ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SIÓDMY

Poniedziałek, 29 stycznia, godz. 23.50

Anna ocknęła się z głębokiego snu. Przerażona, od razu otworzyła oczy. Lampka była wyłączona, a sypialnia pogrążona w mroku. Patrzyła w najciemniejszy róg pokoju, czując, jak jej oszalała wyobraźnia wydobywa z niego prawdziwe monstrum.

Kurta!

Strach ją unieruchomił. Leżała, słysząc, jak serce szarpie się w jej piersi. Cisza ją ogłuszała, huczała w głowie. Zebrawszy siły i resztki odwagi, obróciła głowę w stronę stolika z podświetloną tarczą zegara. Już prawie północ, pomyślała.

Z głębi domu dobiegły do niej jakieś dźwięki. Obce, zupełnie niespodziewane… Nie była sama.

Przerażenie Anny stało się nagle zupełnie racjonalne. Już prawie je pokonała, a ono znowu siadło jej na piersi z taką siłą, że nie mogła złapać oddechu. Przez moment starała się o niczym nie myśleć, koncentrując się na powolnym wdychaniu i wydychaniu powietrza. Każdy oddech przywracał jej siły i kontrolę nad ciałem.

W końcu mogła wstać. Cicho się uniosła i sięgnęła po telefon. Ten jednak zniknął z jej szafki!

Nagle sobie przypomniała, że przed snem dzwoniła do Daltona i zostawiła przenośny aparat w łazience. Krzyk narastał jej w gardle. Stłumiła go, wiedząc, że musi być cicho. Być może tylko jej się wydaje, że ktoś jest w domu. Przecież już wcześniej tyle razy miała wrażenie, że Kurt ją odnalazł. Nie, to na pewno tylko jej nie dająca się ujarzmić wyobraźnia, a hałasy były złudzeniem albo pochodziły z klatki schodowej.

Muszę teraz wstać, mówiła sobie. Podejść do drzwi i wziąć telefon z łazienki. Pomyślała, że gdy go już będzie miała, poczuje się bezpieczniej. Być może znowu zaśnie, a w każdym razie zapali światło. Anna postawiła stopy na chłodnej podłodze i zadrżała.

Dlaczego jest tak zimno? – zdziwiła się. Czyżby awaria ogrzewania?

Nagle poczuła powiew chłodnego powietrza. Spojrzała w stronę drzwi balkonowych i stwierdziła, że zasłonka lekko się poruszyła. Obserwowała ją jeszcze przez chwilę, żeby stwierdzić, że śliski materiał nadyma się co jakiś czas niczym żagiel pchanej wiatrem łodzi. Jednocześnie czuła zimne powietrze wokół bosych stóp.

Drzwi były otwarte.

Rzuciła się z krzykiem do wyjścia z sypialni. Kiedy była już blisko, drzwi się zatrzasnęły i silne ramiona złapały ją od tyłu. Męska dłoń zasłoniła jej usta. Napastnik przyciągnął ją do siebie, a następnie pchnął z powrotem w stronę łóżka.

Dłoń zacisnęła się mocniej na jej szyi. Wpiła się w nią paznokciami, a kolorowe drobiny światła zatańczyły jej przed oczami. Osłabiona brakiem powietrza, kopała na oślep.

Uścisk zelżał. Anna chwyciła haust powietrza, a prześladowca pchnął ją twarzą na pościel. Po chwili już na niej siedział, przytrzymując dłonią za szyję i wbijając kolano w kręgosłup. Była zupełnie unieruchomiona.

Zaczął zdzierać z niej piżamę, posapując przy tym tuż nad jej głową. Głowę miała pełną błagań i próśb, których nie mogła wypowiedzieć. Napastnik chciał ją zgwałcić. Tak jak poprzednie kobiety. A potem zabije ją podobnie jak tamte. Rudowłose.

Rozdarł tył piżamy. Zrozumiała, że to już koniec. Najpierw zostanie zbezczeszczona, a potem zginie. Zaczęła łkać z twarzą wciśniętą w poduszkę. Natomiast mężczyzna sięgnął w dół i ściągnął z niej spodnie od piżamy.

Jednym ruchem przerzucił Annę na plecy i rozdzielił jej nogi. Zauważyła, że ma na twarzy pozbawioną wyrazu maskę, tak lubianą przez jeźdźców krewe w czasie Mardi Gras. Wyczuła uśmiech mężczyzny. Wyczuła to, że jest on wcieleniem zła.

– Uwaga, raz, dwa, trzy – wymamrotał – zaczynamy!

Nagle odbyła błyskawiczną podróż w czasie. Cofnęła się o dwadzieścia trzy lata. Timmy leżał bez ruchu, teraz przyszedł czas na nią. Kurt z zimnym uśmiechem spojrzał na Harlow i wyciągnął rękę w jej stronę. „Uwaga, raz, dwa, trzy, zaczynamy“, rozbrzmiewało jej w głowie.

Anna wydała z siebie przejmujący okrzyk. A potem jeszcze jeden, i jeszcze. Nie mogła się powstrzymać. Napastnik zastygł zaniepokojony i po raz pierwszy spojrzał jej prosto w oczy. Jego tęczówki były pomarańczowe. Jak oczy tygrysa. Albo diabła. Krzyknęła raz jeszcze. Prześladowca zeskoczył z niej i pobiegł do drzwi balkonowych. Zobaczyła jeszcze, jak przechodzi przez poręcz i po chwili zniknął jej z oczu.

Wciąż krzyczała. Dźwięki same wydobywały się jej z gardła. Poderwała się z łóżka i wybiegła do przedpokoju. Zapominając o tym, że jest naga, otworzyła drzwi na klatkę schodową.

Tuż za nimi stał zaniepokojony Dalton. Anna z krzykiem padła mu w ramiona.

Загрузка...