Czwartek, 13 listopada 2003 r. 18. 30
Jane patrzyła, jak Dave krąży niespokojnie po pokoju. Co jakiś czas zatrzymywał się i przeciągał dłonią po włosach. Wyglądało na to, że jest coraz bardziej zdenerwowany.
Podsłuchała jego rozmowę ze Stacy, chociaż zamknął drzwi do sypialni i cofnął się w najdalszy kąt przedpokoju. Poradził sobie zupełnie nieźle. Był opanowany, rzeczowy, przekonujący… Ale potem, kiedy zajrzała do salonu, zauważyła, że krąży po nim niczym drapieżnik w klatce.
Dlaczego? Czyżby już wiedział, że się zdradził? Czy uznał, że ma bardzo mało czasu?
Gdyby zaczęła krzyczeć, Stacy na pewno by ją usłyszała, ale to sprowokowałoby Dave’a do dziaIania, a Jane wciąż wierzyła, że zdoła go jakoś przekonać, by dał jej spokój.
Miała nadzieję, że nie pożałuje swojej decyzji.
Po chwili namysłu wróciła do łóżka i dopiero stamtąd go zawołała.
– Dave?
Po paru sekundach był już w sypialni, spojrzał na Jane i poprawił jej poduszkę.
– Wyglądasz na zmęczonego.
– Nie, nic mi nie jest – powiedział miękko. – Martwię się o ciebie.
Z trudem przywołała uśmiech na twarz.
– Już czuję się lepiej. Usiądź, proszę. Chyba powinniśmy porozmawiać.
Posłuchał jej i westchnął ciężko.
– Czemu powiedziałeś Stacy, że śpię?
– Bo powinnaś odpocząć.
– Znamy się już od bardzo dawna. – Starała się by w jej głosie był zarówno ton wyrzutu, jak i zrozumienia. – Możesz powiedzieć mi prawdę.
– Myślę, że już ją znasz. Nawaliłem. Wiedziałem o wszystkim. – Zacisnął palce. – Nie spałaś, kiedy Stacy do mnie dzwoniła, prawda?
Jane postanowiła być szczera.
– Nie, nie spałam.
– To wszystko jest takie głupie… – Spojrzał jej w oczy. – Czuję się fatalnie z tego powodu.
Nagle poczuła gniew. Starała się nad nim zapanować, ale mimo wszystko dało się go wyczuć w jej głosie.
– Dlatego, że to zrobiłeś? Czy dlatego, że to się wydało?
– Kocham cię, Jane. Musisz mi wierzyć. Nigdy bym cię nie skrzywdził.
– Nie? A jak inaczej nazwać to, co się stało? Myślisz, że się cieszyłam, kiedy aresztowali Iana? A co z tymi wszystkimi kobietami? Co z moim dzieckiem? – Urwała na chwilę, starając się zapanować nad emocjami, ale nie na wiele się to zdało. – A wtedy, na jeziorze, też nie chciałeś mnie skrzywdzić? Przez wszystkie te lata ufałam ci i myślałam, że jesteś moim przyjacielem, a teraz dowiaduję się, że jesteś moim prześladowcą. Chciał wstać, ale Jane powstrzymała go gestem.
– Czy podsłuchałeś, że planujemy wagary? Że wybieramy się na jezioro? Szedłeś za nami, a potem postanowiłeś mnie ukarać za to, że cię nie zauważyłam, tak?
Spojrzał na nią z urazą.
– I to mnie spotyka po tylu latach? Zawsze byłem twoim przyjacielem i obrońcą.
– I stwórcą. Przecież często powtarzałeś, że moje życie zaczęło się po wypadku.
Dave aż poczerwieniał z gniewu.
– Powinnaś była być moja. Ty i twoje miliony. Kto zawsze był przy tobie? Ja! – Wstał i pociągnął ją za sobą. – Ja, a nie Ian! – zakończył niemal histerycznie.
Potrząsnął gwałtownie głową. Jane coraz bardziej się bała. Rozejrzała się niespokojnie po pokoju. Z kuchni dobiegło do niej wściekłe szczekanie Rangera. Gdyby się do niego dostała, mogłaby wypuścić go z klatki. Mogła też próbować uciekać…
Na ulicy na pewno by kogoś spotkała, choćby Snake’a i jego klientów. A gdyby zaczęła krzyczeć przez okno, czy ktoś przyszedłby jej z pomocą?
– Zapomniałaś o mnie! Nie sądzisz chyba, że było mi z tym przyjemnie?
– N… nie wiedziałam… G… gdybym…
– Kłamiesz! – wrzasnął. – Po prostu mnie olałaś, dziwko!
– N… nie chciałam, uwierz mi. Przepraszam. Kocham cię, Dave…
W jego oczach pojawiły się łzy. Puścił jej rękę i potknął się o szafkę nocną, strącając z niej lampkę. Światło na moment zatańczyło na ścianach, a potem w pokoju zapanował półmrok.
– Wybacz, że ci groziłem – błagał, wyciągając dłoń ku Jane. – Naprawdę nigdy bym cię nie skrzywdził. Sam nie wiem, jak… jak to się stało. Za… za dużo tego wszystkiego… – Zakrył twarz rękami. – To… to ci straszni ludzie. Chcą pie… pieniędzy… Trochę po… pożyczyłem, ale… teraz policja…
Rozumiała tylko tyle, że Dave ma długi i że potrzebuje jej pieniędzy. Zaczęła się cofać, szukając czegoś, czym mogłaby się bronić. W końcu natrafiła na lampkę. Miała jedną szansę na tysiąc, by wyjść z tego cało, ale zamierzała spróbować.
– Policja już wie o wszystkim. Jestem w pułapce. Nie wiem, co dalej. -Zadrżał. -Ale moglibyśmy razem wyjechać. Ty i ja. Gdzieś daleko…
– Nigdy! – krzyknęła i zamachnęła się mocno. Dave patrzył przez chwilę zdumiony, aż lampka opadła na jego głowę. Nie bronił się. Jane usłyszała nieprzyjemny trzask, a potem dostrzegła, że Dave cały spłynął krwią. Wciąż jednak patrzył na nią z niedowierzaniem.
I nie upadł.
Z głośnym okrzykiem pognała w stronę drzwi wejściowych.
Usłyszała, że ruszył za nią. Zawahała się, myśląc o Rangerze. Gdyby tylko zdołała go uwolnić.
Nagle usłyszała dzwonek do drzwi na dole. Niewiele myśląc, przycisnęła guzik i z płaczem otworzyła drzwi na schody.
– Na pomoc! – krzyknęła.
Chciała krzyknąć raz jeszcze, ale poczuła, że coś owija się wokół jej gardła. To była pętla. Sznur od lampki, pomyślała.
Mokry i lepki od krwi.
Dave na przemian klął i błagał ją o przebaczenie.
Jane poczuła, że brakuje jej powietrza. Wbiła się paznokciami w ręce Dave’a i zaczęła kopać, ale bez większego rezultatu.
Nagle usłyszała dudnienie. Nie miała pojęcia, czy to na zewnątrz, czy też w jej głowie. Wszystko zaczęło jej się zacierać przed oczami.
A potem zobaczyła Maca z pistoletem. Dave musiał rozluźnić uścisk.
– Puszczaj ją, Nash! – krzyknął Mac.
Dave zachowywał się, jakby nie bardzo rozumiał, o co mu chodzi. Wyciągnął rękę do Maca, a Jane opadła na kolana, starając się chwycić oddech.
Dave zaczął coś mówić. Mac strzelił. Potem jeszcze raz i jeszcze.
Odgłosy strzałów odbiły się echem po całej klatce schodowej. Jane chciała zasłonić uszy, ale nie zdołała podnieść rąk. Po ostatnim wystrzale usłyszała jeszcze straszniejszy dźwięk, jakby jakiś worek zwalił się na ziemię. Obejrzała się za siebie. Dave wyciągał w jej stronę rękę. Usiłował coś powiedzieć…
Ale już nie mógł.