką.

– Stacy prosiła, żebym się tobą zajął. – Dave podszedł do łóżka. – Trochę nas nastraszyłaś.

Zrobiła zdziwioną minę.

– Dlaczego?

– Z powodu tych środków nasennych. To zupełnie do ciebie nie pasuje, ale tyle ostatnio przeszłaś…

– Przecież wiesz, że nie popełniłabym samobójstwa. Znasz mnie.

– I to lepiej, niż sądzisz. – Znowu się uśmiechnął, a potem złapał ją za rękę. – Dlatego uznałem, że przeżyłaś dzisiaj prawdziwy szok. Zdrada Iana jest oczywista. Jak mógł schować dowody winy w twojej pracowni? To niedopuszczalne!

Ścisnęła jego dłoń. Ściany wokół niej zachwiały się i zsunęły.

– Nie chcę o tym mówić. Jeszcze nie w tej chwili.

– Rozumiem. – Ucałował jej dłoń. – Też uważam, że na to za wcześnie.

Jane poczuła ukłucie w sercu. Chciałaby zasnąć. chciałaby znowu ufać swojemu mężowi…

Czy nie tak właśnie zaczynają alkoholicy i narkomani? – pomyślała. Czy nie chcą uciec od realnego świata, który stał się dla nich nie do zniesienia? Jane nigdy nie myślała, że mogłaby stać się kimś takim.

Dave zaczął rozcierać jej dłoń.

– Bardzo mi cię żal, Jane. Chciałbym ci pomóc, ale niestety nie mogę. Jednak pamiętaj, że czas leczy wszelkie rany.

– Myślisz, że zdołam o tym zapomnieć? – spytała z powątpiewaniem.

– Myślę, że nabierzesz do tego dystansu. Ty i Stacy. – Ucałował ją w czoło. – Co byście beze mnie zrobiły?

Jane spojrzała na przyjaciela. Coś jej się w nim nie podobało. Nie wiedziała tylko co.

Zaraz, zaraz, co powiedziała mu Stacy, kiedy dzwoniła do niego z salonu? Jane słyszała każdy dźwięk, który stamtąd dochodził. Teraz przypominała sobie tamtą rozmowę.

„Nie sądzę, żeby zrobiła coś głupiego. Nie chcę jednak zostawiać jej samej. Mógłbyś do niej przyjechać na parę godzin?”.

Jane szukała w pamięci kolejnych słów. Była jednak pewna, że siostra nie powiedziała mu o dowodach winy Iana znalezionych w jej pracowni.

– Skąd o tym wiedziałeś, Dave?

– O czym, kochanie?

– O dowodach w mojej pracowni. Nawet nie mrugnął.

– Przecież Stacy mi powiedziała. Wiesz, od razu jak zadzwoniła.

Jane przeszukiwała swoją pamięć. Czy to możliwe, że była w niej jakaś dziura? Nie, doskonale słyszała całą rozmowę. Stacy niczego takiego mu nie powiedziała.

Skąd więc Dave wie o tym? Odpowiedź wydała jej się oczywista.

Ponieważ sam je podłożył.

Nie, nie, to szaleństwo! – starała się przekonać samą siebie. To niemożliwe. Dave nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Zawsze był przy niej. Zawsze jej pomagał…

Znał jednak rozkład jej dnia. Wiedział, czego się spodziewać. Mógł łatwo zdobyć klucze do jej mieszkania. I co więcej, wiedział, że Jane bezgranicznie mu ufa.

– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – spytał.

– To znaczy jak? – Starała się ukryć drżenie głosu.

– Jakbym był twoim wrogiem.

Wrogiem? Gzy to możliwe, że naprawdę nim jest? Tym, który porusza wszystkie sznurki? Ale dlaczego? Jane wciąż nie mogła jasno myśleć.

– O, drżysz. – Zacisnął mocniej palce. – Nie musisz się już bać. Przecież jestem. Zawsze byłem przy tobie. – Pochylił się i spojrzał na nią. – Prawda?

Skinęła głową, bojąc się, że nie zdoła wydobyć z siebie głosu.

– Kocham cię, Jane. Zawsze cię kochałem. Po jego minie widziała, że mówi prawdę.

Lecz jeśli to prawda, to jak mógł zrobić to, o co go podejrzewała? Jakoś nie potrafiła uwierzyć w jego winę.

To on jednak powiedział, że miłość i nienawiść są równie silnymi uczuciami i że tak łatwo można przejść od jednego do drugiego. I że oba te uczucia mogą tworzyć i niszczyć.

– Pamiętasz, kiedy się spotkaliśmy? – Nie czekał na odpowiedź. – Ja tak. Twoje życie zaczęło się po wypadku, co jest zupełnie zrozumiałe, ale moje wcześniej. W dniu, kiedy cię poznałem.

Przed wypadkiem? – zastanawiała się. Jakoś nie pamiętała, żeby poznała Dave’a przed wypadkiem. Pojawił się po tym, jak przyjechała ze szpitala do domu i potem zawsze był już przy niej.

Dave uśmiechnął się rozmarzony.

– To było szesnastego lutego, dwa dni po walentynkach. Zawsze wydawało mi się to nie w porządku. Jakby Amor się spóźnił.

Jane starała się przypomnieć sobie dzień szesnastego lutego przed wypadkiem, ale miała w głowie kompletną pustkę.

– To było w centrum handlowym. Po prostu wpadłem na ciebie. I to dosłownie. Miałaś na sobie lawendowy sweterek i pomyślałem, że jesteś najładniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. – Urwał na chwilę. – Pamiętasz, od razu zaprosiłem cię do kina.

Dopiero teraz sobie przypomniała. Wpadł na nią, a potem pomógł pozbierać paczki z zakupami. Cały czas mówił, że dopiero przeprowadził się do Dallas i że nikogo tu nie zna, a potem spytał, czy nie chciałaby pójść z nim do kina. Jej przyjaciółki zaczęły chichotać, a Jane odmówiła mu grzecznie, ale stanowczo.

Zaraz też zapomniała o całym zdarzeniu. I o nim.

– Byłaś z tymi swoimi przemądrzałymi koleżankami. Nie znosiłem zwłaszcza Abbie Benson. Mówiła, że jestem fajtłapą. Wyśmiewała mnie tak, że chciałem się schować pod ziemię.

Abbie Benson? Jane nie myślała o niej od dłuższego czasu. Abbie zerwała z nią kontakty zaraz po wypadku, podobnie jak wielu innych.

Zginęła w katastrofie parę lat później. O ile dobrze wiedziała, nigdy nie odnaleziono tamtego kierowcy…

Nagle przypomniała sobie coś jeszcze. Ojciec Dave’a miał motorówkę.

Jane nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała, bo wiele osób w Dallas miało łodzie, a ona później starała się trzymać z daleka od wody i wszystkiego, co się z nią wiązało.

Dave nie zwrócił uwagi na jej milczenie. Wciąż wspominał, mówił o ludziach i zdarzeniach ze szkoły. Jane zdążyła już o tym wszystkim zapomnieć, ale dla Dave’a to wszystko wciąż było żywe i ważne.

O Boże, czy to możliwe? Czy to Dave wysyłał jej te anonimy? Czy to on przejechał ją motorówką?

– To los nas połączył – oznajmił. -Wtedy i teraz. Czy rozumiesz, że powinniśmy być razem?

Zamrugała, starając się skupić uwagę na teraźniejszości. Poczuła odrazę, widząc, jak Dave na nią patrzy. Pomieszanie histerii i czystego szaleństwa. Jakby się gdzieś zapadał i chciał ją za sobą pociągnąć.

Pęknięcia w masce, uświadomiła sobie.

Dave przestawał już nad tym wszystkim panować.

Pomyślała, że powinna skontaktować się jak najszybciej ze Stacy.

Zastanawiała się, co mogłaby teraz powiedzieć, żeby go uspokoić, dać mu poczucie pewności, by sobie poszedł i pozwolił zadzwonić do siostry.

Ranger znowu zaczął miotać się w klatce, jakby przeczuwał coś niedobrego. A przecież zawsze lubił Dave’a.

– Stacy nie chce, żebym trzymała Rangera w klatce – postanowiła skorzystać z okazji. – Jest tu po to, żeby mnie chronić.

– Ja cię obronię, Jane.

Zrobiła ruch, jakby chciała się podnieść.

– Trzeba go wyprowadzić na dwór. Dave pchnął ją na poduszkę.

– Nic mu nie jest.

– Ale nie dałam mu…

– Cii, nie przejmuj się. Wyprowadziłem go i nakarmiłem, kiedy spałaś.

Jeszcze jedno kłamstwo. Widziała po jego minie, że kłamie. Jak to się stało, że tak długo ją oszukiwał?, Udała, że mu wierzy.

– Dobrze, ale sprawdź, co mu jest. Byłabym też wdzięczna, gdybyś zrobił mi filiżankę earl greya.

– Jasne. – Pocałował ją raz jeszcze. Bez przerwy ją całował, jakby uznał, że ma do niej prawo. – Zaraz wracam.

Jane wstała, jak tylko zniknął za drzwiami. Rozejrzała się dookoła, ale nigdzie nie znalazła telefonu.

Gdzie może być?

Ach, przedpokój. Stacy tam właśnie zamieniła z nim ostatnie słowa, a potem pewnie odłożyła telefon na stolik. Przez chwilę nasłuchiwała, a następnie wyśliznęła się na zewnątrz. Od razu dostrzegła telefon. Chwyciwszy go, wycofała się do swojej sypialni.

Drżącą dłonią wybrała numer siostry, modląc się, by Stacy sama odebrała telefon.

Po chwili usłyszała komunikat: „Porucznik Killian nie może w tej chwili osobiście odpowiedzieć. Proszę po sygnale zostawić wiadomość albo zadzwonić pod… „.

– Co robisz, Jane? Odwróciła się, blednąc.

– Dz… dzwonię do Stacy. Że… żeby powiedzieć, że wszystko w porządku.

Podszedł do niej, wyjął telefon z jej dłoni, rozłączył i schował do kieszeni.

– Sam to za chwilę zrobię – powiedział.

– Już dobrze się czuję. Nie chcę się kłaść. Dave pokręcił głową.

– Powinnaś odpocząć. – Wziął ją pod ramię i zaprowadził do łóżka. – Przeżyłaś szok. Nie jesteś tak silna, jak ci się wydaje.

Usłyszeli gwizd czajnika dobiegający z kuchni.

– Herbata… – rzuciła.

– Zaraz wracam.

Jane miała nadzieję, że Dave się myli. I że jest silna. Na tyle silna, by stawić mu czoło.

Загрузка...