ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY ÓSMY

Wtorek, 30 stycznia, godz. 0.45

Pół godziny później siedziała owinięta kocem na swojej kanapie z kubkiem parującej ziołowej herbaty w dłoni. Wciąż szczękała zębami. Dalton siedział obok, a Bill krążył niczym dobry, opiekuńczy duszek. Z sypialni dochodziły dźwięki pracy Malone’a i ekipy dochodzeniowej oraz technicznej, które przyjechały parę minut wcześniej. Jak im wyjaśnił śledczy, chodziło o zebranie nie tylko odcisków palców, ale wszystkich możliwych śladów, które mógł zostawić napastnik.

Quentin pojawił się zaledwie dziesięć minut po telefonie Daltona. Anna wciąż była w szoku, ale zdołała mu opowiedzieć, co się stało. Dlatego natychmiast wezwał tu wszystkie dostępne siły.

Anna owinęła się szczelniej kocem. Miała na sobie sweter Daltona i spodnie od dresu, które na jej prośbę wyjął z szafy. Spojrzała na podłogę w sypialni. Leżały tam resztki jej piżamy. Spodenki znajdowały się bliżej łóżka.

Naga. Była zupełnie naga, kiedy wpadła na Daltona. Prześladowca zdarł z niej wszystko, co na sobie miała. Dotykał jej. Chciał dotrzeć do najbardziej intymnych rejonów jej ciała. Na szczęście spłoszyła go. Jej błagania i modlitwy zostały wysłuchane.

Ale czy jeszcze kiedykolwiek poczuje się bezpieczna lub… czysta?

Zadrżała i jęknęła cicho. Dalton, który doskonale wiedział, w jakim jest stanie, przytulił ją mocniej. Spojrzała na niego. Milczał. Nie musiał nic mówić. Wiedziała, jak bardzo jej żałuje i jak bardzo zależy mu na tym, żeby doszła do siebie. Spróbowała się do niego uśmiechnąć, ale bez powodzenia.

Jednak bezpieczniej poczuła się dopiero wtedy, kiedy Malone, w towarzystwie innych oficerów śledczych, wyszedł z jej sypialni. Gdy spojrzała mu w oczy, zrozumiała, że nic już jej nie grozi. Chciała się do niego przytulić. Poczuć na sobie jego silne ramiona. Bo wówczas zrobiłoby jej się cieplej.

Podszedł i przykucnął, opierając dłonie na jej kolanach. Poszukał jej spojrzenia.

– Wszystko w porządku?

Skinęła lekko głową, chociaż wiedziała, że wcale tak nie jest.

– To dobrze. – Wskazał pozostałych śledczych. – Agnew i Davis rozejrzą się po budynku. Sprawdzą, czy ktoś coś widział lub słyszał.

Znowu skinęła głową, koncentrując się na jego dłoniach. Po raz pierwszy zauważyła, że ma długie palce z krótko obciętymi, zadbanymi paznokciami. Były ładne, chociaż ich męski charakter od razu rzucał się w oczy. Takie ręce były szybkie i silne. Stanowiły dobrą obronę.

– Anno?

Spojrzała na niego zdziwiona. Czyżby coś mówił?

– Wspominałem właśnie, że wszedł tu przez drzwi balkonowe. Musiał skorzystać z rynny, przejść po gzymsie i stłuc szybę. Tylko tak mógł otworzyć zamek.

– I tyle pomógł ten cały cud techniki – mruknął Dalton. – A tak go zachwalali.

– Pan go zakładał? – spytał Quentin.

– Tak, to znaczy poleciłem go założyć – poprawił. – Po tym zdarzeniu z palcem. Wymieniłem zamki nawet w furtce przy wejściu.

– Ja też wymieniłam wszystkie zamki – szepnęła Anna. – Jak widać, bardzo pomogło.

Quentin znowu na nią spojrzał.

– Muszę ci zadać parę pytań. Możesz na nie teraz odpowiedzieć?

– Spróbuję.

– Świetnie. – Wyjął notes z kieszeni. – Zacznijmy od ogólnych wrażeń. Powiedz mi wszystko, co pamiętasz. Wszystkie najdrobniejsze, nawet zupełnie nieistotne szczegóły, dobrze?

Skinęła głową i zaczęła opowiadać drżącym głosem o tym, jak się zbudziła i miała wrażenie, że ktoś jest w sypialni. Doszła do tego, jak zrozumiała, że drzwi na balkon są otwarte.

– Chciałam wyjść z sypialni – wyjaśniła. – Podeszłam… a wtedy on… złapał mnie tak mocno.

Zamilkła, nie mogąc skończyć.

– Zawlókł cię na łóżko, Anno? – spytał.

– Tak… Zawlókł…

Dalton przytulił ją jeszcze mocniej, a Bill położył kojące dłonie na jej ramionach. Chciała podjąć opowieść, ale nie mogła. Coś ściskało ją w gardle. Nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa.

– Patrz na mnie, Anno – powiedział Malone łagodnym, ale pewnym tonem. – Tylko na mnie. Nic ci już nie grozi, ale potrzebuję twojej pomocy. Odetchnij głęboko.

Kiedy wypuściła powietrze, poczuła, że może dalej mówić. Słabym głosem opowiedziała, jak mężczyzna ją przydusił i zerwał z niej piżamę. Wtedy zrozumiała, że chce ją zgwałcić, i zaczęła krzyczeć.

– Cały czas leżałaś twarzą do dołu?

– Nie… obrócił mnie.

– Widziałaś jego twarz?

Potrząsnęła głową.

– Miał maskę z Mardi Gras. Taką, jaką mają jeźdźcy krewe. Ale… ale widziałam jego oczy. Były pomarańczowe.

Malone zmarszczył brwi.

– Pomarańczowe? – upewnił się.

– Wiem, że to dziwne, ale tak naprawdę było.

Otworzyła usta, żeby opowiedzieć mu, co było dalej, ale szybko je zamknęła. Omal znowu nie zaczęła krzyczeć.

„Uwaga, raz, dwa, trzy, zaczynamy“. Od dwudziestu trzech lat nie wypowiedziała tych słów, które brzmiały jak jakaś upiorna wyliczanka. A wtedy była przerażonym dzieckiem, które tuliło się do kochających rodziców i patrzyło ze strachem na agentów FBI.

– Powiedz mi wszystko, Anno. Proszę.

Znowu zaczęła głośno dzwonić zębami i owinęła się mocniej kocem. Odetchnęła tak samo jak poprzednio. Pomogło.

– To był Kurt. Wiem to z całą pewnością.

– Ależ Anno! – Dalton ścisnął jej dłoń.

– Naprawdę! – Obejrzała się na Billa, szukając sojusznika. – On powiedział…

– Przepraszam, Malone.

Rozzłoszczony Quentin obrócił się w stronę ekipy śledczej.

– No, co tam?!

Pozostali oficerowie nie przejmowali się specjalnie jego nastrojem.

– Już skończyliśmy – poinformował jeden z nich. – Jeśli nie ma nic innego, chyba już możemy jechać do laboratorium.

– W porządku. Chcę mieć wyniki na jutro rano!

– Raczej na dzisiaj rano – poprawił go z westchnieniem ktoś z ekipy. – Dobra, zrobione.

Mężczyźni przeszli przez salon, nie patrząc na Annę. Kiedy wyszli, Quentin znowu zwrócił się w jej stronę.

– Dobrze, teraz przejdźmy do tego, co było później. – Zerknął na swoje wcześniejsze notatki. – Zaczęłaś krzyczeć i to wystraszyło napastnika. Mężczyzna uciekł na balkon i przeskoczył przez poręcz. – Skinęła głową. – A potem pobiegłaś do drzwi wejściowych. Otworzyłaś je, a za nimi czekał Dalton. Wszystko się zgadza?

Zanim zdążyła odpowiedzieć, włączył się Dalton:

– Wcale nie czekałem. Byłem na dworze…

– Wyprowadzał nasze psy, Judy i Boo – wtrącił Bill.

– Kiedy wpuszczałem psy do mieszkania, usłyszałem krzyki Anny.

– Właśnie – dorzucił Bill.

Malone spojrzał na niego.

– A pan co wtedy robił?

Bill zesztywniał.

– Oglądałem telewizję.

– „Tajemnice i skandale“ – dorzucił Dalton. – Po prostu uwielbia ten program. Ale zwykle wyprowadzamy razem nasze maleństwa.

Malone cały czas wpatrywał się w Billa.

– „Tajemnice i skandale“ to chyba program na Kanale E!, prawda?

– Tak, to świetny program – odparł Bill, wijąc się pod natarczywym wzrokiem śledczego. – Zawsze go oglądam.

– Pożywka dla myśli i… wyobraźni – rzucił prowokacyjnie Malone.

– A żeby pan wiedział. – Obrażony Bill odsunął się trochę od kanapy.

Anna poczuła, że jej serce znowu przyspiesza. Natychmiast domyśliła się, do czego zmierza Quentin, i wcale jej się to nie podobało. Podobnie jak Daltonowi, którego twarz przybrała nagle kolor dojrzałego pomidora.

– Chce pan powiedzieć, że Bill…?! – zaczął.

– Nic nie chcę powiedzieć – mruknął Malone. Na jego twarzy nie drgnął żaden muskuł. – Chcę po prostu ustalić, co się tu zdarzyło dziś w nocy. Czy macie panowie coś przeciwko temu?

– Jasne, że nie – odparł Bill, wciąż patrząc z niechęcią w jego stronę. – Uwielbiam Annę. Zrobię wszystko, żeby jej pomóc.

– Ja też – dołączył do niego Dalton.

– Dziękuję. – Malone spojrzał na Annę. – Czy mógłbym porozmawiać z tobą w cztery oczy?

Wahała się przez chwilę.

– Dalton i Bill są moimi najlepszymi przyjaciółmi. Nie mam przed nimi nic do ukrycia.

– Jasne, ale mimo to bardzo by mi na tym zależało. – Przeniósł wzrok na obu mężczyzn. – Rozumiecie, panowie, prawda?

Nie, nie rozumieli. To było oczywiste.

– Quentin… – zaczęła Anna.

– W porządku. – Dalton ścisnął jej dłoń, a potem wstał. – Już wychodzimy. Zawołaj nas później.

Bill schylił się i pocałował czubek jej głowy.

– Możemy spać tutaj, gdybyś tego potrzebowała.

– Albo ty przenieś się do nas – dorzucił Dalton.

– Dziękuję wam, chłopaki. – Patrzyła z żalem, jak wychodzą. Czuła się tak, jakby ją opuszczali.

Malone wyczuł jej nastrój.

– To zajmie parę minut. Nie mam zamiaru was rozdzielać. Po prostu chciałem, żebyś mogła mówić swobodnie.

– I tak mogę. – Wzruszyła ramionami. – Nie przypuszczasz chyba, że mają z tym jakiś związek? Są poza podejrzeniami!

– Jesteś pewna? Dałabyś za to głowę?

Był to jedynie zwrot retoryczny, ale jakże odpowiadał jej sytuacji. Być może dlatego przez moment się zawahała.

– Tak, dałabym – odrzekła w końcu. – Zostaw ich w spokoju.

– Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić, dopóki nie uzyskam całkowitego przekonania, że są niewinni.

Natychmiast skinęła głową.

– Są.

– A więc jesteś zupełnie pewna, że to nie Bill cię dzisiaj napadł?

– Bill? – zaśmiała się po raz pierwszy tej nocy. – Poproszę o inny zestaw pytań.

– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Jesteś zupełnie pewna?

– Całkowicie.

– Tak jak twoi rodzice, którzy twierdzili, że opiekunka nie może być zamieszana w porwanie?

Śmiech zamarł jej na wargach.

– Chcesz mnie przestraszyć?

– Bill jest silny. Chyba trenuje, prawda?

– Tak, dużo biega. – Zadrżała i skuliła się na swoim miejscu. – Trenował regularnie, kiedy był na studiach.

– Naprawdę? Ile ma lat?

– Trzydzieści osiem.

– Więc jest mężczyzną w sile wieku.

– To nie ma najmniejszego sensu. – Potrząsnęła głową. – Naprawdę.

– Zastanów się nad tym, Anno. Dalton stał przed twoim mieszkaniem. Po co?

– Wyprowadzał Judy i Boo.

– Widziałaś te psy? Czy miał w ręku smycz?

Nie pamiętała. Przymknęła oczy, usiłując przywołać tę scenę. Psy dużo hałasowały, ale jednocześnie były bardzo tchórzliwe. Jednak nie słyszała wtedy ich szczekania.

– Nie wiem… Byłam przerażona… Krzyczałam…

– A kiedy pojawił się Bill?

– Parę minut później.

– Ile konkretnie?

– Czy ja wiem? Dwie, może trzy…

– Dalton go zawołał?

Potrząsnęła głową.

– To mały budynek. Głos sam się niesie.

– Czy pojawił się jeszcze ktoś z sąsiadów?

– Parę osób, ale Bill ich spławił.

– Kiedy twoi przyjaciele dowiedzieli się, kim naprawdę jesteś?

– Tego dnia, co wszyscy. – Ponownie wzruszyła ramionami. – Dostali książkę i wiadomość o programie na Kanale E!.

– Jesteś pewna?

– Tak. – Zaczęła mocniej drżeć i szczękać zębami. – Dlaczego pytasz?

– Próbuję ustalić fakty. – Westchnął i spojrzał na swój notatnik. – Jak Bill i Dalton zareagowali na wiadomość, że jesteś Harlow Grail?

– Oczywiście byli zdziwieni, a jednocześnie dali do zrozumienia, że rozumieją mnie i popierają. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Jestem im za to bardzo wdzięczna.

– Rozumiem. – Zapisał coś w notesie, zamknął go i wstał. – Musisz teraz zachować ostrożność. Zamykaj wszystkie drzwi i okna. Nie chodź sama po zmroku. I uważaj na to, co się dzieje dokoła.

Anna uniosła głowę.

– Boję się.

– To zrozumiałe. – Quentin nagle złagodniał. – Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze.

– Czy masz już jakieś hipotezy?

– Nie, jeszcze nie. – Zamilkł na chwilę. – To mógł być przypadek, chociaż raczej nie sądzę…

Anna zacisnęła dłonie na podołku.

– Mówiłeś o tych dwóch kobietach, które… też były rude.

– Właśnie.

– Czy myślisz, że to ten sam mężczyzna, który…?

– Włamał się tutaj? Możliwe, chociaż działał zupełnie inaczej. Jest jednak coś, co łączy te sprawy.

– Moje włosy?

– Tak.

Milczeli przez dłuższą chwilę, a potem Malone chrząknął.

– To już wszystko. Możesz po kogoś zadzwonić. Zaczekam, aż przyjdzie.

– Nie trzeba. – Spojrzała na swoje zaciśnięte ręce. – Przecież nie mogę oczekiwać, że ktoś mnie będzie bez przerwy niańczył.

Raz jeszcze przykucnął przy niej i spojrzał pełnym współczucia wzrokiem.

– Nie musisz udawać silnej, Anno. To zrozumiałe, że się boisz.

– Już dwadzieścia trzy lata – szepnęła. – Jak długo jeszcze?

Dotknął dłonią jej policzka.

– Bardzo mi przykro.

To był dla niej szok. Przymknęła oczy i otarła się o jego dłoń, jak poszukująca ciepła i poczucia bezpieczeństwa kotka. Przez chwilę nic nie mówiła, czując, że nie byłaby w stanie.

On też milczał.

Nagle poczuła jego męski, podniecający zapach. Usłyszała, że Quentin zaczął szybciej oddychać, jakby on również dawał się unieść fali pobudzenia. W oka mgnieniu zapomniała o przerażających wydarzeniach dzisiejszej nocy. Zapomniała o gwałcie. Myślała tylko o tym, jak dobrze i bezpiecznie byłoby jej w ramionach Malone’a. Jak bardzo pragnęłaby się z nim połączyć w odwiecznym rytuale miłości, o którym już zdążyła zapomnieć.

Pragnęła tego. Chciała, by ją kochał i pieścił. Pragnęła zapomnienia. To wszystko wydawało jej się zadziwiające. Czy to możliwe, że myśli o seksie niedługo po tym, jak ktoś chciał ją zgwałcić? Powinna raczej czuć wstręt. Obrzydzenie… Ale nie czuła. W każdym razie nie wtedy, gdy myślała o Quentinie. Przy nim czuła się bezpieczna. Tylko on mógł sprawić, żeby zapomniała o strachu.

– Anno?

Wyszeptał jej imię, jakby to była modlitwa albo pieśń miłosna.

Nie odpowiedziała. Dotknęła tylko jego policzka i przeciągnęła dłonią po szorstkiej powierzchni. A potem pocałowała Quentina.

Zdała sobie sprawę, że pragnęła tego od momentu, kiedy go zobaczyła. Mimo że budził w niej złość, wydawał jej się nieodparcie pociągający. Długo tłumiła to w sobie, za żadne skarby nie chciała się do tego przyznać. Być może dlatego wybuchło to w niej teraz tak nagle.

– Anno… – Na chwilę oderwał się od jej ust. – Przeżyłaś szok. Sama nie wiesz, co robisz…

– Wiem doskonale. – Położyła palec na jego nabrzmiałych od pocałunku wargach. – Zostań ze mną dzisiaj, Quen.

– Jutro będziesz tego żałować.

– Możliwe. – Urwała na chwilę. – Ale teraz bardzo tego pragnę.

Zobaczyła, że Malone walczy ze sobą. Poczuła do niego tym większy szacunek. Cieszyła się, że nie pociągnął jej od razu do łóżka. To znaczyło, że ma zasady, których się trzyma. Że nie zależy mu tylko na samej przygodzie. Rozumiała go, ale miała nadzieję, że jednak się podda pragnieniu.

Znowu zaczęła go całować, drażniąc delikatnie koniuszkiem języka jego wargi. Odsunął się od niej raz jeszcze, ale jednocześnie patrzył na nią z wielkim pożądaniem w oczach…

– Pragnę cię. Nie z powodu tego, co dzisiaj się stało. Nie dlatego, że boję się zostać sama. W każdym razie nie tylko… – Przesunęła palcami przez jego ciemne włosy. – Chcę cię, Quen…

Poddał się z głębokim westchnieniem. Wziął ją na ręce i posadził sobie na kolanach. Teraz poczuła, że pragnie jej równie mocno jak ona jego.

Przesunęła się i otarła o niego, imitując stosunek. Jej podniecenie rosło z każą sekundą. Malone zaczął gwałtownie ją całować, ściągając jednocześnie z niej sweter.

Anna zaczęła rozpinać jego koszulę. Po chwili poczuła pod palcami nagą skórę. Gdy tylko ich ciała zetknęły się ze sobą, przywarli do siebie z całą mocą i padli na drewnianą podłogę. Szybko pozbyli się spodni.

Akt miłosny był taki, jak oczekiwała: podniecający i wspaniały.

Quentin zabrał jej pamięć. Zapomniała, kim jest i co się z nią ostatnio działo. Pamiętała tylko, że jest z nim i chciała, by to trwało i trwało. Sama nie wiedziała, jak długo się kochali. Kiedy się rozdzielili, odpoczywali na podłodze, ciężko oddychając.

Anna przycisnęła głowę do jego ramienia, myśląc o tym, czy kiedykolwiek przeżyła coś podobnego. Wcześniej spotykała się z paroma mężczyznami, ale żadne z jej miłosnych doświadczeń nie było równie poruszające. Zastanawiała się, czy Quentin odebrał to tak samo. Miała nadzieję, że tak, ale wolała się nie oszukiwać. Oficer śledczy Malone miał na pewno wiele przygód i niełatwo można go było zadowolić. Doskonale wiedziała, że takie typy bardzo pociągają kobiety. Nie była tu przecież wyjątkiem.

Jestem po prostu jedną z wielu, pomyślała.

– Wszystko w porządku? – spytał, gładząc ją delikatnie po głowie.

– Tak, oczywiście. – Przywarła do niego jeszcze mocniej.

Przesunął dłoń w stronę szyi.

– Już żałujesz?

Uniósł się lekko na łokciu, chcąc zobaczyć jej twarz.

– Nie.

Dotknął jej ust czubkami palców.

– Powinienem cię przeprosić.

– Nie. – Potrząsnęła głową. – Sama zaczęłam…

– Nie, nie o to chodzi. – Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. – To… to było wspaniałe. Nie spodziewałem się niczego takiego…

Poczuła, że się czerwieni, ale nie z zażenowania, tylko z dumy. Więc dla niego też było to niezwykłe przeżycie! On też stracił panowanie nad sobą i zapomniał o bożym świecie To był najwspanialszy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszała.

– Dzięki – szepnęła. – Chyba właśnie tego potrzebowałam.

Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

– Nie rozumiem.

Przytuliła się do niego mocniej.

– Nic nie szkodzi.

Objął ją i przygarnął mocno do siebie.

– Anno?

– Mhm?

– To było wspaniałe doświadczenie, prawda?

– Mhm.

– Nie sądzisz, że warto by to powtórzyć? – Wstał i wziął ją na ręce. – W nieco bardziej dogodnych warunkach.

Загрузка...