ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIERWSZY

Piątek, 2 lutego, godz. 14.00

Quentin zatrzymał się przed posterunkiem SWNP. Wyłączył silnik, ale nie wysiadł. Patrzył tylko przed siebie, starając się pogodzić z tym, co przed chwilą usłyszał od Bena Walkera. Rozmowa była krótka, ale nadzwyczaj treściwa.

Psycholog poinformował go, że Terry pod przybranym nazwiskiem był jego pacjentem, ale zrezygnował z terapii w tym samym czasie, gdy ktoś zaczął nękać Annę i dokonał pierwszego zabójstwa. Quentin zacisnął palce na kierownicy. Czuł, że przygniata go ciężar tego, co usłyszał. Wszystko świadczyło przeciwko jego partnerowi. Jego kłótnia z Nancy Kent. Barwione szkła kontaktowe. Złość i niechęć, do których sam się przyznawał. Atak na Penny. Pieniądze, które skądś nagle wziął… Lista była długa.

Quentin zaklął pod nosem. Wszystkie drobiazgi łączyły się w spójną całość. Mógł teraz jedynie pójść z tym do Terry’ego. Wymagały tego lata łączącej ich przyjaźni. Miał nadzieję, że partner wszystko wyjaśni, że w sposób nie budzący wątpliwości potrafi się przed nim wytłumaczyć.

Nie może przecież być mordercą!

Quentin znowu zaklął, tym razem głośniej. Nie, nie może tego zrobić, bo sprawy zaszły zbyt daleko. Musi iść prosto do szefowej i poinformować ją, czego się dowiedział. Zginęły przecież niewinne kobiety! Jeśli Terry nie popełnił tych zbrodni, na pewno potrafi się wytłumaczyć. Są przecież wyniki laboratoryjne, poza tym musi mieć jakieś alibi…

Wysiadł z wozu i pewnym krokiem ruszył w stronę posterunku. Szedł korytarzem, nie odpowiadając na pozdrowienia kolegów. W końca dotarł do gabinetu szefowej i zastukał. Wszedł, nie czekając na zaproszenie. Patti O’Shay spojrzała na niego znad papierów.

– Musimy pogadać – rzucił.

Skinęła głową.

– Zamknij drzwi.

Zrobił, jak prosiła, a potem podszedł do jej biurka i usiadł ciężko na krześle.

– Chodzi o zabójstwa kobiet.

Położyła dłonie na gładkim blacie.

– Mów.

Quentin międlił dłonie, nie bardzo wiedząc, jak zacząć.

– Najlepiej wyrzucić z siebie to, co najgorsze – dodała Patti po przedłużającej się ciszy. – Im szybciej, tym lepiej.

Zrobił, jak radziła. A kiedy skończył, wcale nie wyglądała na zaskoczoną. Spojrzał więc na nią, mrużąc oczy.

– Co na niego masz, Patti? Ostatnio bardzo interesowała się nim sekcja wewnętrzna. Może znaleźli coś poważniejszego niż kłótnia po pijanemu? Mam prawo wiedzieć!

– Porozmawiajmy najpierw o tym, z czym przyszedłeś. Czy doktor Walker jest pewny, że Landry to jego dawny pacjent Rick Richardson?

– Całkowicie.

– I wciąż wierzysz, że Anna North jest ogniwem łączącym te wszystkie morderstwa? Z powodu rudych włosów?

– Tak. I obciętego palca ostatniej ofiary.

Ciotka uniosła brwi.

– Ale po co zabijał te kobiety? Dlaczego nie zaczął od Anny North?

Quentin poczuł, że robi mu się niedobrze. Patti mówiła o tym bez zbędnych emocji, a on nie mógł sobie wyobrazić tego, że kumpel zabił aż trzy kobiety. Co gorsza, w jakiś sposób mu w tym pomagał, broniąc go przy każdej okazji.

– Po prostu ćwiczył. Przygotowywał się do tego, co najważniejsze, a przy okazji wyżywał się na innych kobietach. Zdarzały się już takie przypadki.

Kapitan skinęła głową, więc wyrzucił z siebie wszystkie dręczące go podejrzenia:

– Możliwe, że tej nocy, kiedy napadł na Annę, wcale nie chciał jej zabić. Włożył szkła, żeby ją sterroryzować. Żeby puściły jej nerwy. – Quentin z trudem złapał oddech. – Kiedy myślałem o tamtym wieczorze u Shannona, przypomniałem sobie jedną godzinę, w czasie której Terry zniknął mi z pola widzenia. To mogła być właśnie ta godzina – rzekł z naciskiem. – Miał wystarczająco dużo czasu, by zgwałcić i zabić Nancy Kent…

– Rozumiem. Co jeszcze?

– Kiedy zabito Jackson, był z di Markiem i Tarantinem z Piątki.

– Chciał sobie załatwić alibi – mruknęła.

– Ale kiepsko mu wyszło. – Quentin potarł uda. – Di Marco mówił, że Terry spił się do nieprzytomności, chociaż przez cały wieczór nie widział go z drinkiem.

– To wszystko?

– Są jeszcze kolorowe szkła kontaktowe. Terry miał takie na sylwestra w zeszłym roku. Nic jednak nie mówił, kiedy byłem u optyka.

– Sporo ci się zebrało – zauważyła. – Dlaczego nie powiedziałeś o tym wcześniej?

– Wydawało mi się, że są to rzeczy bez znaczenia. Nie układały się w żadną całość. Być może, gdybym wiedział o wynikach śledztwa sekcji wewnętrznej…

Kapitan O’Shay nie zamierzała się z nim spierać.

– Oficerowie prowadzący śledztwo nie chcieli, żebym cię informowała.

– Uważali, że nie będę lojalny?

– To oczywiste, bo przez wiele lat przyjaźniłeś się z Landrym.

Quentin zesztywniał.

– A ty co uważałaś?

Ciotka uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Wiesz co, zmieniałam ci pieluchy i patrzyłam, jak zaczynasz chodzić. Jestem twoją matką chrzestną. Zawsze wiedziałam, że zrobisz to, co uznasz za słuszne i zgodne z prawem.

Quentin nieco się rozluźnił.

– Dobrze, więc opowiedz mi o wynikach śledztwa sekcji wewnętrznej – poprosił.

– Po pierwsze zabójstwo Kent. Grupa krwi się zgadza, ale to jeszcze nic nie znaczy. Wciąż czekamy na wyniki testów DNA.

– Rozumiem.

– Około trzydziestu ośmiu procent nowoorleańczyków ma grupę krwi O Rh+, ale ze względu na kłótnię Landry’ego z tą kobietą zaczęliśmy zbierać kolejne dowody.

– I co się okazało? – spytał, chociaż już znał odpowiedź.

– Sam zadzwoń do sekcji wewnętrznej. Poproś o nakaz aresztowania Landry’ego i nakaz rewizji. Będę go chciała przesłuchać.

Właśnie tego najbardziej się obawiał.

– Chciałbym sam to zrobić. Chciałbym poprowadzić przesłuchanie.

– Quen, nie sądzę…

– To będzie teraz moja sprawa.

– Przypominam, że jesteś w nią osobiście zaangażowany i to mocno. Nie chciałabym, żebyś nagle się wycofał…

– Do diabła, nie zrobię tego! – Zacisnął pięści. Nigdy jeszcze nie był tak bardzo zły i rozczarowany. – Jasne, że jestem zaangażowany. Nadstawiałem za niego karku i jeśli okaże się, że kłamał, chcę, żeby za to zapłacił.

Przez chwilę zastanawiała się nad tym, a potem skinęła głową.

– Dobrze, ale musisz to zrobić z Johnsonem. Wszystko ma być zgodnie z przepisami.

– Dobra. – Wstał i podszedł do wyjścia. – Zaraz zadzwonię do chłopaków z wewnętrznej.

– Ja to zrobię – powiedziała, sięgając po słuchawkę. – I jeszcze jedno…

Spojrzał na nią od drzwi.

– Dobrze się spisałeś. Wiem, że nie było ci łatwo.

Skrzywił się smutno i poczuł się nagle potwornie przygnębiony.

– Przecież jestem policjantem. Nie mogłem zrobić nic innego.

Загрузка...