ROZDZIAŁ DWUNASTY

Środa, 17 stycznia, godz. 15.00

Ben zatrzymał się przed kwiaciarnią i głośno przeczytał jej nazwę:

– „Perfect Rose“.

To właśnie tutaj pracuje Anna North, pomyślał. Nie miał żadnych problemów ze znalezieniem tego miejsca. Jej ostatnia książka była dedykowana Stowarzyszeniu Starszych Sióstr i Braci Ameryki, a także jej „młodszej siostrze“ Jaye. Tak się złożyło, że szefowa miejscowego oddziału Stowarzyszenia była dobrą znajomą Bena. Kiedy do niej zadzwonił, natychmiast skierowała go do kwiaciarni „Perfect Rose“.

Chrząknął. Oczywiście powinien był wcześniej zadzwonić i umówić się na spotkanie, bał się jednak, że Anna North mu odmówi. Przez telefon łatwiej było to zrobić niż w czasie bezpośredniej rozmowy. A on wcale nie chciał ułatwiać jej odmowy, wręcz przeciwnie, zamierzał zrobić wszystko, by z nim długo i szczerze porozmawiała. Miał nadzieję, że w ten sposób uzyska informacje potrzebne do książki.

Powoli stawało się to jego obsesją. Od czasu obejrzenia programu w Kanale E! wiele myślał o tajemnicy Anny North. Przeczytał jej książki, analizując je na wszelkie możliwe sposoby. Dla psychologa był to chleb powszedni. Wiele się z nich dowiedział. Starał się poskładać w całość to wszystko, co wiedział o Harlow Grail i Annie North, aby uzyskać zintegrowany obraz jednej osoby. Zastanawiał się też, jak pisarka zareaguje, kiedy dowie się, że ją odnalazł. Na pewno będzie zła. Jeśli dobrze zrozumiał jej książki, a przecież umiał czytać między wierszami, wciąż się ukrywała. Anna North starannie chroniła swoją prywatność, choć zarazem niektórych doświadczeń nie była w stanie zachować tylko dla siebie. Musiała wyrzucić je z siebie i dlatego została pisarką.

Najpierw będzie musiał zdobyć jej zaufanie.

Wziął głęboki oddech i pełen determinacji wszedł do środka. Anna wyszła z zaplecza. Rozpoznał ją po wspaniałej grzywie rudych włosów, takich samych, jakie miała jej matka.

– Dzień dobry – przywitał się uprzejmie, podchodząc z uśmiechem do lady.

Ona też się do niego uśmiechnęła.

– Czym mogę służyć?

Muszę od razu być szczery, pomyślał.

– Nazywam się Beniamin Walker – rzekł, wyciągając dłoń w jej stronę. – Jestem psychologiem.

Uścisnęła jego dłoń, acz z pewnym zdziwieniem.

– Miło mi pana poznać.

– Mnie również.

– Czym mogę służyć? – powtórzyła. – Mamy piękne hortensje. Prosto z Kalifornii. A nasze róże są najwspanialsze w całej…

– Hm, tak naprawdę chciałem się tylko z panią spotkać – przerwał z uśmiechem.

– Ze mną?

– Po pierwsze podziwiam pani pracę…

– Pracę? Ach, chodzi panu o wiązanki – wtrąciła szybko. – Niestety to nie moje dzieło, chociaż bardzo tego żałuję. To Dalton Ramsey, właściciel „Perfect Rose“ i prawdziwy mistrz w swoim fachu, przygotował cały wystrój kwiaciarni.

– Źle mnie pani zrozumiała, panno North. Chodziło mi o książki.

Krew odpłynęła z jej twarzy.

– Ksią… Skąd pan wiedział?!

– Justine Blank jest moją dobrą znajomą. To ona mi powiedziała, gdzie mogę panią znaleźć.

Anna wyglądała zarówno na zdziwioną, jak i zmartwioną, czy może raczej – wystraszoną. Tak, ona po prostu się bała. Ben wiedział, że musi natychmiast rozwiać jej obawy, bo inaczej zostanie spławiony.

– Jestem, jak mówiłem, psychologiem. Justine wie, że można mi zaufać. Od lat zajmuję się wpływem traumatycznych doznań z dzieciństwa na dorosłe życie pacjentów… to znaczy, ludzi. Pani przypadek zawsze mnie interesował. A kiedy dowiedziałem się, że to pani jest Harlow Grail, postanowiłem tu przyjść. Mam nadzieję, że zgodzi się pani ze mną porozmawiać.

Musiała przetrawić te informacje. Jej twarz odzyskała trochę kolorów, ale wciąż była bardzo blada.

– Oglądał pan ten program w sobotę – szepnęła.

– Tak, oraz przeczytałem dedykację w „Śmiertelnej pieszczocie“. Dlatego zadzwoniłem do Justine, a ona skierowała mnie tutaj. Mam nadzieję, że się pani nie gniewa?

Spojrzała przez okno, a potem na niego. Z jej wzroku wyczytał, że nie jest zadowolona i właśnie zamierza odesłać go do wszystkich diabłów.

– Mój… przypadek, jak pan to raczył nazwać, interesuje wiele osób, choć wcale o to nie zabiegam. Bo mnie on już nie interesuje. Zrobiłam, co mogłam, żeby o tym wszystkim zapomnieć. Przepraszam pana, ale muszę zająć się pracą.

– Niech mnie pani chociaż wysłucha!

– Nie mam takiego obowiązku. Wytropił mnie pan niczym łowną zwierzynę. Naruszył moją prywatność. Czy sądzi pan, że mi się to podoba?

– Wiem, że czuje się pani zagrożona.

Zmarszczyła czoło.

– Wcale tego nie powiedziałam.

– Nie musiała pani. To przecież oczywiste. Przeżyła pani koszmar. Kiedy ci ludzie panią porwali, utraciła pani kontrolę nad własnym życiem, a śmierć tego chłopca zniszczyła pani poczucie bezpieczeństwa. – Urwał i patrzył na nią przez parę sekund. – To odebrało pani wiarę w świat, w jego ład i dominację dobra. Zwraca pani uwagę przede wszystkim na zło i brud, bo tamte przeżycia tak ukierunkowały pani percepcję. Chowa się pani przed ludźmi, ponieważ nie może pani nikomu w pełni zaufać. Zamknęła się pani w skorupie. Zmieniła adres i nazwisko. Stała się inną osobą. Pani stosunki z ludźmi są zapewne przyjazne, ale nigdy serdeczne. A moja prośba narusza pani poczucie bezpieczeństwa.

– Skąd pan to wie? – wydusiła z siebie drżącym głosem po długiej i pełnej napięcia minucie milczenia. – Przecież nigdy pana nie widziałam.

– Ale ja znam pani przeszłość, bo czytałem pani powieści i prasowe relacje z porwania. – Włożył jej do ręki swoją wizytówkę. – Piszę książkę o wpływie traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa na osobowość. Informacje, które mógłbym od pani uzyskać, bardzo by mi pomogły.

Otworzyła usta. Ben wiedział, że chce odmówić. Dostrzegł to w jej oczach i w charakterystycznym przykurczu mięśni wokół ust. Postanowił się jednak nie poddawać.

– Proszę to sobie przemyśleć, zanim da mi pani ostateczną odpowiedź – rzucił i szybko wyszedł z kwiaciarni.

Загрузка...