ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY DZIEWIĄTY

Czwartek, 1 lutego, godz. 21.15

Quentin z bijącym sercem raz jeszcze spojrzał na zegarek. Na szczęście droga z Metairie i Bonnabell Boulevard na Lakeview zajmie mu mniej niż dziesięć minut. Gdyby włączył światła i syrenę, byłby tam nawet prędzej.

Szybko uruchomił silnik i zapalił światła, które zaczęły migać czerwono i niebiesko na bezlistnych gałęziach. Podczas jazdy próbował się połączyć z Penny, ale jej numer wciąż był zajęty.

Stało się coś złego. I miało to związek z Terrym. Inaczej Penny nigdy by do niego nie zadzwoniła. Zatrzymał się z piskiem opon przed domem Landrych i wyskoczył na chodnik. Mimo że było zaledwie dwadzieścia parę minut po dziewiątej, w domu nie paliły się żadne światła. Zadzwonił do drzwi, jednak nikt nie podszedł, żeby mu otworzyć.

Penny jest w domu, pomyślał. Ukrywa się przed Terrym. Nie wiedział dlaczego, ale był tego niemal pewny. Zostawił więc dzwonek i zastukał do drzwi.

– Penny! To ja, Malone! – Załomotał mocniej. – Chcę ci pomóc! Otwórz!

Usłyszał okrzyk ulgi, a potem trzask zamka. Drzwi się otworzyły i zapłakana Penny padła mu wprost w ramiona. Trzymał ją mocno. Po chwili przestała płakać, ale wciąż drżała ze strachu. Quentin zaczął ją głaskać po głowie. W końcu spytał cicho:

– To przez Terry’ego, prawda?

Pokiwała głową i przytuliła się do niego jeszcze mocniej.

– Co z dziećmi?

– Wysłałam je do… sąsiadów. Nie chciałam, żeby… go widziały, gdyby wrócił.

Boże drogi!

– Powiedz mi, co się stało. Inaczej nie będę mógł ci pomóc.

Dreszcz przeszył jej ciało, ale Quentin widział, że Penny próbuje się pozbierać.

– Przy… przyszedł tutaj zupełnie pijany. Wystraszył dzieci, więc po… poprosiłam, żeby sobie poszedł. I wtedy wpadł we wściekłość… – Wargi zaczęły jej drżeć, więc je ścisnęła i przez moment milczała. – Zaczął na mnie krzyczeć. O… oskarżać…

Znowu przerwała. Quentin czekał chwilę, a potem powiedział:

– Wiem, jakie to dla ciebie trudne, ale wyrzuć z siebie wszystko.

– Uciekłam do sypialni, a o… on mnie gonił. Za… zamknął drzwi. To nawet lepiej, bo dzieci tego nie widziały. Za… zaczął mnie bić i wyzywać, a po… potem zaciągnął na łóżko. – Nowe łzy polały jej się po policzkach. Próbowała jeszcze coś powiedzieć, ale nie mogła wydusić z siebie ani słowa.

Quentin zamarł ze zgrozy. Wiedział, czego może się spodziewać, ale wbrew wszystkiemu liczył, że do tego nie doszło.

– Co się stało? Czy… czy cię zgwałcił?

– Próbował. Po… podciągnął mi sukienkę i po… podarł majtki. Ale dzieci usłyszały moje krzyki i zaczęły dobijać się do drzwi. Prosiły go, żeby prze… przestał.

Penny znowu umilkła. Quentin przytulił ją mocniej, czując, jak słabnie. Miał już dosyć Terry’ego i jego wybryków. Jeśli był to tylko wybryk.

– Czy coś ci zrobił? – spytał niepewnie.

Potrząsnęła głową.

– Na szczęście nic, jeśli nie li… liczyć paru siniaków. W ko… końcu dotarły do niego krzyki dzieci. Zaczął płakać i wy… wybiegł na dwór.

Quentin zmarszczył brwi, wciąż trzymając Penny przy piersi. Czuł, jak się uspokaja. Kiedy wreszcie się od niego oderwała, zobaczyła rozmazane ślady od makijażu na jego białej koszuli, którą nosił pod kurtką.

– Och, przepraszam. Pobrudziłam ci całą…

– Daj spokój. Nie ma o czym mówić.

Skuliła się w drzwiach.

– O Boże! Sama nie wiem, co robić… Kochałam go. Na… naprawdę go kochałam. Ale Terry nie jest już tym samym człowiekiem. To bardzo bo… boli. – Wzięła głęboki oddech. – Boję się go, Quen. Naprawdę się go boję. W takim stanie może zrobić sobie lub komuś coś złego.

Zaniepokojony, spojrzał jej prosto w oczy.

– Jak sądzisz, co powinienem zrobić? Jak mam ci pomóc?

– Znajdź go i porozmawiaj z nim. Może przynajmniej ciebie posłucha. – Znowu zaczęła płakać, ale tym razem smutno i cicho. – Wiem, że on też potrzebuje pomocy.

Quentin nie musiał długo szukać. Znalazł Terry’ego przy barze u Shannona. Przed sobą miał nietkniętego drinka. Quentin usiadł obok, pokazując barmanowi, że niczego mu nie trzeba. Terry spojrzał na niego, ale nic nie mówił. Przynajmniej na początku. Wyglądał na kompletnie zgnębionego.

– Penny do ciebie dzwoniła – bąknął w końcu.

Mimo że nie było to pytanie, Quentin odpowiedział.

– Widziałem ją. Jest zrozpaczona.

Terry zwiesił głowę. Przynajmniej nie próbował się usprawiedliwiać. Być może wreszcie zrozumiał, że posunął się stanowczo za daleko.

– Co się z tobą dzieje, Terry? – spytał. – Co cię gryzie?

– Sam nie wiem – odparł, patrząc na niego przekrwionymi oczami. – Moje życie stało się koszmarem. Nie mogę spać. Nic nie jem. Ciągle się złoszczę. Na Penny. Pracę. Na siebie… – Spojrzał w bok, a potem znowu na Malone’a. – Czasami ta złość narasta i czuję, jak mnie pożera od środka. Tak mnie wyjada, że zostaje tylko zupełnie pusta powłoka. Jakby mnie w ogóle nie było. – Zasłonił twarz dłońmi. – Jest silniejsza ode mnie.

Quentina dosłownie zamurowało. W końcu odzyskał głos, ale brzmiał on dziwnie obco.

– Musisz uporać się z przeszłością, stary. Nie wiem, co zrobiła ci twoja matka, ale musiało to być coś strasznego. To ciągle w tobie siedzi, bo nie zwalczyłeś upiorów z dzieciństwa. Sam nie dasz rady, bo to zbyt silne. Poszukaj pomocy, stary. Poszukaj pomocy, zanim będzie za późno.

Загрузка...