ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SIÓDMY

Środa, 7 lutego, godz. 16.30

Ben z przerażeniem patrzył z pustki, jak Adam mierzy w pierś Anny. Próbował się uwolnić, ale Adam był za silny. Nie chciał go wypuścić czy raczej wpuścić.

– Dosyć! – powtarzał. – Zostaw ją! Nie zabijaj jej! Słyszysz mnie?!

Wiedział, że Adam go słyszy. Podczas ostatnich kilku dni poddał się intensywnemu szkoleniu, dzięki czemu nauczył się w pełni świadomie funkcjonować jako jedna z osób, która powstała w osobie chorej na dysocjacyjne zaburzenie świadomości. Udało mu się dotrzeć do współ świadomości i nauczyć się koordynować głosy we wspólnej głowie. Mógł więc porozumiewać się zarówno z Minnie, jak i z Adamem. A stało się tak dzięki Minnie, która skontaktowała się z nim poprzez swój pamiętnik. To ona pierwsza dała mu znać, co się naprawdę dzieje. Zrozumiał, że jedna powłoka cielesna służy kilku postaciom, które wprawdzie są ze sobą powiązane i zhierarchizowane, ale zarazem każda z nich posiada swoją odrębną, autonomiczną tożsamość i osobowość. Lecz wszystkie one powstały z jednej rzeczywistej osoby, która powołała je do życia, by w ich przebraniu uciec przed cierpieniem.

Teraz wiedział, że jest wprawdzie Benem Walkerem, ale współistnieje wraz z Adamem Furstem i Minnie. A raczej, że wszyscy troje byli chłopcem, który kiedyś był Timmym. Kiedy to do niego dotarło, popadł w przerażenie. Zaczął rozpaczać, jakby nigdy nie zajmował się tym problemem. Nie mogło mu się pomieścić w głowie, że jest taki sam jak ci biedni ludzie, którzy w poczuciu ostatecznego zagubienia zgłaszali się do niego na psychoterapię, a on kierował ich do szpitali psychiatrycznych.

Dopiero teraz zrozumiał swoje częste bóle głowy, a także luki w pamięci, twardy sen i uczucie, jakby wcale nie spał, tylko ciężko pracował. No i wreszcie pojął, na czym polegała tragiczna dezorientacja matki. Wszystkie fragmenty układanki doskonale do siebie pasowały. Miał klasyczne symptomy ciężkiej i niezwykle skomplikowanej choroby psychicznej. Dobry Boże, jak to możliwe, że wcześniej tego nie dostrzegał?! Przecież na co dzień stykał się z podobnymi przypadkami.

Och, gdyby Minnie skontaktowała się z nim wcześniej! Wtedy nie pozwoliłby, żeby Adam zabił te wszystkie kobiety.

– Musimy coś zrobić – usłyszał głos Minnie. – Musimy je uratować!

Już przedtem porozumieli się w tej sprawie. Ustalili, że tylko razem zdołają powstrzymać Adama. Zaczekają na odpowiedni moment i spróbują się wyswobodzić, a resztę zrobi ten, komu się powiedzie. To wszystko.

– Teraz! – wspólny okrzyk wypełnił pustkę.

Ben dopadł Adama. Kopał i szarpał, domagając się, by go wypuścił czy raczej wpuścił. Minnie podążyła za nim. Adam osłabł. Ben szykował się do ostatecznego ataku, ale Minnie przemknęła tuż obok. Niemal się otarł o nią w pustce. Apotem patrzył, jak skierowała na siebie pistolet.

– Ani chwili wahania – ponaglał ją. – Naciśnij spust!

– Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, Jaye. Nie pozwolę, by cię skrzywdził.

Odgłos wystrzału przeciął powietrze.

Загрузка...