ROZDZIAŁ SZESNASTY

Czwartek, 18 stycznia, godz. 19.50

Po wyjściu z „Café du Monde“ Anna poszła na mszę do katedry. Drzwi do budynku były otwarte i dzwoniły dzwony, więc pod wpływem nieodpartego impulsu wśliznęła się do zacisznego wnętrza. Niezmienny od wieków rytuał religijny podziałał na nią kojąco i pozwolił dojść do siebie. Wychodząc, poczuła się pewniej. Była rozgrzana i gotowa stawić czoło przeciwnościom losu.

Jakoś pogodzi się z Jaye. Znajdzie sobie nowego agenta. Program na Kanale E! spowoduje, że stanie się bardziej niezależna. Nic więcej.

Mimo chłodu Anna wybrała okrężną drogę do domu. Szła przez ulice ze sklepami, skręcając co jakiś czas w willowe zaułki. Znała je wszystkie jak własną kieszeń. Wiedziała, że gdy dotrze do domu, będzie musiała zająć się kolacją i przejrzeć korespondencję. Teraz mogła podumać.

W ciągu ostatniej godziny jej myśli krążyły wokół Bena i ich spotkania. Naprawdę bardzo go polubiła. Odpowiadał jej jego sposób bycia, fascynowała praca i to, co o niej mówił.

Raz jeszcze dotknęła policzka w miejscu, gdzie ją pocałował. To było odważne zachowanie, ale jednocześnie romantyczne. Taki gest stanowił przypieczętowanie przyjaźni, a nawet czegoś więcej…

Musiała przyznać, że ten pocałunek na nią podziałał. Poczuła ciepło rozchodzące się po całym ciele i radosne oczekiwanie. Tylko co dalej? Bo zarazem trochę ją zdeprymował. Być może dlatego, że takie zachowanie zupełnie nie pasowało do mężczyzny pokroju Bena Walkera.

Anna zmarszczyła czoło. Do licha, przecież widziała go drugi raz w życiu i rozmawiali niecałą godzinę. Mogła się tylko domyślać, jaki jest i co sobą reprezentuje, a jednocześnie miała dziwne uczucie, jakby znała go od bardzo dawna.

Zadrżała i postawiła kołnierz kurtki. Zrobiło się już ciemno, a temperatura spadła do jakichś czterech stopni. Wydawać by się mogło, że to jeszcze nie mróz, ale powietrze było przesiąknięte obrzydliwą wilgocią, która wdzierała się dosłownie wszędzie, również pod ubranie.

Dosyć tego włóczenia się, pomyślała, drżąc z zimna. Najwyższy czas wracać do domu.

Dotarcie do budynku zajęło jej niecałe dziesięć minut. Anna szybko otworzyła drzwi, rzuciła pocztę na stolik w przedpokoju i powiesiła kurtkę. Zmarznięta pospieszyła do kuchni, chcąc jak najszybciej zrobić sobie herbaty. Zatrzymała się tylko przy termostacie, żeby zwiększyć temperaturę. Czekając na wrzątek, włączyła odsłuchiwanie automatycznej sekretarki. Pierwsza dzwoniła matka. Znalazła wizytówkę szefa ekipy filmowej i od razu przypomniała sobie, że nazywał się zupełnie idiotycznie, czyli Peter Peters. Potem odezwał się Dalton, zaciekawiony tym, jak poszło jej spotkanie z Benem. Dzwoniła też recepcjonistka dentysty, żeby przypomnieć o jutrzejszej wizycie.

Ostatnia informacja pochodziła od przybranej matki Jaye. Fran prosiła, żeby zadzwoniła do nich jak najszybciej.

Czajnik już się wyłączył, ale Anna nie zwróciła na to uwagi. Wybrała numer. Matka Jaye podniosła słuchawkę po drugim dzwonku.

– Fran? Tu Anna North. O co chodzi?

– Czy nie ma u ciebie Jaye? – zmęczonym głosem spytała Fran Clausen.

– Nie, w ogóle się z nią nie widziałam. – Anna zmarszczyła brwi. – Wróciła ze szkoły?

– Nie. Najpierw się nie przejmowałam, bo czasami zagląda do koleżanek albo do czytelni. Ale zna zasady i wie, że bez uzgodnienia pod żadnym pozorem nie może być poza domem dłużej niż do pół do szóstej. Wtedy jemy obiad.

Anna spojrzała na zegarek. Dochodziła ósma, a na dworze było zupełnie ciemno.

– Pewnie wstąpiła do jakiejś koleżanki i zapomniała o czasie – dodała Fran. – Ale jako jej prawny opiekun powinnam wiedzieć, gdzie się znajduje.

Prawny opiekun. Nie matka. Nie bliska osoba, pomyślała gorzko Anna. Potrząsnęła głową, chcąc przepędzić te myśli. Clausenowie naprawdę dobrze opiekowali się jej „młodszą siostrą“.

– Nie wiesz, do kogo mogła pójść? – ciągnęła Fran. – Dzwoniłam pod wszystkie możliwe adresy i nic więcej nie mogę zrobić.

– Wiesz co, spróbuję się sama dowiedzieć – zaproponowała Anna. – Zaraz do was oddzwonię.

Dziesięć minut później musiała wyeliminować wszystkie możliwości. Skontaktowała się z Jennifer, Tiffany, Carol i Sarah, czyli najlepszymi przyjaciółkami Jaye. Żadna nie widziała jej ani w szkole, ani poza nią, co bardzo zaniepokoiło Annę. Przypomniała sobie zboczeńca, o którym wspominała jej Jaye.

Ze ściśniętym sercem raz jeszcze wybrała numer Clausenów. Miała nadzieję, że być może Jaye już wróciła do domu. Kiedy okazało się to nieprawdą, powiedziała Fran, że przejedzie się po mieście i sprawdzi wszystkie ulubione miejsca Jaye.

– Czy wspominała wam, że parę dni temu jakiś mężczyzna ją śledził?

Kobieta milczała przez chwilę.

– Nie – odparła w końcu. – Pierwsze słyszę.

– Jaye specjalnie się tym nie przejęła, ale teraz…

– Zaczekajmy z ostatecznymi wnioskami, Anno. Myślę, że lada chwila powinna się pojawić w domu.

Anna mogła mieć tylko taką nadzieję. Kiedy odłożyła słuchawkę, natychmiast sięgnęła po torebkę i kluczyki od samochodu.

Poddała się dopiero o wpół do jedenastej. Nie ze zmęczenia, ale dlatego, że zabrakło jej pomysłów. Sprawdziła pod arkadami, „Rock’n Bowl“, dwie kawiarnie „CC“, a nawet czytelnię, czyli wszystkie miejsca, w których Jaye bywała sama lub z koleżankami. Nikt nie widział jej przez cały dzień. Czternaście godzin! Trochę za długo jak na piętnastoletnią dziewczynę. Zbyt wiele złych rzeczy mogło się wydarzyć w tym czasie.

Zrozpaczona Anna skręciła w lewo z Carrollton Avenue i pojechała do Clausenów. Jaye musiała dotrzeć już do domu i teraz pewnie wścieka się, ponieważ Fran zrobiła jej awanturę i wyznaczyła karę. Słusznie, skoro dziewczyna zdecydowała się pójść na wagary. Być może jej przyjaciółki nawet o tym wiedziały, tylko nie chciały ujawniać prawdy dorosłym.

Co prawda Jaye od dawna nie zachowywała się tak nieodpowiedzialnie, ale mogła wrócić do starych nawyków. W końcu była nastolatką!

Fran Clausen otworzyła drzwi, zanim zdążyła zapukać. Mina gospodyni zrzedła, kiedy zobaczyła, że Anna jest sama.

– Nie znalazłaś jej, prawda?

Anna potrząsnęła głową.

– Miałam nadzieję, że zastanę ją w domu.

– Nie wróciła. – Bob Clausen stanął w drzwiach po jej lewej stronie. – I pewnie już nie wróci – dodał ponuro.

Anna obróciła się w jego stronę. To był wielki mężczyzna, miał pewnie ponad metr osiemdziesiąt. I surową, zaciętą minę.

– Słucham?

– Na pewno znowu uciekła.

Anna westchnęła głośno i spojrzała na Fran.

– Czy… czy coś się stało?

Fran otworzyła usta, ale jej mąż był szybszy:

– Chyba nie jesteś zaskoczona? Przecież robiła to już wcześniej.

– Jest teraz znacznie dojrzalsza. Przemyślała całe swoje postępowanie i już wie, że niczego w ten sposób nie osiągnie.

Anna znowu uniosła głowę.

– Czy Fran mówiła ci, że parę dni temu jakiś mężczyzna śledził Jaye w drodze do szkoły?

Bob wywrócił oczami.

– Bzdura! Gdyby to była prawda, na pewno by nam o tym powiedziała.

– Ja też na początku nie chciałam uwierzyć, że uciekła – wtrąciła Fran. – Ale potem dowiedzieliśmy się, że nie było jej w szkole.

Bob Clausen skrzywił się z niesmakiem.

– Niektórzy ludzie nigdy się nie zmieniają. Jaye pozostała egoistycznym, zapatrzonym w swoje problemy bachorem.

Anna gwałtownie się wyprostowała, czując, jak płoną jej policzki.

– Jaye nie jest egoistką! – zaprotestowała. – To nieprawda!

– Bob wcale nie chciał tego powiedzieć. – Fran nerwowo ścisnęła dłonie. – Ale nie poznałaś jej tak dobrze jak my. Była bardzo zdecydowana, wręcz buntownicza. Kiedy czegoś chciała, szła prosto do celu, nie zważając na konsekwencje.

Anna z trudem panowała nad sobą.

– Gdyby była inna, nie przetrwałaby tego, co zafundował jej ojciec. Tylko dzięki tym cechom wyszła z tego prawie bez szwanku!

Clausenowie spojrzeli po sobie. Bob zaczerpnął powietrza, żeby jej odpowiedzieć, ale tylko sapnął gniewnie. Obrócił się na pięcie i poszedł oglądać jakiś program w telewizji.

Fran patrzyła za nim, a potem rzekła do Anny:

– Zadzwonimy do ciebie, jeśli wróci. Albo… czegoś się dowiemy…

To znaczy, że mam się od nich odwalić, pomyślała. Jednak zdecydowała, że najpierw sama poszuka Jaye. Coś jej tutaj nie pasowało, po prostu ta ucieczka nie miała najmniejszego sensu.

– Czy mogłabym zajrzeć do pokoju Jaye? – spytała, tknięta nagłym przeczuciem.

– Do jej pokoju? – Fran szybko zerknęła w stronę telewizora. Anna nie wiedziała, czy szukała wsparcia męża, czy tylko chciała sprawdzić, czy słyszy ich rozmowę. – Po co?

– Chciałabym tylko zobaczyć, co Jaye z sobą wzięła, gdy rano wychodziła z domu. – Zniżyła głos: – Proszę, bardzo mi na tym zależy.

Fran wahała się przez dłuższą chwilę, ale potem skinęła głową.

– Dobrze, w końcu nic się nie stanie.

Poprowadziła ją do pokoju Jaye, a sama stanęła w drzwiach. Podobnie jak wiele innych sypialni, w których mieszkają nastolatki, pomieszczenie wyglądało tak, jakby przeszło przez nie tornado. Anna stanęła na środku, a jej serce gwałtownie załomotało. Poczuła zapach Jaye, woń jej lekkich perfum. Na krześle leżał sweterek, w którym widziała ją po raz ostatni, a na nocnej szafce stały trzy puste puszki po coli light, plastikowe opakowanie po krakersach i stojaki z kompaktami. Anna podeszła do nich i ze ściśniętym gardłem zaczęła przeglądać płyty. Niektóre z nich Jaye po prostu uwielbiała. Dlaczego więc je zostawiła, skoro planowała ucieczkę? Miała przecież discmana, z którym prawie się nie rozstawała. Lecz nie mogła go zabierać do szkoły. Zabroniono tego od razu na początku semestru, by uczniowie nie słuchali muzyki na lekcjach. Jaye wpadła wtedy we wściekłość i napisała list protestacyjny do dyrekcji.

Anna spojrzała na podłogę przy łóżku. Zobaczyła tam książkę z biblioteki, trzy kolorowe gumki do włosów, papierek po batonie i kupione za własne pieniądze martensy. Jaye uwielbiała te buty. Musiała oszczędzać na nie cztery miesiące. Odmawiała sobie wszystkich przyjemności. Nie piła nawet mochasippi, bez której, jak utrzymywała, nie mogła żyć.

Anna z trudem przełknęła ślinę i zaczęła rozglądać się dookoła, szukając czegoś, co wskazywałoby na to, że jej „młodsza siostra“ jednak uciekła. Albo czegoś, co wskazywałoby na to, że stało jej się coś złego. W końcu znalazła to pod materacem. Płaskie, blaszane pudełko, pełne pamiątek. Była tam obrączka matki Jaye i jej fotografia, a także zdjęcie kobiety trzymającej malutką dziewczynkę na rękach. Poza tym znalazła świadectwo urodzenia Jaye i dwa wiersze, które wydrukowano jej w szkolnym magazynie literackim. A także zdjęcie, na którym stały razem, zaróżowione i objęte.

Anna wzięła je do ręki, czując, że ma oczy pełne łez. Pamiętała dzień, kiedy je zrobiono. To było na krótko po tym, jak zostały prawdziwymi przyjaciółkami. Po tym, jak runął ostatni, dzielący je mur.

Zaczęła się wiosna i dzień był naprawdę piękny i rześki. Pojechały do zoo i cały dzień się włóczyły, obserwując zwierzęta, jedząc same niezdrowe rzeczy i ciesząc się swoim towarzystwem.

Anna odłożyła zdjęcie na miejsce, czując gwałtowny ból w piersiach. Jaye nigdy nie zostawiłaby tych pamiątek z własnej woli. Nie miała nic cenniejszego, bo te rzeczy łączyły ją z przeszłością, a raczej tą jej częścią, o której chciała pamiętać.

Zastygła przerażona, czując macki chłodu na całym ciele, chociaż tak naprawdę w pokoju było bardzo ciepło. Skoro Jaye nie uciekła ze szkoły, co się z nią mogło stać?!

Zamknęła pudełko i podeszła do drzwi. Fran czekała na zewnątrz, oparta plecami o ścianę.

– Widziałaś to? – Pobladła i drżąca, wyciągnęła pudełko w jej stronę.

– To? – powtórzyła z niepewną miną Fran. – A co to takiego?

– Pamięć Jaye – odparła Anna, pokazując opiekunce jego zawartość. – Znalazłam to pod jej materacem. Nie wzięła tego.

Fran poruszyła się nerwowo.

– I co z tego?

– Jestem pewna, że nigdzie by się bez tego nie ruszyła. Te rzeczy są dla niej bardzo cenne. Więcej, są najcenniejsze. Musimy spojrzeć prawdzie w oczy. Jaye nie uciekła z domu.

Twarz Fran nabrała koloru ściany, przy której stała.

– Tru… trudno mi w to uwierzyć.

– Czy wzięła ze sobą jakiś plecak?

– Nie, po prostu torbę z książkami, ale…

– Właśnie. Nie widziałam w jej pokoju żadnych podręczników. Po co miałaby brać je ze sobą? Gdyby planowała ucieczkę, wzięłaby trochę ubrań, swoje martensy, przybory toaletowe i na pewno to. – Potrząsnęła pudełkiem. – Zastanów się, Fran! Nie uciekałaby ze szkolnymi książkami!

– Na miłość boską! Daj spokój mojej żonie! – Bob Clausen pojawił się w przedpokoju.

Anna stanęła przed nim twarzą w twarz.

– Chcę po prostu, żeby zrozumiała…

– Jaye uciekła od nas i koniec!

– Rozmawialiście z Paulą? – Chodziło jej o Paulę Perez, kuratorkę Jaye. – Myślę, że powinna wiedzieć, co się…

– Już do niej dzwoniłem – przerwał jej Bob. – Ona też uważa, że Jaye uciekła. Zresztą pierwsza na to wpadła. Jeśli Jaye nie pojawi się do północy, ma to zgłosić na policję.

– Ale ona nie wiedziała o tym. – Wyciągnęła w ich stronę blaszane pudełko. – Nawet wy nie mieliście o tym pojęcia.

– Sama jej o tym powiedz, jeśli uważasz, że to takie ważne. Mnie wszystko jedno.

– Dobrze – powiedziała spokojnie, zerkając w stronę drzwi wyjściowych. – Właśnie widzę, że wam jest wszystko jedno.

Bob zamarł na chwilę, a potem z groźną miną zrobił krok w jej stronę.

– Co powiedziałaś?

Anna uniosła podbródek, nie chcąc, żeby dostrzegł, jak bardzo się boi. Bob Clausen był od niej o głowę wyższy i zbudowany jak atleta. W dodatku w tej chwili wyglądał tak, jakby chciał ją udusić.

– Przecież jesteście zastępczą rodziną Jaye. To… dziwne, że się nią nie interesujecie.

Na jego twarzy pojawiły się czerwone plamy.

– Jak śmiesz nas pouczać?! Jak śmiesz sugerować, że się nie…

– Daj spokój, Bob – jęknęła jego żona.

Machnął na nią ręką i zrobił jeszcze jeden krok w kierunku Anny.

– Nie rozumiesz, że to zdarzyło się nie pierwszy raz?! Że już przez to przechodziliśmy?! Dziewczyny takie jak Jaye uciekają, kiedy coś zaczyna iść nie po ich myśli. I nawet się nie obejrzą na ludzi, którzy się nimi zajmowali! – Zbliżył się do niej jeszcze trochę i Anna odruchowo się cofnęła. – Nie chcę cię tu więcej widzieć.

Anna spojrzała błagalnie na Fran.

– Proszę… Dobrze znam Jaye i… i wiem, że nigdy by tego nie zrobiła.

Opiekunka potrząsnęła głową i spojrzała w bok.

– Zawiadomimy cię, kiedy tylko czegoś się dowiemy – obiecała.

– Dziękuję. – Anna zacisnęła palce na pudełku. Sama nie wiedziała, dlaczego, ale za nic nie chciała go oddać. – Mogę to jej… przechować?

– W tej sytuacji powinniśmy oddać wszystkie rzeczy Jaye do opieki społecznej.

Anna z trudem się opanowała. Te słowa zabrzmiały tak złowrogo, tak ostatecznie. Jakby rozmawiali o rzeczach kogoś zmarłego.

– Bardzo mi na tym zależy. Przekażę je później Pauli. Naprawdę.

Fran wahała się jeszcze przez chwilę, a potem skinęła głową. Clausenowie, niczym dwoje strażników, odprowadzili ją do drzwi i patrzyli, jak wychodzi z pudełkiem przyciśniętym do piersi. Kiedy dotarła do samochodu, zobaczyła, jak małżonkowie wymieniają ukradkowe spojrzenia.

Nagle zastygła w przerażeniu. Nie mogła się ruszyć ani myśleć. Nie mogła nawet otworzyć wozu. Kiedy tak stała, ze wzrokiem utkwionym w Clausenów, po głowie krążyło jej tylko jedno pytanie: Co się stało z Jaye?

Загрузка...