ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Piątek, 19 stycznia

Dzielnica Francuska

Nazywała się Evelyn Parker. Była piękna, lubiana, bystra i pełna energii. Co tydzień bywała w śródmiejskich lokalach, żeby się zabawić. Pracowała jako pomoc u pewnego dentysty i mieszkała w dzielnicy Bywater. Zginęła w swoje dwudzieste czwarte urodziny.

– Ale pech, co, Malone? Rozstać się z życiem akurat w dniu urodzin! – westchnął Sam Tardo, jeden z członków ekipy technicznej. – Nie dotykaj niczego. Musimy jeszcze zbadać ciało.

Quentin mruknął coś w odpowiedzi i kucnął obok ofiary. Przeglądał centymetr po centymetrze, szukając jakichś śladów: urwanego guzika, kawałka papieru, jakiejś plamy, odcisków palców.

– Myślisz o tym, co ja? – spytał Terry, nachylając się, żeby lepiej przyjrzeć się ofierze. – Nancy Kent.

– Tak. – Quentin zmarszczył brwi. – Evelyn Parker też była ruda, tyle że bardziej marchewkowa. I też bawiła się tej nocy, kiedy ją zamordowano. Wygląda na to, że ktoś najpierw ją zgwałcił, a potem udusił. Podobnie jak Nancy Kent, znaleziono ją w pobliżu klubu.

– Kapitan będzie wkurzona. – Johnson wzruszył ramionami. – Jakby to była nasza wina!

– Kto ją znalazł? – spytał Quentin.

– Biegaczka.

Malone wytrzeszczył na niego oczy.

– Co biegaczka robiła o tej porze za klubem?

– Ta dziewczyna zawsze biega wcześnie rano, razem z psem myśliwskim, bo tak jest bezpieczniej. Właśnie ten pies oszalał, zanim jeszcze dotarli do klubu. Biegał tam i z powrotem, więc postanowiła sprawdzić, co się stało.

– Walden spisał jej zeznania?

– Taa… – Johnson wskazał budynek klubu. – Teraz przesłuchuje właściciela. Gdzie byliście wcześniej? Musieliśmy odwalić z Waldenem praktycznie całą robotę.

– Odpieprz się. – Terry skrzywił się z wyraźną niechęcią. – Obaj jeszcze spaliście, kiedy my już mieliśmy trzy trupy w Desire. Prawdopodobnie porachunki narkotykowe.

Część śródmieścia, nosząca nazwę Desire, była jednym z najniebezpieczniejszych miejsc Nowego Orleanu. Żaden policjant nie zapuszczał się tam samotnie. Mieszkańcy też najchętniej chodziliby w zbrojnej asyście, ale niewielu mogło sobie na to pozwolić.

– Szczęściarze – mruknął Johnson i owinął się mocniej jesionką. – Zawsze omijam Desire szerokim łukiem.

Walden, który stanął w drzwiach klubu, pomachał ręką, żeby przyszedł. Johnson przeprosił ich i ruszył w tym kierunku. Quentin znowu spojrzał na ofiarę. W przeciwieństwie do Kent walczyła z całych sił o życie. Miała siniaki i obtarcia na twarzy, szyi i piersiach. Nosiła obcisłe dżinsy i sądząc z położenia jej ciała, napastnik miał spore trudności z tym, żeby je ściągnąć. Były skręcone wokół jej kolan, a majtki zupełnie podarte.

Quentin zerknął na Terry’ego, żeby powiedzieć mu o dżinsach, ale zamilkł, widząc, jak bardzo jest zmęczony. Oczy nabiegły mu krwią. Nic nie mówił i tylko patrzył na Malone’a.

Quentin zmarszczył brwi. Byli w Desire ze dwie godziny, a przedtem Quentin spał sobie smacznie, więc nie czuł się senny. Ale gdzie wobec tego był wcześniej jego partner?

– Nic ci nie jest?

– O tyle, o ile. – Terry przetarł oczy. – Nie mam domu i prawie nie śpię, więc jak mam się czuć?!

Ekipa techniczna skończyła swoją robotę i Sam dał im znak, że mogą zaczynać. Nie zostało wiele do zrobienia. Później powinni się zająć przesłuchaniem świadków i sprawdzeniem wszystkiego, co wiązało się z Evelyn Parker.

Quentin ściągnął brwi i spojrzał na kumpla.

– Wydaje mi się, że jednak nie zdołał jej zgwałcić, Ter. Byłoby mu bardzo trudno z tymi dżinsami. Chyba że sam je później wciągnął, co zupełnie nie ma sensu. Myślę, że tylko ją zabił.

– Więc możemy się pożegnać z wynikami DNA.

– Właśnie. – Przeszli parę kroków. – Trudno nam będzie powiązać oba zabójstwa.

– Tak, to prawie niemożliwe – powiedział Terry i zamilkł na chwilę. – Co nie pomoże w mojej sprawie. – Znowu przerwa. – Cholera, mam nadzieję, że nie chcą mnie w to wrobić.

Quentin spojrzał na kolegę.

– Po co mieliby to robić?

– Oczywiście ze względu na Nancy Kent.

– Przecież zostałeś oczyszczony.

Terry wbił ręce w kieszenie kurtki i skrzywił się z goryczą.

– Tak, tylko że to wszystko zmienia. – Wskazał kciukiem za siebie. – Nie rozumiesz? Znowu zaczną się w tym grzebać. Przecież wiesz, że przesłuchają nas jako świadków w poprzedniej sprawie, gdy tylko dotrzemy do pracy.

Quentin przyznał w duchu, że Terry prawdopodobnie ma rację.

– No tak. Co powiesz, kiedy szefowa cię spyta, gdzie byłeś dziś w nocy?

– Prawdę. Że siedziałem przed lustrem z butelką bourbona w moim zawszonym mieszkaniu. A wcześniej widziałem się z Penny.

Dotarli do miejsca, gdzie zaparkowali obok siebie samochody.

– Udało ci się ją wreszcie przekonać, że powinna do ciebie wrócić?

– Wrócić? Do mnie? A po co?! – Terry zaśmiał się gorzko. – Bawi się teraz za wszystkie czasy. Bierze jednego faceta po drugim. Dziwka! Chce pewnie nadrobić stracony czas.

Quentina uderzyły nie tylko same słowa Terry’ego, ale również ton, jakim je wypowiedział. Był w tym śmiertelny jad, dławiąca nienawiść i porażająca wściekłość, a tego się po swoim kumplu nie spodziewał. To niemożliwe, pomyślał, przypominając sobie żonę Terry’ego. Penny nie jest dziwką. Zawsze była oddaną żoną i matką.

– Pieprzę to! – Terry z furią wypluł z siebie kolejne przekleństwo. – Nie chce wpuścić mnie, swojego męża, do mieszkania, a kotłuje się z przypadkowymi facetami. Jak ostatnia zdzira, którą zresztą się stała. Wyszło z niej całe kurestwo babskiej natury.

– Masz jakieś dowody, Ter? Penny nigdy się tak nie zachowywała.

– Jasne, że mam. Aleks mówił, że mama często wychodzi wieczorem i że wtedy zajmuje się nimi babcia. Podobno wraca bardzo późno.

– I to wszystko? To cały twój dowód? – spytał Quentin, otwierając swoje auto. – Pamiętaj, ile lat ma twój Aleks, i jak traktujemy w policji zeznania sześciolatków.

– Wiem, ale ja mu wierzę. Penny na pewno gdzieś wychodzi wieczorami, a po co miałaby to robić, gdyby nie spotykała się z różnymi fajfusami, którzy lecą na łatwe okazje? A ona stała się łatwa, więc wszystko pasuje. – Terry zacisnął pięści. – A może gzi się z jednym facetem? Sam już nie wiem, co gorsze…

– Może spotyka się z koleżankami albo stała się kinomanką? To wcale nie znaczy, że w grę wchodzi jakiś facet.

– Wiem, że wchodzi – powtórzył z uporem Terry i spojrzał mu w oczy. – Musisz z nią porozmawiać. Penny cię lubi i szanuje. – W głosie przyjaciela pojawiły się błagalne nutki. – Proszę cię. Chcę, żeby do mnie wróciła.

Kiedy się wahał, Terry złapał go za ramię.

– Quen, musisz mi pomóc – powiedział z rozpaczą w głosie. – Penny powinna zrozumieć, że tak nie można. Musi do mnie wrócić, choćby ze względu na dzieci. – Obejrzał się przez ramię. – Przede wszystkim ze względu na nie. Czują się zagubione, straciły poczucie bezpieczeństwa, a ja nic nie mogę na to poradzić. Sam nie wiem, jak długo jeszcze tak wytrzymam.

– W porządku. – Quentin skinął głową. – Chociaż sam nie wiem, czy powinienem się wtrącać.

Загрузка...