ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY ÓSMY

Osiem tygodni później

Dzielnica Francuska

Mimo że zima 2001 roku była jedną z najchłodniejszych, do Nowego Orleanu zawitała w końcu wiosna. Zakwitły azalie, drzewa błyskawicznie rozwinęły pąki i wkrótce okryły się młodą zielenią.

Anna wciągnęła głęboko przesycone zapachami powietrze i ścisnęła mocniej dłoń Quentina. Skończyli właśnie obiad z Jaye i sporą częścią klanu Malone’ów w restauracji przy Jackson Square, ciesząc się piękną pogodą oraz własnym towarzystwem i przyglądając się hordom turystów.

Anna czuła się trochę tak, jak ci ludzie. Każdy dzień był dla niej ciekawy i egzotyczny. Przyglądała się mu tak, jak oni niezwykłemu miastu. Wyzwolona ze strachu i wszelkich obaw, czuła się lekko i przyjemnie. Być może już wkrótce powróci do codziennego życia. Ale jeszcze nie teraz.

Malone’owie zaczęli się z nimi żegnać. Wkrótce i Jaye musiała się zbierać. Na pożegnanie pocałowała Annę w policzek.

– Lecę już, bo Fran zabiera mnie na zakupy. W Abercrombie jest wielka wyprzedaż.

Anna uśmiechnęła się, zadowolona, że Jaye powróciła do swojej rodziny.

– Chyba lepiej ci teraz idzie z Clausenami, nie mylę się?

– Może być. Jak do tej pory nie pożarli jeszcze żadnego niewinnego dziecka. – Jaye łobuzersko mrugnęła do niej.

Fran Clausen płakała ze szczęścia, kiedy Jaye z powrotem pojawiła się w jej domu. Przeprosiła ją za to, że uwierzyła w jej ucieczkę, a dziewczyna wybaczyła przybranej matce, co było oznaką jej coraz większej dojrzałości. Być może wzruszyły ją też łzy Clausenów. Nikt wcześniej nie witał jej z taką radością.

Tragiczne przeżycia bardzo ją zmieniły. Jaye stała się bardziej zamknięta w sobie i skłonna do refleksji, ale też łatwiej wybaczała innym błędy i niedociągnięcia. Natomiast to, że otarła się o śmierć, dało jej poczucie smaku i sensu życia.

– Chętnie ich wyręczę – zaśmiała się Anna, ściskając przyjaciółkę. – Baw się dobrze.

Odprowadziła ją wzrokiem, a potem oparła się na ramieniu Quentina.

– Zrobiło się tak cicho – zauważyła.

Quentin uśmiechnął się i skinął głową.

– To prawda. Moja rodzina jest trochę hałaśliwa, a gdy zbierzemy się wszyscy do kupy, naprawdę można ogłuchnąć.

Anna potrząsnęła głową.

– Są boscy, zarówno w grupie, jak i każdy z osobna. Wiesz, że miałeś szczęście?

Quentin spojrzał jej w oczy.

– Tak, wiem. – Zrobił pauzę. – Bo mam ciebie.

Westchnęła, myśląc o tym, jak niewiele brakowało, żeby ją stracił na zawsze. Mimo całej radości, wciąż nie mogła przestać myśleć o Timmym. Czasami śnił jej się, ale taki, jakim go znała w dzieciństwie. Miły i niewinny. Wierzyła, że jest teraz szczęśliwy i że znalazł w końcu matkę, swoją prawdziwą matkę… Tę, która nigdy nie przestała go kochać.

Wstali. Anna wspięła się na palce i pocałowała Quena w policzek.

– Dzięki za uratowanie. Chociaż czasami mam wrażenie, że działałeś z pobudek osobistych.

– Wyłącznie. – Quentin nagle spoważniał. – Widziałem się dzisiaj z Terrym.

– I co?

– Kiepsko. Źle przyjął przeprowadzkę Penny do Lafayette. Terapia dobrze mu robi, ale psychiatra ostrzegał, że to może zająć sporo czasu. Taki już jest ten Terry – dodał cieplejszym tonem.

Ścisnęła jego ramię.

– Przynajmniej ma ciebie.

– Wszyscy staramy się mu pomóc. Ciotka odwiedza go regularnie, inni koledzy też… Juz wiadomo, że po skończonej terapii będzie mógł wrócić do pracy. Patti sama to wywalczyła.

Przez chwilę szli w milczeniu.

– A jak tam nowa książka? – spytał ją nagle Quentin.

Wiedział, że idzie jej nieźle. Trzy duże wydawnictwa walczyły o to, żeby ją pozyskać, dzięki czemu dostała niebotyczną zaliczkę i mogła spodziewać się jeszcze większego honorarium. Jej nowy wydawca był pewny, że książka stanie się bestsellerem. Już teraz towarzyszyło jej olbrzymie zainteresowanie, zarówno z powodu porwania, jak i ostatnich wydarzeń. Wydawca chciał, żeby objechała z nią cały kraj, chociaż miała za sobą zaledwie dwa rozdziały.

Anna uniosła wyżej głowę.

– Świetnie. A wydawnictwo jest naprawdę w porządku.

Potrząsnęła głową, nie mogąc nadziwić się samej sobie. Już niedługo będzie brała udział w różnych programach, odpowiadając na pytania dotyczące przeszłości. Kto wie, może narazi się w ten sposób jakiemuś innemu psychopacie… A mimo to w ogóle się nie bała.

Obiecała sobie, że już nigdy nie wpadnie w popłoch i nie wycofa się z życia. Musi przecież dokonywać wyborów i podejmować ryzyko, a nie chować się jak mysz pod miotłą. Musi zapełnić czymś przestrzeń między narodzinami a śmiercią.

Przed nimi ukazała się jej kamienica. Anna szturchnęła Quentina łokciem.

– Ale i tak to wszystko pryszcz w porównaniu z tym, czego ty dokonałeś. Nie sądziłam, że pójdzie ci tak łatwo.

Pokiwał głową.

– Ja też nie mogę uwierzyć, że przyjęli mnie na prawo w Tulane. Wyobraź sobie, Quentin Malone, przyszły prokurator… Jeśli mnie nie wywalą – dodał po chwili.

– Na pewno nie wywalą. – Przytuliła się do niego. – Wiem, że jesteś dobry.

– Naprawdę? – Ujął jej twarz w dłonie.

– Naprawdę.

Pocałował ją. Mocno i namiętnie.

– Hm, miło was widzieć.

Alphonse Badeaux i Pan Bingle zatrzymali się tuż obok. Obaj uśmiechnięci od ucha do ucha. Anna poczuła, że jej policzki płoną.

– Alphonse, kiedy tu przyszedłeś? Dawno tu jesteś? Nic nie słyszałam.

– Nic dziwnego – zaśmiał się staruszek.

– Miło pana widzieć – wtrącił Quentin. – Jak się miewa Pan Bingle?

Uścisnęli sobie dłonie.

– Obaj nie możemy narzekać. Nareszcie możemy wygrzać stare kości.

Anna kucnęła i podrapała buldoga za uchem.

– Zajrzyjcie kiedyś na mrożoną herbatę. Mam ciasteczka dla Pana Bingle’a. Jego ulubione.

– Dziękuję, Anno. – Alphonse się rozpromienił. – Na pewno wpadniemy. Tak swoją drogą, przyszła do ciebie jakaś paczka. Koło jedenastej.

Anna poczuła się tak, jakby cofnął się czas. To się już zdarzyło. Spojrzała na budynek, a potem na sąsiada.

– Czy listonosz wrzucił ją przez ogrodzenie?

– Nie, zaniósł na górę. Furtka znowu była niedomknięta, a drzwi otwarte. – Chrząknął znacząco. – Powinnaś o tym pogadać z dzieciakami spod czwórki, ale to oczywiście nie moja sprawa…

Anna podziękowała mu, pożegnała się i oboje z Quentinem ruszyli na górę. Zgodnie z zapowiedzią Alphonse’a, znaleźli paczkę pod drzwiami.

Owinięta w brązowy papier, wyglądała na książkę albo kasetę wideo. A jeśli koszmar wcale się nie skończył? Jeśli będzie trwał bez końca?

Quentin spojrzał na nią z niepokojem.

– Nic ci nie jest?

Uniosła w górę brodę.

– Nie, nic.

Anna wypuściła nagromadzone w płucach powietrze i podniosła paczkę. Wyglądała ona tak, jakby ją rozjechała ciężarówka. Była brudna, a papier gdzieniegdzie podarty.

Spojrzała na adres zwrotny. Od Bena. Popatrzyła na Malone’a, czując, jak zaczynają jej się trząść ręce.

– To chyba nie…

Quentin pochylił się i przeczytał nazwisko nadawcy, a następnie ścisnął jej ramię.

– Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać.

Kiedy rozdarła papier, zobaczyli dwa zeszyty. Malone widział jeden z nich na biurku Bena, a drugi był ozdobiony kwiatkami i serduszkami. W paczce był jeszcze krótki list, który przeczytała szeptem.

Kochana Anno!

Jeśli ta przesyłka do Ciebie dotarła, to znaczy, że udało mi się powstrzymać Adama. A ja prawdopodobnie nie żyję. Czytaj i postaraj się zrozumieć.

Twój Ben

Zrobiła to, o co prosił. Skuliła się na swojej kanapie i zaczęła lekturę. Pamiętnik Minnie był nie tylko zapisem przerażających doświadczeń i rozpaczy, lecz również próbą wyzwolenia się z tego. Wspaniałym świadectwem wzlotów i upadków ludzkiego ducha. Zaś notatnik Bena zawierał historię człowieka, który stanął przed głębią własnej tajemnicy. Próbę zrozumienia i pogodzenia się z tym, co go spotkało, a także rozpaczliwą próbą samouleczenia, która w końcu spełzła na niczym.

Obie historie były pisane w pierwszej osobie i zupełnie innymi charakterami pisma. Ben i Minnie inaczej postrzegali Adama i inaczej próbowali z nim walczyć, było jednak jasne, że dążą do tego samego, czyli do wyzwolenia.

Z notatnika Bena dowiedziała się, że Timmy nie potrafił stawić czoła swojej sytuacji i praktycznie przestał istnieć. „Zasnął głęboko“, jak pisał Ben. Pierwszy pojawił się Adam, a po nim Ben i Minnie. Każde z nich miało oddzielną rolę i początkowo jedynie Adam zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest sam w ciele Timmy’ego.

Anna poznała też historię Minnie. Dowiedziała się, że dziewczynka pokochała Jaye i tylko dla niej zebrała się na odwagę i zaczęła walczyć ze swoją słabością. Udała się po pomoc do Bena. A on, gdy już zdołał pogodzić się z sytuacją, zaczął rozpaczliwie poszukiwać drogi ratunku. Chciał uzdrowić sam siebie. Szukał w książkach sposobu na to, jak przejąć kontrolę nad Adamem. Niestety, było już za późno. Zabrakło mu czasu.

Kiedy skończyła lekturę, siedziała przez chwilę bez słowa, a potem się rozpłakała. Quentin przytulił ją mocno.

– Nigdy ich nie zapomnę – szepnęła. – Ani Timmy’ego, ani Bena i Minnie. Będę im zawsze wdzięczna za to, co dla mnie zrobili.

– Wiem, kochanie – szepnął, gładząc ją po głowie. – Przykro mi, że to się właśnie tak skończyło.

Uniosła głowę, niewiele widząc przez łzy.

– Dzieci są darem. Powinniśmy je chronić i kochać, a nie… – głos się jej załamał. – Nie pozwolę, żeby to tak zostało. Muszę coś zrobić… Pisać…

Przez moment milczał, jakby nie wiedząc, co powiedzieć. A potem pogładził ją delikatnie po twarzy.

– Kocham cię, Harlow.

Te słowa podziałały na nią jak balsam. Nareszcie zrozumiała, kim naprawdę jest. Postanowiła, że nie będzie się już chować pod przybranym nazwiskiem.

Загрузка...