ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY

Niedziela, 21stycznia

Dzielnica Francuska

Anna obudziła się skacowana. Nie był to kac alkoholowy, chociaż wypiła więcej niż zwykle, ale przede wszystkim moralny. Nie chciało jej się wstać. Myślała z niechęcią o nadchodzącym dniu. Bolała ją stopa i głowa, miała zapuchnięte oczy i była w fatalnym nastroju.

Z zaciśniętymi powiekami przypominała sobie wydarzenia minionego wieczoru: swoje zachowanie w klubie, słowa Quentina dotyczące zamordowanych kobiet i to, jak bardzo się przeraziła, gdy ktoś zaczął za nią iść.

Co naprawdę zdarzyło się wczoraj? Czy rzeczywiście ktoś ją śledził? Czy też po prostu dała się ponieść wyobraźni?

Wolałaby wierzyć w tę drugą ewentualność, ale nie mogła. Starała się tylko nie wpadać w histerię. Tak, bała się Kurta, ale nie mogło to rzutować na jej życie. Odgłosy kroków cichły, kiedy się zatrzymywała, a potem prześladowca ruszał wraz z nią. Malone na pewno by tak nie robił.

Skrzywiła się. A jeśli tylko jej się tak wydawało? Była zestresowana, zaś głowę miała pełną opowieści o zamordowanych kobietach. To Malone zasiał w niej ziarno niepokoju, które wybujało tak szybko, że nawet nie zdołała się obejrzeć.

Wreszcie wygrzebała się z łóżka. Pragnęła kawy i było to ważniejsze od niechęci do wstawania. Jęknęła, stając na podłodze, ale zacisnęła zęby i pokuśtykała do kuchni. Ostatnia msza w katedrze zaczynała się o jedenastej, miała więc jeszcze mnóstwo czasu na wypicie kawy, lekturę „Timesa Picayune“ i prysznic.

Po wstawieniu ekspresu zeszła na dół po gazetę. I zastała przed furtką Bena, który właśnie do niej dzwonił. Nie było to łatwe, ponieważ w lewej ręce miał kilka toreb z „ La Madeline “, a w prawej dzierżył tacę z piciem.

Więc wydaje mu się, że może ją zostawić samą wieczorem i ponownie wkupić się w jej łaski śniadaniem?! Nic z tego!

– Co tutaj robisz, Ben? – spytała chłodno.

Zaskoczony uniósł głowę.

– Jeszcze nie dzwoniłem. Skąd wiedziałaś, że tu jestem?

Przeszła obok i wyjęła gazetę z przegródki. Zrozumiał i zaczerwienił się.

– Przyniosłem ser i świeże bagietki. Nie jadłaś jeszcze śniadania, prawda? – Nie odpowiedziała, a Ben uniósł wyżej tacę. – Mam też kawę cappuccino. Mogę wejść?

– Niestety, fatalnie się dzisiaj czuję.

– Jesteś na mnie zła. Za ten wieczór.

Spojrzała mu prosto w oczy.

– Gdybyś chciał się ze mną spotkać, przyszedłbyś do „Tipitiny“. Dzisiaj jest już za późno.

Z każdym jej słowem stawał się coraz bardziej markotny.

– Starałem się wyrobić, ale miałem nagły wypadek. Pojawił się pewien pacjent, a… a potem byłem w złym nastroju. Nie chciałem psuć ci zabawy. – Zawahał się. – Bardzo mi przykro, Anno. Naprawdę chciałem przyjść.

Patrzył na nią oczami smutnego szczeniaczka, którego zła pani właśnie wyrzuciła z domu. Anna westchnęła i zrobiła mu przejście.

– No dobra, ale naprawdę czuję się kiepsko.

Uśmiechnął się, bo doskonale ją rozumiał, i ruszył w stronę wejścia. Kiedy znalazł się w środku, uniósł głowę, podziwiając belkowanie, wysokie sufity i kute poręcze.

– Uwielbiam stare budynki. Mają w sobie niepowtarzalną atmosferę.

– Masz rację, ale pospiesz się. Nie mogę tak stać. Boli mnie noga.

Spojrzał na jej stopy i zobaczył bandaże.

– Co się stało? – spytał zatroskany.

Opowiedziała mu w drodze do mieszkania. Kiedy skończyła, Ben pokiwał głową.

– Masz rację, że się na mnie gniewasz. Powinienem był tam przyjść.

Ale wtedy nie poznałaby bliżej Malone’a.

Weszli przez otwarte drzwi do środka.

– To nie twoja wina, Ben. Kuchnia jest tam.

Kiedy się w niej znaleźli, rzuciła gazetę na stół.

– Usiądź. Wyjmę talerze i serwetki.

Ben zaczął rozpakowywać szeleszczące torebki.

– Mam brie, goudę i twarożek z ziołami. Nie miałem pojęcia, co najbardziej lubisz.

Uniosła brwi na tę oczywistą próbę przekupstwa.

– Raczej nie wiedziałeś, jak mnie udobruchać.

Uśmiechnął się do niej.

– Czy to takie oczywiste? – spytał, kładąc kolejne produkty na stół. – O mój Boże! – wykrzyknął nagle. – Widziałaś to?

Anna podeszła do stołu, a Ben podsunął jej gazetę. Od razu zauważyła wielki nagłówek na pierwszej stronie. Napad na kobietę w Dzielnicy Francuskiej.

– O Boże! – Opadła na krzesło. – To było wczoraj wieczorem?

Ben przysunął do siebie gazetę i zaczął czytać.

– Tak. Wracała właśnie z „Cat’s Meow“. Jest tam kelnerką. Zaatakował ją od tyłu.

Anna zakryła usta dłonią.

– I co jeszcze?

Czytał dalej, przekazując jej kolejne informacje:

– Nie widziała go. Coś go wystraszyło, ale nie wie co. Pamiętasz, kiedy cię śledził?

Myślała przez chwilę.

– Po pierwszej. Dobrze pamiętam, bo spojrzałam na zegarek.

– A ten napad był parę minut po drugiej. O drugiej zamknęli klub.

Czuła, jak ściska jej się gardło.

– My… myślisz, że to… ten sam?

– Nie mam pojęcia. – Wzruszył ramionami. – Ale zbieżność jest zastanawiająca.

Tak, pomyślała, wręcz uderzająca.

– Jakie miała włosy?

Ben spojrzał na nią ze zdziwieniem.

– Nic nie ma na ten temat. Dlaczego pytasz?

– Nieważne. – Potrząsnęła głową. – Muszę zadzwonić do Malone’a.

– Malone’a? – Ben zadrżał, jakby ogarnął go chłód. – A, twego wybawcy.

W jego głosie pojawiły się nieznane jej tony, jakby Ben był o nią zazdrosny. O dziwo, wcale nie poczuła się tym pochlebiona.

– O ile dobrze pamiętam, właśnie z tobą chciałam spędzić ten wieczór – rzekła poirytowana. – Więc jeśli uważasz, że Malone nie powinien…

– Nie powinien? – wpadł jej w słowo. – Wręcz przeciwnie. Napijesz się cappuccino?

Kawa była letnia, ale smaczna, więc piła ją z przyjemnością. Ben również zajął się piciem. Oboje wybrali brie, który jedli z bagietką, wymieniając co jakiś czas parę słów na temat pogody. Kiedy skończyli, Ben odsunął talerz i chrząknął.

– Zastanawiałem się, kim mógł być człowiek, który rozsyłał informacje o programie na Kanale E! i mam parę uwag.

– Słucham. – Anna wyprostowała się.

– Jak wiesz, rozmawiałem z moimi piątkowymi pacjentami i żaden nie przyznał się do zostawienia koperty z książką i notatką. Oczywiście mogą kłamać, a po tym, co się później stało, nie sądzę, żeby ktoś dobrowolnie się do tego przyznał.

– Więc co zrobimy? Będziemy ich torturować?

Uśmiechnął się lekko na ten dowcip.

– Tortury zostawmy na koniec, a na razie chcę sprawdzić ich szczerość.

– W jaki sposób?

– Nie ograniczę się tylko do tych sześciu pacjentów, bo mógł to zrobić ktoś inny. – Uśmiechnął się chytrze. – Skorzystam z obserwacji psychologicznej.

– Nie rozumiem.

Pochylił się do niej z błyskiem w oku.

– Kiedy pytałem moich pacjentów o tę kopertę, nie powiedziałem im, co w niej jest. Teraz położę książkę w widocznym miejscu w gabinecie, żeby dobrze ją widzieli. To rutynowa psychologiczna sztuczka. Osoba, która jest winna, nie będzie potrafiła się powstrzymać, by nie patrzeć na twoją powieść, a przynajmniej co jakiś czas na nią zerkać. Być może nawet coś na ten temat powie.

Anna myślała chwilę, a potem skinęła głową.

– Dobry pomysł, ale…

– Żadne „ale“. Jestem pewny, że to się uda.

– Tylko skąd pewność, że zrobił to któryś z twoich pacjentów? Przecież do poczekalni mógł wejść ktoś obcy, prawda?

– Ale po co? Długo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że zostałem poinformowany o tobie jakby na dokładkę.

Zmarszczyła brwi.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Ten pacjent zaczął się ze mną spotykać z twojego powodu. To powinno wszystko wyjaśnić…

– To znaczy?

– Chodzi o moją specjalizację – odparł z triumfem. – W książce telefonicznej jest informacja, że specjalizuję się w traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa. Książkę mógł podłożyć również jeden z uczestników zajęć, które prowadzę dla szerszego kręgu ludzi. Dzwoniłem już do organizatorów z prośbą o listę uczestników. Wysłali ją Fed Exem. Powinna dotrzeć jutro.

– Jesteś wspaniały!

– Dzięki. – Nasunął na czoło nieistniejący kapelusz. – Sherlock Psycholms do usług.

Rozmawiali jeszcze parę minut, a potem odprowadziła go do wyjścia.

– Dzięki, Ben. Czuję się teraz lepiej, kiedy wiem, że zacząłeś działać.

– Wszystko będzie w porządku – zapewnił ją. – Sprawdzimy, kto cię prześladuje i dlaczego.

Zanim zdążyła jeszcze raz podziękować, pochylił się i pocałował ją w usta. Zastygła na moment, niemile zaskoczona, jednak rozluźniła się i też go pocałowała.

Po chwili już go nie było. Anna popatrzyła na furtkę, a potem uniosła dłoń do ust. Co, do licha, stało się z jej cichym i spokojnym życiem?!

Загрузка...