ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIERWSZY

Sobota, 8 listopada 2003 r. 11. 00


Kiedy Jane obudziła się, Stacy już nie było w domu. Zostawiła jej jednak kartkę opartą o ekspres do kawy:

Pojechałam do pracy. Mam komórkę. Ranger wyprowadzony i nakarmiony

Uważaj na siebie.

Jane uśmiechnęła się do siebie, widząc to ostrzeżenie. Siostra jak zwykle była zasadnicza i poważna. Cieszyła się jednak, że ma ją przy sobie.

Poprzedniej nocy niewiele ze sobą rozmawiały. Stacy pojawiła się w mieszkaniu późno, już po tym, jak Jane ułożyła się do snu. A gdy po telefonie od Teda Jane zajrzała do salonu, trapiona myślami o tym, co jej się ostatnio przytrafiło, Stacy spała głęboko. Kiedy w końcu jej samej udało się zasnąć nad ranem, siostra wyszła do pracy.

Wtedy, w nocy, Jane chciała ją nawet zbudzić i opowiedzieć o swoich podejrzeniach. Ale stała tylko w drzwiach i patrzyła, pełna dumy i wdzięczności.

W końcu uznała, że będą miały dość czasu rano.

Kochała siostrę. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo brakowało jej Stacy. To, że ją odzyskała, było jedynym szczęśliwym wydarzeniem ostatnich tygodni.

Pochyliła się i pogłaskała Rangera, a potem nalała sobie kawy. Wypiła ze smakiem parę łyków, a następnie podeszła do telefonu i wybrała numer Teda. Był zajęty, więc spróbowała zadzwonić na jego komórkę, ale od razu włączyła się poczta głosowa.

– Ted, tu Jane – powiedziała. – Go się stało? Czekam na telefon.

Zjadła śniadanie, wzięła prysznic i ubrała się. Uzbroiła alarm, ale użyła jeszcze starego kodu. Od kiedy pamiętała, zawsze korzystały ze Stacy z numeru 130387.

Trzynastego marca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego siódmego roku. Dzień, który zmienił na zawsze jej życie.

Potem zadzwoniła raz jeszcze do mieszkania Teda, ale tym razem odezwała się automatyczna sekretarka. Zostawiła wiadomość, czując narastający niepokój.

Coś musiało się stać. Przecież mówił, że do niej zadzwoni.

Wyglądało na to, że Ranger się z nią zgadza. Stanął z nosem przy drzwiach prowadzących do pracowni i parę razy szczeknął.

Jane podeszła do psa.

– No i co tam, stary?

Ranger warknął złowróżbnie. Spojrzała w stronę telefonu, który leżał na szafce w kuchni, i pomyślała, że mogłaby zadzwonić do siostry.

Tylko co miałaby jej powiedzieć? Że Ranger dziwnie się zachowuje?

Wypuściła psa i zeszła za nim po kręconych schodach. Zauważyła, że sierść na karku Rangera zjeżyła się, kiedy dotarł do drzwi pracowni. W jego gardle narastało warczenie.

Jane przyłożyła ucho do drzwi. Z wnętrza dobiegały dźwięki jazzu – ulubionej muzyki Teda.

No tak, Ted czasami pracował w weekendy, zwłaszcza jeśli nagromadziły mu się jakieś zaległości. Jane odetchnęła z ulgą. Nacisnęła klamkę, a pies ze szczekaniem rzucił się do środka.

– Ranger, spokój! – krzyknęła, idąc za nim. – Co się dzieje? Ted, uważaj, bo Ranger zwariował!

Nikt jej nie odpowiedział. Muzyka grała bardzo głośno. Ranger szczekał jak oszalały.

Poczuła mrowienie na karku. Przez moment nie mogła się ruszyć z miejsca. Powiedziała sobie, że powinna wrócić na poddasze i zadzwonić do Stacy.

A potem zrobiła jeden krok, drugi, trzeci i znów zawołała Teda. Serce waliło jej jak oszalałe. Dłonie zrobiły się wilgotne.

Nikt jej nie odpowiadał.

Stanęła jak zamurowana. Słabym głosem zawołała Rangera. Tym razem jej posłuchał. Przybiegł do niej, zostawiając czerwone ślady na podłodze.

Krew. Miał łapy we krwi.

Muszę uciekać, pomyślała, czując, że robi jej się niedobrze.

A jednak coś ją pchało do przodu. Jeszcze jeden krok, następny… i zobaczyła Teda. Leżał tuż za drzwiami od ulicy, twarzą do podłogi w kałuży krwi. Jane dostrzegła rozrzucone kwiaty i przesiąkniętą krwią gazetę. Na podłodze widać było czerwony szlak Rangera, który musiał wielokrotnie obiec ciało.

Jane wydała jakiś nieartykułowany odgłos. Cofnęła się o krok. Potem jeszcze jeden. Ciało Teda zniknęło z pola widzenia.

Dopiero wtedy sięgnęła po komórkę, która leżała przy komputerze. Szybko wybrała numer siostry.

– Tu porucznik Killian…

– Zabiła go! – Jane nie pozwoliła jej skończyć.

– Stacy, ona go zabiła. Szedł za nią, a teraz… teraz…

– Głos jej się załamał.

– Uspokój się, Jane. O kim mówisz? Co się stało?

– Ta kobieta, za którą szedł. O Boże, zabiła go. Zabiła – powtarzała tylko.

– Kogo, Jane? Kogo zabiła? Jane zaczęła płakać.

– Teda. – Pociągnęła nosem. – Zabiła Teda. Tu… w pracowni.

– Idź na górę – powiedziała Stacy ostro, rozkazująco. -Już jadę. Zamknij się na poddaszu razem z Rangerem.

Загрузка...