ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY

Wtorek, 23 stycznia, godz. 19.00

Anna wróciła do domu po pracowitym dniu. Zwykle wtorki w „Perfect Rose“ należały do spokojnych, ale ten był wyjątkowy. Cały dzień albo przyjmowała zamówienia, albo pomagała Daltonowi w zdobieniu wiązanek, dmuchała balony i bez przerwy cięła wstążki. Wyczerpany Dalton, którego zaczęły boleć palce, wyszedł wcześniej. Przekonana, że na godzinę przed zamknięciem nie będzie miała zbyt wielu klientów, zapewniła go, że sobie poradzi. Chciała posprzątać i przygotować wszystko na następny dzień. Niestety, gdy tylko Dalton zniknął, w kwiaciarni pojawiło się dwóch zaaferowanych mężów. Jeden potrzebował kwiatów na urodziny żony, a drugi na rocznicę ślubu. Na szczęście poprosili o róże, z którymi radziła sobie najlepiej, ale to zamówienie zajęło jej prawie całą godzinę. Została więc dłużej, wiedząc, że jeśli jutrzejszy ranek okaże się równie pracowity, będą musieli mieć z Daltonem wszystko pod ręką.

W końcu dotarła do mieszkania. Była zmęczona i głodna. Czuła się podle. W ciągu dnia odebrała telefon od agenta, który poinformował ją o ostatecznej propozycji Cheshire House. Warunki były nawet nieco lepsze niż poprzednio, tylko musiała się na nie natychmiast zdecydować. Odmówiła.

Z westchnieniem rzuciła klucze na stolik przy wejściu. Chciała podpisać tę umowę. Pragnęła tego z całego serca, lecz wiedziała, że nie podoła wymaganiom wydawnictwa. Nie mogła sobie wyobrazić, by miała odpowiadać na pytania czytelników związane z przeszłością. Nie mogła i już!

Beznadziejność takiej sytuacji działała na nią wyjątkowo depresyjnie. Chciała zrobić sobie kanapkę i siąść do komputera. Miała nadzieję, że praca poprawi jej nastrój. Żeby tylko udało jej się napisać choćby z jedną stronę przyzwoitej prozy!

Włożyła legginsy i sweter, i ruszyła do kuchni. Po drodze zerknęła jeszcze na automatyczną sekretarkę, ale nikt się nie nagrał. Włączyła radio i podeszła do lodówki.

Kuchnię wypełniły dźwięki „Mardi Gras Mambo“. Anna zanuciła pod nosem, biorąc kolejne rzeczy. Wzięła najpierw indyka, potem dużo warzyw i słoik majonezu. Zdecydowała się jeszcze na koper i trochę chipsów. Wyłożyła wszystko na talerz, po czym sięgnęła na półkę po dzbanek z wodą. I wtedy to zobaczyła…

Na ozdobnej serwetce w kształcie serca, na deserowym talerzyku, spoczywał palec. Mały palec. Serce podskoczyło jej do gardła. Złapała się za skronie i krzyknęła przeraźliwie. Cofnęła się, a dzbanek wypadł jej z ręki. Zimna woda oblała jej stopy.

Kurt! Więc ją znalazł!

Znów krzyknęła histerycznie i zaczęła uciekać. Wypadła ze swojego mieszkania i przebiegła przez korytarz do drzwi Daltona i Billa. Z płaczem zaczęła w nie walić. Żeby tylko byli w domu, modliła się w duchu. Boże spraw, żeby byli!

Jej modlitwy zostały wysłuchane. Przyjaciele wpuścili ją i cierpliwie czekali, aż się pozbiera i wyjaśni, co się stało. Gdy to nastąpiło, zadzwonili do Malone’a. Dalton został z Anną, obejmując ją opiekuńczo, a Bill poszedł do jej mieszkania, żeby sprawdzić, co tam się dzieje.

Wciąż jeszcze oddychała nierówno, a Dalton tulił ją mocno do siebie.

– Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze – zapewnił, ale bez przekonania. Anna zauważyła, że głos mu lekko drży. Chętnie by go uspokoiła, gdyby sama nie była tak roztrzęsiona.

Kurt ją znalazł. Był w jej mieszkaniu. Chce ją zabić.

Zadrżała i przysunęła się jeszcze bardziej do przyjaciela.

– Boję się.

– Wiem. – Wypuścił nagromadzone powietrze. – Wszyscy się boimy.

Malone, który zaczął od przeszukania jej mieszkania, pojawił się z plastikową torbą. Włożył do niej palec, serwetkę i talerzyk. Zaraz za nim wszedł biały jak trup Bill. Anna z trudem przełknęła ślinę.

– Czy to był…? Czy wiadomo już˙, do kogo…?

– Jest sztuczny. – Quentin potrząsnął głową, podchodząc do niej. – Podróbka, ale dobra. Rodzaj gumowej protezy.

Położył torbę na stole. Anna odwróciła od niej wzrok. Proteza nie proteza, wolała na nią nie patrzeć. Malone kucnął przed nią, zasłaniając sobą odcięty palec. Spojrzał jej prosto w oczy.

– Anno, czy drzwi były zamknięte, kiedy wróciłaś do domu?

Myślała przez chwilę, a potem skinęła głową.

– Tak jak zwykle. Najpierw otworzyłam drzwi, a potem położyłam klucze na stoliku w holu.

– Nic nie zwróciło twojej uwagi? Nie miałaś wrażenia że coś jest nie w porządku?

Pokręciła głową.

– Nie, nic.

– A czy wiedziałaś, że masz otwarte drzwi na balkon?

– Jesteś pewny? – Zmarszczyła brwi. – To niemożliwe.

– A jednak – wtrąci się Bill. – Sam widziałem.

– Zaraz, zaraz, pamiętasz, jak jedliśmy śniadanie na zewnątrz? – Dalton potarł czoło. – Wyszłaś wtedy na balkon i rozmawiałaś z nami. Może później zapomniałaś zamknąć drzwi?

A więc jednak było możliwe, choć zupełnie przeciwne jej przyzwyczajeniom.

– Sama nie wiem – rzekła niepewnie.

– Wszystkie okna były zamknięte – dodał Malone. – Nigdzie śladów włamania.

– Myślisz, że dostał się przez balkon?

– Bardzo prawdopodobne. – Quentin wyjął notes i posłał jej uważne spojrzenie. – Jest jeszcze jedna możliwość. Czy ktoś poza tobą ma klucz do tego mieszkania?

– Tylko Dalton.

Malone spojrzał w bok, a Dalton pokraśniał jak piwonia.

– Jestem właścicielem budynku, więc mam klucze do wszystkich mieszkań – wyjaśnił.

– Co wcale nie znaczy, że z nich korzysta. – Anna pospieszyła przyjacielowi na odsiecz, zwracając się do Quentina. – Dalton i Bill to moi przyjaciele. Nigdy…

– Tak, jasne. – Malone przeniósł na nią wzrok. – Więc może jakiś eks narzeczony? Albo były partner, który przemieszkiwał z tobą?

Zaczerwieniła się prawie tak samo jak Dalton. Malone miał prawo zadać jej to pytanie, ale mimo to miała mu to za złe.

– Nie miałam żadnego.

– Nie mieszkałaś nawet z koleżankami? – Pokręciła głową, a Malone znowu zapisał sobie coś w notesie. – Więc może masz jakieś podejrzenia, kto mógłby za tym stać?

To pytanie podziałało na nią jak cios. Przez moment musiała walczyć ze sobą, żeby nie zacząć krzyczeć.

– Kurt – wydusiła w końcu.

– Kurt? Chyba nie chodzi ci o tego faceta, który cię porwał dwadzieścia trzy lata temu?

– Właśnie o niego – odparła stanowczo. – Wiem, że mnie znalazł.

Malone spojrzał na jej przyjaciół, a potem cicho chrząknął.

– Masz na to jakiś dowód?

Na te słowa zaśmiała się ponuro.

– Czy potrzebuję jeszcze jakichś dowodów?! Po tym… co się stało?!

Policjant milczał przez chwilę, w końcu zaczął łagodnym tonem, starannie dobierając słowa:

– To zrozumiałe, że tak czujesz, ale jest bardziej prawdopodobne, że to jednak ktoś inny. Ktoś, kto ma obsesję na punkcie twojej historii.

– Wspaniale – mruknęła. – To znaczy, że napalił się na mnie jeszcze ktoś inny niż tamten psychopata. Niektóre dziewczyny mają powodzenie, co?

Uśmiechnął się, chociaż wcale nie wyglądał na rozbawionego.

– Z praktyki wiadomo, że najpewniej jest to ktoś, kogo znasz. – Zerknął na Billa i Daltona. – Któryś z twoich przyjaciół lub znajomych. Może jakiś stały klient, kelner z kawiarni, w której bywasz, ktoś w tym rodzaju. Być może widujesz go bardzo rzadko. – Raz jeszcze obrzucił wzrokiem całą trójkę. – To, co się stało, wskazuje, że jest sprytny i zdecydowany. A poza tym sporo wie o tobie. Czy ktoś przychodzi ci do głowy?

Anna zacisnęła palce.

– Nie wiem, po co ktoś, oczywiście poza Kurtem, miałby mnie prześladować! – Spojrzała na Daltona, a potem na Billa. Obaj skinęli głowami na znak, że się z nią w pełni zgadzają.

– Nikt nie przychodzi mi do głowy. – Bill rozłożył ręce w bezradnym geście. – Bardzo żałuję.

Dalton powiedział to samo. Malone podrapał się po brodzie.

– Dobra, zacznijmy od podstaw. W najlepszym przypadku masz do czynienia z kimś o specyficznym poczuciu humoru. Odpowiada mu to, że się boisz. Terroryzuje cię z daleka i cały czas bardzo uważa, żebyśmy go nie wykryli. To ukrywanie się jeszcze bardziej go podnieca. Ale oczywiście nie zrobi ci nic złego.

– A w najgorszym przypadku? – spytała, dbając o to, żeby nie wyglądać na zbyt przygnębioną.

– W najgorszym przypadku mielibyśmy do czynienia z prawdziwym psychopatą. Chce cię najpierw zastraszyć, powoli nasilając bodźce, ale tak naprawdę chodzi mu o to, żeby cię zabić lub okaleczyć.

– Boże święty! – jęknął Dalton.

Bill opadł na stojący obok fotel.

– Napiłbym się czegoś mocniejszego – mruknął.

Anna poczuła, że robi jej się słabo.

– Więc… co dalej?

– Przede wszystkim powinnaś mi pomóc. Czy w twoim życiu ostatnio wydarzyło się coś niezwykłego? Jacyś nowi ludzie czy dziwne zdarzenia?

– Nic niezwykłego, ale…

– Tak? – Spojrzał na nią ostro.

– To zaczęło się ponad tydzień temu – zaczęła, żałując, że nie powiedziała mu o tym wcześniej. – Dostałam przesyłkę bez adresu zwrotnego. W kopercie znalazłam kasetę wideo z wywiadem z moją matką. Później pokazano go w telewizji w programie na Kanale E!

– Jak się nazywał dziennikarz, który przeprowadził ten wywiad?

Podała nazwisko, a potem zaczęła opowiadać o ludziach, którzy dostali jej najnowszą książkę z tajemniczą notatką. Zakończyła na najbardziej niezwykłym przypadku Bena Walkera.

– Ben uważa, że książkę zostawił mu któryś z pacjentów, chociaż nie wie, który i dlaczego to zrobił. Pytałam o Petera Petersa, ale nie ma takiego na swojej liście.

Malone spojrzał na nią z zainteresowaniem.

– I nigdy wcześniej nie spotkałaś tego doktora Bena Walkera?

– Nie. Odnalazł mnie przez Stowarzyszenie Starszych Sióstr i Braci Ameryki.

– Sprawdzałaś to?

Aż otworzyła usta ze zdziwienia.

– Nie, ale po co miałabym to robić… Ben jest naprawdę sympatyczny.

– Tak jak wielu psycholi – podchwycił Malone.

Czując, że policzki znowu spłonęły jej rumieńcem, postanowiła bronić przyjaciela.

– Proszę bardzo, możesz się z nim skontaktować. Zobaczysz, że jest zupełnie normalny.

– Z całą pewnością. Masz jego telefon?

– Nie, gdzieś mi się zapodział. Ale Ben ma gabinet poza centrum. Nazywa się Walker i jest psychologiem.

Malone zanotował sobie to wszystko.

– Coś jeszcze?

– Listy – podsunął Dalton.

– Te listy od małej dziewczynki, o których mi mówiłaś? – spytał Quentin. Kiedy potwierdziła, zmarszczył brwi. – Myślisz, że w jakiś sposób wiążą się z tą sprawą?

– Sama nie wiem. – Popatrzyła na przyjaciół, oczekując poparcia, a oni pokiwali głowami. – Po ostatnim stwierdziliśmy, że ktoś robi sobie okropne żarty. Tak jak sam to sugerowałeś.

– Ten list był mocno przesadzony. Trudno było w to wszystko uwierzyć – dodał Bill.

– Masz go jeszcze?

– Tak, wszystkie. Zaraz…

– Ja go przyniosę, Anno – powiedział Dalton, wstając. – Czy są w twoim biurku?

– W prawej górnej szufladzie – odparła.

Dalton wrócił po paru minutach z listami, które wręczył Annie. Wyszukała ostatni i podała go policjantowi. Malone najpierw spojrzał na adres, a potem znowu na nią.

– Wie, gdzie pracujesz?

Zrobiło jej się jeszcze bardziej gorąco.

– Za pierwszym razem odpowiedziałam na papeterii z „Perfect Rose“. Po prostu nie pomyślałam…

Patrzył na nią przez chwilę bez słowa, a potem zaczął czytać list Minnie.

– Czy dostałaś następny? – spytał.

– Po tym już nie. – Zacisnęła palce. – Czy nie wydaje ci się, że to fałszerstwo?

– Możliwe. – Zamknął oczy, zastanawiając się przez moment nad całą sytuacją. – Ktoś się z tobą bawi w kotka i myszkę, Anno.

– Chyba jednak zrobię sobie drinka – powiedział Bill, przechodząc do kuchni. – Komuś jeszcze?

Malone nie zwrócił uwagi na jego słowa.

– Mogę zatrzymać ten list?

– Jasne. Chcesz poprzednie?

Potwierdził, a następnie włożył je do wewnętrznej kieszeni marynarki.

– Macie coś jeszcze? – spytał.

– Chyba nie. – Anna spojrzała na Daltona, który pokręcił głową.

– Nie, nic.

– Dobrze, zgłoszę to teraz u siebie – powiedział i wstał. – Przyślą ekipę techniczną, żeby sprawdziła, czy twój gość nie zostawił jakichś śladów.

– Myślisz, że mogą coś znaleźć? – spytała z nadzieją w głosie.

– Powiedzieć szczerze? Nie, niczego nie znajdą. Ale lepiej to sprawdzić.

Загрузка...