ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

Sobota, 20 stycznia, godz. 2.00

Jaye przebudziła się z głębokiego snu. Przerażona, wsłuchiwała się w odgłosy nocy. Coś ją obudziło. Może to było skrzypnięcie klapki w drzwiach lub trzeszczenie podłogi w drugim pomieszczeniu? Te odgłosy słyszała już wcześniej.

Porywacz przychodził do niej tylko w nocy. Jedzenie i picie wsuwał przez wejście dla kotów. Czasami dostawała też papierowe ręczniki. Nigdy jednak nie odezwał się do niej choćby słowem. Jego milcząca obecność napełniała ją strachem.

Słyszała go też na dole, jak przestawiał krzesła, wchodził i wychodził. Słyszała jego oddech po drugiej stronie drzwi. Tak jakby nasłuchiwał i cierpliwie na coś czekał. Tylko na co? – zastanawiała się, kuląc się na łóżku. Czego od niej chce? Nie dotykał jej i nie kontaktował się z nią bezpośrednio, wiedziała jednak, że to zrobi. Jak powinna się wtedy zachować?

Strach zupełnie ją sparaliżował. Starała się oddychać równomiernie, żeby dojść do siebie. Była okryta jednym jedynym kocem, jaki dostała. Jej ręce były podrapane od desek i posiniaczone od walenia w drzwi.

Chciała wrócić do domu. Chciała spotkać się z Anną, rodzicami i przyjaciółmi. Chciała obudzić się w swoim łóżku w otoczeniu swoich rzeczy. Nie chciała już się bać.

Jęknęła ze strachu, a potem jeszcze raz i jeszcze. Zakryła usta, nie chcąc, żeby ją usłyszał. Żeby się domyślił, jak jest przerażona i bezbronna. Ale on wiedział. Wiedział wszystko. Nie, bo nie był w stanie przeniknąć jej myśli i uczuć. Nie mogła na to pozwolić.

Jaye przełknęła ślinę i trochę się przesunęła, starając się myśleć o tym, co sama wiedziała. O tym, nad czym wciąż panowała. O ile nie straciła zupełnie poczucia czasu, prześladowca trzymał ją tutaj już trzy dni. Odkryła, że jej więzienie znajduje się na poddaszu, parę pięter nad ulicą. Co jakiś czas dobiegały do niej dźwięki jazzowej orkiestry. Czasami ktoś przechodził w pobliżu. Parę razy miała wrażenie, że czuje zapach smażonych ryb lub krewetek.

Przemyślawszy to wszystko, doszła do przekonania, że znajduje się w Dzielnicy Francuskiej, w jakiejś uliczce niedaleko Bourbon Street albo Jackson Square, być może w części dzielącej strefę handlową od mieszkalnej.

To była dobra wiadomość. Porywacz nie wywiózł jej daleko za miasto. Wokół wciąż było pełno ludzi. Na pewno szuka jej już policja, a także opieka społeczna i Anna.

Serce jej się ścisnęło na myśl o przyjaciółce. Żałowała, że się pokłóciły. Żałowała swoich słów. Chciałaby jeszcze raz porozmawiać z Anną i przeprosić ją za wszystko.

Przykre myśli spowodowały, że znowu poczuła się przybita. Starała się nie poddawać temu uczuciu, skupiając się na tym, co było najważniejsze, by przeżyć.

Znowu pomyślała o Annie. Gdyby poddała się strachowi, na pewno nie wyszłaby cało z tamtego porwania. Zginęłaby, jak tamten chłopiec. Po ich kłótni Jaye zaczęła przeglądać archiwalne gazety z tamtego okresu. We wszystkich można było przeczytać o porwaniu Harlow Grail. Przeraziło ją zwłaszcza to, jak zginął Timmy i historia z małym palcem Harlow. Z trudem wyobrażała sobie, ile musiała znieść Anna, żeby pokonać swoich prześladowców. Podziwiała ją za to, chociaż wciąż nie mogła darować przyjaciółce tego, że nic jej nie powiedziała.

Dopiero teraz jej wybaczyła. I zrozumiała.

Zamknęła oczy, starając się pokrzepić myśleniem o porwaniu Anny. Zaczęła zastanawiać się, co wie o porywaczu. Widziała tylko jego dłonie. Wyglądały na silne, chociaż niezbyt duże. Ich wierzchy pokryte były ciemnymi włoskami, z czego wywnioskowała, że jest brunetem lub szatynem. Poza tym przypuszczała, że jest średniego wzrostu i może mieć od trzydziestu do pięćdziesięciu lat.

To porwanie było zaplanowane już wcześniej. Klapka w drzwiach była nowa, a okno dopiero niedawno zabito deskami. Porywacz wiedział, czego będzie potrzebowała. Miała toaletę, umywalkę, ręczniki i zmianę ubrania, której jednak nie tknęła. Znaczyło to, że jest uważny i przewidujący. Z całą pewnością upatrzył ją sobie już wcześniej. To na pewno on był tym zboczeńcem, który ją śledził. Dowiedział się, gdzie się uczy, kiedy kończy i zaczyna lekcje. Złapał ją wtedy, kiedy zupełnie się tego nie spodziewała.

Ale dlaczego właśnie ją? Co w niej go pociągało?

Jaye wiedziała, że nie może być zupełnie normalny… Nie miała forsy, więc nie chodziło mu o okup, tylko o coś innego… Obrzydliwego. Zboczonego. Z trudem przełknęła ślinę. Nie była naiwna i wiedziała, co działo się z porwanymi dziećmi. Niestety!

Nagle usłyszała jakieś szmery po drugiej stronie drzwi. Ktoś szedł wolno, z wahaniem, może nawet ze strachem. Nie tak jak porywacz.

– Hej, jesteś tam?

Jaye poczuła, jak ściska jej się gardło. Ten głos należał do jakiejś wystraszonej dziewczynki. Czy to możliwe? Jeszcze jedna ofiara? Wstała z łóżka i podeszła do drzwi. Serce waliło jej jak młotem. Może to jakaś pułapka? A może wyobraźnia płata jej figla?

Znowu usłyszała drżący głos dziecka:

– Jesteś tam…? Mam mało czasu… Jeśli mnie znajdzie…

– Tak, jestem – odparła, czując, jak łzy płyną jej po policzkach. Była wdzięczna Bogu za to, że zesłał jej pomoc. – Otwórz te drzwi. Wypuść mnie.

– Nie mogę. On ma klucz.

Jaye aż jęknęła, nie mogąc ukryć rozczarowania i przemożnego strachu.

– Nie możesz go wziąć? Proszę, zrób to. Musisz mi pomóc!

– N… nie mogę – bąknęła przerażona dziewczynka. – Przyszłam, bo on… On chce, żebyś była cicho. Bardzo się złości. A kiedy się złości, to jest… jest straszny.

Jaye złapała za klamkę i potrząsnęła nią.

– Pomóż mi! Wypuść mnie stąd!

Dziecko po drugiej stronie zaczęło płakać i odsuwać się od drzwi.

– Musisz być cicho – niemal szeptało. – Nic nie rozumiesz. Nic nie wiesz.

– Kim jesteś? – Zawiedziona Jaye raz jeszcze pociągnęła za klamkę. – Gdzie jestem? Dlaczego mnie porwał?

– Źle zrobiłam, że tu przyszłam. On… on się dowie. On na pewno…

Głos dziewczynki wciąż się oddalał i Jaye niemal go już nie słyszała. Zdesperowana, zaczęła walić w drzwi i krzyczeć:

– Nie odchodź! Proszę, nie odchodź!

Odpowiedziała jej cisza. Znowu była sama.

Загрузка...