ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY TRZECI

Sobota, 3 lutego

Dzielnica Francuska

Dwadzieścia cztery godziny później Terry został aresztowany pod zarzutem zabójstwa Nancy Kent. Był również głównym podejrzanym w sprawach Evelyn Parker i Jessiki Jackson. Przeprowadzone badania wykazały, że zarówno na jego skórzanej kurtce, jak i w samochodzie znajdują się szczątki włosów, które prawdopodobnie pochodziły od Nancy Kent. Poza tym na kurtce znajdowały się też włókna z sukienki pierwszej ofiary. Wszystkie dowody wysłano do dalszej analizy. Jednak śledczy uważali, że najpewniej potwierdzi ona tylko ich domysły.

Terry Landry zamordował trzy kobiety.

Quentin zgodził się poinformować o tym Penny, odmówił jednak udziału w oficjalnym aresztowaniu Terry’ego. Nie chciał widzieć kumpla w kajdankach. Wiedział, że Terry jest winny. Wszystkie fakty świadczyły przeciwko niemu, ale nie potrafił się z tym pogodzić. Nie mógł uwierzyć, że jego partner dopuścił się tak strasznych czynów. Może z czasem jakoś się z tym oswoi.

Wyjechał spod domu Penny i włączył się w ruch uliczny, wciąż myśląc o Terrym. Znał go przecież od wielu lat. Co się stało, że tak bardzo się zmienił? Dlaczego stał się potworem? Kogo za to winić? Jego matkę? Za śmierć tych kobiet i zmarnowane życie syna?

Quentin zjechał na bok i wyłączył silnik. Przez moment patrzył tępo przed siebie, ściskając w dłoniach kierownicę. Mógł ocalić te kobiety, a przynajmniej dwie z nich, gdyby zwrócił baczniejszą uwagę na Terry’ego. A wówczas może i on nie byłby w tak beznadziejnej sytuacji jak teraz. Dlaczego tego nie zrobił? Dlaczego tak pobłażał Terry’emu? Przecież powinien był dostrzegać, co się wokół niego dzieje. Jest w końcu policjantem, na miłość boską!

Quentin rozejrzał się dookoła. Dopiero teraz zauważył że nie wrócił do pracy, ale pojechał zupełnie gdzie indziej.

Anna, pomyślał. Zaklął pod nosem i odwrócił wzrok od jej kamienicy. Nie jest jej już potrzebny. Nie ma po co do niej chodzić. Nic ich nie łączy. Zaśmiał się ponuro, myśląc, że jednak coś. Seks. Anna może to nawet przez jakiś czas nazywać miłością.

Powinien stąd odjechać, zanim zdecyduje się na jakieś głupstwo, ale wysiadł z wozu i podszedł do furtki. Była otwarta, podobnie zresztą jak drzwi do samego budynku. Quentin poszedł więc od razu na górę. Anna otworzyła drzwi, zanim zdążył do nich zapukać. Po jej minie widział, że słyszała już o Terrym. Podejrzewał, że dowiedziała się od la Salle ’a albo z radia.

Jednak z uwagi na to, co ich łączyło, on powinien jej powiedzieć pierwszy.

– Anno – zaczął ochrypłym głosem.

Wyciągnęła dłoń i zaprosiła go do środka. Wszedł, a ona zamknęła drzwi. Następnie wzięła go za rękę i bez słowa poprowadziła do swojej sypialni. Sprężyny jęknęły pod ciężarem ich ciał.

Pogłaskała go delikatnie po twarzy.

– Tak mi przykro – szepnęła.

A potem się z nim kochała. Rozebrała go, zdejmując po kolei wszystkie części garderoby. Pieściła go i tuliła się do niego, aż wkrótce poczuła, że jest podniecony tak jak ona. Jego ból stał się jej bólem. Kobiece ciało mówiło mu, że rozumie, jak on się czuje, i że zrobi wszystko, żeby było mu jak najlepiej. Quentin miał wrażenie, że nagle zaczęło z niego opadać zmęczenie i poczucie winy. Kochał się z nią tak, jak z żadną kobietą. Nie starał się udawać, że jest silnym mężczyzną, ale pokornie przyjął pociechę, jaką chciała mu dać. Akceptując i Annę, i siebie samego. Oddał się jej cały.

A potem leżeli na łóżku, patrząc na siebie i milcząc. Czas płynął wolno. Quentin przyglądał się jej uważnie i po raz pierwszy zobaczył delikatne fioletowe plamki w jej zielonych oczach, a także krój ust i delikatny, brzoskwiniowy odcień skóry.

Czuł się z nią wspaniale. Znali się zaledwie od paru tygodni, a miał wrażenie, że Anna poznała go lepiej niż jakakolwiek kobieta spoza rodziny.

Znał Terry’ego dziesięć lat i całkowicie mu ufał. Jednak dawny kolega przestał nagle istnieć, a na jego miejsce narodziło się monstrum. Quentin westchnął ciężko i położył się na plecach. Czuł się zdradzony i opuszczony. Nie, stanowczo nie powinien myśleć o Terrym.

Anna lekko dotknęła jego piersi. Spojrzał w jej stronę.

– Porozmawiaj ze mną – poprosiła. – Wyrzuć to z siebie.

Przez chwilę czuł, że ma ściśnięte gardło i nie wydusi z siebie ani słowa. W końcu jednak skinął lekko głową.

– Byłem u Penny – szepnął. – To… to żona Terry’ego. To… było okropne.

Urwał i głęboko zaczerpnął tchu. Przed oczami miał jeszcze płaczącą Penny. Początkowo nie chciała mu uwierzyć, a potem nie mogła pogodzić się z okrutną prawdą. Tak jak on.

– Sama nie wie, jak o tym powiedzieć dzieciakom. Co zrobić, żeby się nie bały. Nawet jeśli go uniewinnią, co jest bardzo wątpliwe, to i tak będą musiały przejść przez piekło mediów. Wiesz, złośliwe pytania, niewłaściwe sugestie…

– Tak, wiem. – Skinęła głową. – Ale pamiętaj, że to nie twoja wina.

Quentin zacisnął zęby w bezsilnej złości.

– Mogłem jednak temu przeciwdziałać – wyrzucił z siebie. – Widziałem, co się święci, a ciągle starałem się go chronić. Nie sądziłem, że mógłby… – Urwał i spojrzał w przestrzeń. – Wciąż w to tak do końca nie wierzę.

– Może wcale nie zabił tych kobiet. Może to pomyłka…

– Dowody świadczą przeciwko niemu, Anno – rzekł twardo, nagle przypomniawszy sobie, że jest przede wszystkim policjantem. – Będzie mu trudno wyjść z tego cało.

– Czy… czy jest ich dużo? – spytała z nadzieją.

Wyglądała teraz pięknie i młodo. Młodziej niż kiedykolwiek.

– Aż za dużo, zwłaszcza jeśli chodzi o pierwsze morderstwo.

Westchnęła lekko, chyba z ulgą. Quentin zdał sobie sprawę z jej wewnętrznego rozdarcia. Z jednej strony żałowała jego kumpla, ale z drugiej cieszyła się, że skończył się jej koszmar.

– Co dalej?

– Czekamy jeszcze na wyniki szczegółowych analiz. Szukamy też czegoś, co mogłoby go łączyć z pozostałymi zabitymi.

– I ze mną – dodała.

– Tak.

Znowu zapatrzył się w przestrzeń. Słyszeli tylko tykanie zegara. Anna cały czas myślała o Terrym.

– Dlaczego wybrał właśnie mnie? – spytała w końcu. – Za co mnie tak nienawidził?

– Nie mam pojęcia. Terry odmówił wyjaśnień, więc będziemy musieli sami do tego dojść.

– Ale jeśli… – urwała, jakby nie do końca wiedząc, co chce powiedzieć. – Jeśli to nie on wysłał kasetę wideo i książki z informacjami? Jeśli to nie on więzi Minnie i Jaye?

Quentin pogładził ją po policzku.

– Wiele wskazuje, że to jednak on, Anno. Tylko się zastanów. Terry jest jedynym ogniwem między tobą a Benem Walkerem. Ben nigdy nie pasował do tej sprawy. Nie znał cię i nikt nie wiedział, dlaczego dostał książkę z notatką o programie na Kanale E! Ktoś starał się go w to wmieszać. Ben myślał, że to któryś z jego pacjentów, i miał rację.

– Ale po co?!

– Tylko on to wie. Ale mam nadzieję, że wkrótce poznamy prawdę. Na to trzeba czasu.

Spojrzała mu w oczy z nadzieją i rozpaczą.

– Quen, gdzie jest Jaye?! Nie mamy już czasu, musimy ją znaleźć…

– Obiecuję, że ją znajdziemy.

– Ale jak?! – podniosła nieco głos. – Jeśli Terry nie będzie chciał mówić, to nic z niego nie wyciągniecie. A może Jaye brakuje już jedzenia i wody?! Jeszcze parę dni… – Głos się jej załamał.

– Przeszukujemy wszystko, co się z nim wiąże. W końcu musimy trafić na ślad. – Dotknął delikatnie jej ramienia. – Cieszę się, że przynajmniej dla ciebie się to skończyło. Że jesteś bezpieczna.

– Nic się nie skończyło. – W jej oczach pojawiły się łzy. – I się nie skończy, dopóki nie znajdziecie Jaye i Minnie! Wciąż się boję, choć sama nie wiem dlaczego!

Quentin przesunął dłoń w stronę jej szyi. Cóż miał jej odpowiedzieć? Obawiał się, że Anna być może już na zawsze utraciła spokój ducha…

– Jakie masz teraz plany? – spytał, chcąc zmienić temat.

Wzruszyła ramionami.

– Spróbuję znaleźć nowe wydawnictwo. I agenta. – Zaśmiała się ponuro. – Jeśli uda mi się jeszcze kiedykolwiek napisać coś dobrego.

– Tak mi przykro, że to z jego powodu.

– Nie twoja wina.

– Był moim przyjacielem.

– Nie twoja wina – powtórzyła i ścisnęła mocno jego dłoń. – Poradzisz sobie?

– Zawsze sobie radzę.

– Kłamca!

Przysunął się do niej i lekko ją pocałował.

– Nie słyszałaś, cher? Malone nigdy niczym się nie przejmuje. Kosi panienki jedną po drugiej. Życie dla niego to jeden wielki ubaw.

– Nie, wcale taki nie jesteś.

Zauważył wyrzut w jej oczach i natychmiast poczuł się winny. I słaby. Wcale mu się to nie spodobało. Znowu pocałował ją w policzek, a potem wstał i zaczął się ubierać.

– Niepotrzebnie pytałam?

– Nie o to chodzi.

– Nie?

– Po prostu muszę wracać do pracy. Wzywają mnie zbrodnia i kara.

– Wierzę w ciebie, Quen.

Nie spojrzał na nią. Włożył przez głowę koszulkę polo i sięgnął po kaburę pistoletu.

– Tylko nie stawiaj na mnie forsy, bo możesz pożałować.

Usłyszał szelest pościeli, a potem tupot stóp na drewnianej podłodze. Anna już była przy nim. Objęła go z tyłu. Poczuł, że zdążyła narzucić na siebie szlafrok.

– Wierzę w ciebie – powtórzyła. – Wcale nie jesteś taki, jak mówisz.

Poczuł nagły gniew. Nie na nią, lecz na siebie. Chciał uciec stąd gdzie pieprz rośnie.

– Kobiety znają mnie głównie z moich wyczynów w łóżku. Miło mi, że też to doceniasz.

Nawet nie drgnęła.

– Muszę cię rozczarować, ale nie chodziło mi o twoje seksualne możliwości. W każdym razie nie tylko. Wierzę…

– Muszę już iść – przerwał jej.

Lecz ona jakby go nie słyszała. Mocno złapała Quena za rękę i nie puszczała, dopóki na nią nie spojrzał.

– Masz tyle zalet. Jesteś mądry i szczery. I wierny. Potrafisz być zabawny i kochający…

– Mówisz tak, jakbym był czyimś pieskiem – zaśmiał się. – Daj spokój.

Zachmurzyła się i puściła jego dłoń.

– O co chodzi? Co ja takiego powiedziałam?

Sięgnął po spodnie.

– Nie powinienem był przychodzić.

– Ale przyszedłeś. – Patrzyła na niego, przechyliwszy lekko głowę. Po jej minie widział, że zaczyna rozumieć. – Chciałeś coś zrobić, prawda? Coś mi powiedzieć?

Zapiął spodnie i wziął do ręki klamrę paska.

– Muszę już iść.

– Uciec. Przede mną czy przed prawdą?

– I kto to mówi? Przecież to ty przez całe życie uciekałaś!

Ten cios dosięgnął celu. Anna uniosła głowę i spojrzała na niego z urazą.

– O co ci chodzi? Czy chcesz mi powiedzieć: „Cześć, do zobaczenia jutro albo kiedy indziej“, tylko nie wiesz, jak to zrobić?

– Przecież było nam dobrze. Ty czułaś się bezpieczniej, ja mogłem zgrywać bohatera. Ale to już się skończyło. Nie ma sensu dłużej tego ciągnąć.

Spojrzała na niego tak, jakby ją spoliczkował.

– Masz rację. Zaraz dam ci kurtkę.

Wyszła do przedpokoju i podniosła ją z podłogi. Otrzepała i rzuciła w jego stronę.

– Dzięki za ochronę.

– Przecież nigdy nie mówiłem, że będzie trwała wiecznie.

– To prawda. I dlatego nie mogę mieć do ciebie pretensji. – Podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież. – No już, wynocha. Chcę być sama.

Quentin poczuł dziwną gorycz w ustach.

– Nie chciałem cię urazić, Anno.

– Ale doskonale ci się to udało. Odepchnąłeś mnie, bo stałam się zbyt bliska. Dostrzegłam za maską człowieka. Świetna robota, panie śledczy.

Cofnął się do przedpokoju. Anna ściągnęła szlafrok paskiem i wyszła za nim.

– Myślałam, że stać cię na szczerość – rzuciła za nim. – Ale widocznie takim twardzielom nie pasuje ona do maski.

Загрузка...