Środa, 31 stycznia, godz. 1.52
– Minnie – szepnęła Jaye.
Usiadła na łóżku i spojrzała w stronę drzwi, zza których dobiegało ciche pochlipywanie. Nie miała żadnego kontaktu z dziewczynką, od kiedy porywacz nakrył je razem i kazał przypieczętować list do Anny pocałunkiem.
Jaye potwornie martwiła się o Minnie. Bała się, że mała cierpi tylko dlatego, że się z nią zaprzyjaźniła, i za karę Adam zrobił jej coś złego. Jednocześnie myślała z troską o Annie. Czy dostała tamten list? I co sobie pomyślała?
Godziny spędzone w samotności były dla niej torturą. Modliła się za obie przyjaciółki albo zastanawiała się nad swoją sytuacją. Prawie nie mogła spać. Godzinami chodziła po pokoju lub siedziała na łóżku oparta o ścianę.
Wciąż nie traciła nadziei. Wiedziała, że musi stąd uciec i uratować Minnie. A następnie ostrzec Annę. Znowu dobiegły do niej jakieś odgłosy. Jakby ktoś pociągał nosem.
– To ty, Minnie? – szepnęła raz jeszcze.
– Tak, to ja.
Jaye odetchnęła z ulgą i zbliżyła się cicho do drzwi. Po chwili przed nimi klęczała z głową tuż przy klapce.
– Bardzo się o ciebie martwiłam. Co ci zrobił? Powiedz mi, czy zbił ciebie?
– Strasznie się złościł. – Tabitha zamiauczała i dziewczynka ją uciszyła. – O mało… o mało bym dzisiaj nie przyszła. Jeśli on dowie się, że tu byłam, to… to… Tak się boję, Jaye!
Jaye zacisnęła ze wściekłości pięści.
– Nienawidzę go – szepnęła przez zaciśnięte zęby. – Nienawidzę go za to, co zrobił tobie i mnie. I za Annę. Kiedy się stąd wydostanę, będzie musiał słono za wszystko zapłacić!
– Nie mów tak. On może słyszeć – przeraziła się Minnie. – Zobaczysz, jak się rozzłości, to zrobi coś strasznego.
Jaye miała ochotę powiedzieć, że jej to nie obchodzi. Chciała na cały głos krzyknąć, żeby przyszedł i spróbował ją tknąć. Musiała jednak myśleć o małej i Annie, a taka brawura z pewnością by im nie pomogła.
– Minnie. – Jaye przywarła jeszcze mocniej do klapki. – Powiedz mi, czy… czy Annie… czy jej nic się nie…? – ostatnie słowo utkwiło jej w gardle. Nie mogła go wypowiedzieć, jakby miało magiczną moc samorealizacji. Czy Anna jeszcze żyje? – myślała intensywnie Jaye. Czy nic się jej nie stało?
– Myślę, że nie. – Minnie zrobiła przerwę, zapewne po to, żeby rozejrzeć się uważnie dookoła jak zaszczute zwierzątko. Kiedy znowu ją usłyszała, głos małej był lekko stłumiony, jakby przycisnęła usta do samych drzwi. – Jakiś czas temu przyszedł… zmartwiony. Coś mu nie wyszło… Coś z Anną. Mruczał do siebie takie różne… takie różne rzeczy.
Głos Minnie zaczął się oddalać i Jaye położyła dłonie na drzwiach.
– Co… co mówił, Minnie? Co takiego?
Przez moment dziewczynka w ogóle nie odpowiadała, a potem usłyszała jej drżący głos.
– Niedługo nas przeniesie, Jaye. Nie wiem, gdzie ani kiedy, ale… ale to ma związek z Anną.