ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

Poniedziałek, 22 stycznia, godz. 9.20

Zgodnie z obietnicą lista uczestników seminarium poświęconego zdrowiu psychicznemu dotarła do niego wcześnie rano. Ben niecierpliwie rozerwał kopertę Federal Express i wyjął z niej kartkę ze stu pięćdziesięcioma dwoma nazwiskami.

Ponieważ pierwszy pacjent miał przyjść za dziesięć minut, na razie mógł tylko pobieżnie przejrzeć spis nazwisk. Szukał Petera Petersa. Niestety bez skutku.

Cholera! Rozczarowany rzucił listę na biurko. Miał wielką nadzieję, że znajdzie szybką i łatwą odpowiedź, lecz jak to najczęściej bywa w takich przypadkach, zawiódł się. Niestety, będzie musiał jeszcze poczekać. Będą musieli poczekać.

Anna. Od wspólnego śniadania myślał praktycznie tylko o niej. Uśmiechnął się. Ten nagły pocałunek zupełnie ją zaskoczył. Prawdę mówiąc, zaskoczył również jego.

Bardzo ją lubił. Nie było to ani mądre, ani bezpieczne. Przecież Anna mogła złamać mu serce.

Potrząsnął głową. Nie sądził, by tak się stało. Jeżeli naprawdę są sobie przeznaczeni, nic ich nie rozdzieli, a jeśli odnajdzie prześladowcę Anny i doprowadzi do jego unieszkodliwienia, będą mogli lepiej się poznać. Tego właśnie brakowało w ich kontaktach, bo wciąż nie są sobie zbyt bliscy, a ich znajomość oparta jest nie na uczuciu, tylko na wspólnym interesie.

Znowu pomyślał o swoim planie. Wszystko wydawało się zapięte na ostatni guzik. Wyłożył książkę Anny na stoliku przy kanapie, czyli w dobrze widocznym, ale nie ostentacyjnie eksponowanym miejscu, a notatka o programie wystawała spomiędzy jej stron. A gdyby to nie zagrało, była też żółta koperta, leżąca koło pudełka z chusteczkami.

Usłyszał dzwonek do drzwi i zajrzał do kalendarza. To była Amy West, gospodyni domowa, matka trojga dzieci, cierpiąca na depresję wywołaną doświadczeniami z dzieciństwa i nieszczęśliwym małżeństwem.

Wstał i podszedł do drzwi, żeby się z nią przywitać. Nie sądził, żeby to Amy podrzuciła książkę, bo walka z głęboką depresją niemal całkowicie ją pochłaniała. Amy zupełnie nie pasowała do wizerunku prześladowcy Anny, jaki sobie wytworzył, chociaż nie wykluczał, że mogła być to kobieta. Najpewniej był to człowiek podstępny i inteligentny, a przy tym emocjonalnie chłodny. Potrafił kłamać prosto w oczy, nie troszcząc się o czyjeś podeptane uczucia, bo los innych ludzi zupełnie go nie obchodził. Kierował się własnym kodeksem i w bezwzględny sposób egzekwował coś, co w swym chorym umyśle uważał za słuszne i sprawiedliwe. Jednym słowem, klasyczny socjopata.

Amy West była zupełnie inna. Najprawdopodobniej była zupełnie inna, bo Ben niczego z góry nie zakładał. Właśnie tego nauczył się w czasie kolejnych lat zawodowej praktyki: prawdziwa natura pacjenta ujawnia się dopiero po jakimś czasie i często przeczy wszystkim naszym domysłom. Nic co ludzkie już go nie dziwiło.

Загрузка...