Strathmore dotarł na najniższy poziom i zszedł z rampy. Podłoga była pokryta dwucentymetrową warstwą wody. Ogromny komputer cały dygotał. Z kłębów pary spadały ogromne krople.
Komandor spojrzał na główne generatory. Na wychodzących z nich przewodach wciąż leżało ciało Phila Chartrukiana. Cała scena robiła wrażenie perwersyjnego przedstawienia z okazji wigilii Wszystkich Świętych.
Strathmore’owi było przykro z powodu śmierci Chartrukiana, ale nie miał wątpliwości, że to była „uzasadniona ofiara”. Phil Chartrukian nie dał mu wyboru. Gdy młody technik nadbiegł z krzykiem, że mają wirusa, Strathmore zatrzymał go na podeście i spróbował przemówić mu do rozsądku. Na próżno, Chartrukian nie słuchał żadnych racjonalnych argumentów. To wirus! Dzwonię do Jabby! Gdy spróbował przejść, komandor zablokował mu drogę. Zaczęli się przepychać. Podest był wąski, poręcz niska. Jak na ironię, pomyślał teraz Strathmore, Chartrukian miał rację, twierdząc cały czas, że to wirus.
Upadek Chartrukiana był okropny – krótki krzyk przerażenia i nagła cisza – ale jeszcze gorsza była kolejna scena, jaką zobaczył komandor. Greg Hale patrzył na niego z niższego poziomu z wyrazem największej zgrozy na twarzy. W tym momencie Strathmore już wiedział, że Hale będzie musiał umrzeć.
W TRANSLATORZE coś głośno trzasnęło. Strathmore wrócił myślami do stojącego przed nim zadania. Miał wyłączyć zasilanie. Bezpiecznik znajdował się po drugiej stronie pomp freonu, na lewo od ciała. Strathmore dobrze go widział. Wystarczyłoby, żeby przerzucił dźwignię, a w Krypto zostałby wyłączony prąd. Później, po kilku sekundach, mógłby uruchomić główne generatory i wszystkie systemy stopniowo wróciłyby do normalnego stanu: znów zaczęłyby działać drzwi, pompy dostarczałyby dostatecznej ilości freonu i TRANSLATOR byłby bezpieczny.
Strathmore zrobił dwa kroki w kierunku bezpiecznika, ale w tym momencie zdał sobie sprawę z jeszcze jednego problemu: ciało Chartrukiana wciąż leżało na przewodach. Gdyby teraz włączył generatory, nastąpiłoby od razu zwarcie. Najpierw musiał usunąć zwłoki.
Spojrzał na groteskowe szczątki i podszedł bliżej. Chwycił za nadgarstek. Ciało Chartrukiana przypominało w dotyku styropian. Usmażyło się. Nie pozostało w nim ani trochę wilgoci. Komandor zamknął oczy, zacisnął chwyt i pociągnął. Zwłoki przesunęły się o kilka centymetrów. Strathmore pociągnął jeszcze mocniej. Zwłoki znowu przemieściły się o trzy centymetry. Zaparł się nogami o poręcz i pociągnął z całych sił. Nagle poleciał do tyłu i przewrócił się, uderzając plecami o betonowy fundament. Wstając z wody, wpatrywał się ze zgrozą w przedmiot, który trzymał w ręce. To było przedramię Chartrukiana. Urwało się w łokciu.
Susan czekała na górze. Siedziała jak sparaliżowana na sofie w Węźle nr 3. Ciało Hale’a leżało u jej stóp. Nie mogła zrozumieć, co zajmuje komandorowi tyle czasu. Mijały kolejne minuty. Starała się nie myśleć o Davidzie, ale nie mogła się powstrzymać. Każde ryknięcie syren przypominało jej słowa Hale’a: Bardzo mi przykro z powodu Davida Beckera. Susan miała wrażenie, że zaraz zwariuje.
Już miała pobiec do głównej sali, gdy wreszcie Strathmore całkowicie wyłączył zasilanie.
W Krypto natychmiast zapadła grobowa cisza. Syreny umilkły, monitory w Węźle nr 3 zgasły. Ciało Grega znikło w ciemnościach. Susan instynktownie podkuliła nogi pod siebie i otuliła się marynarką Strathmore’a.
Ciemności.
Cisza.
Jeszcze nigdy w Krypto nie było tak cicho i spokojnie. Normalnie zawsze słychać było szum generatorów. Teraz rozlegały się tylko odgłosy wielkiej bestii, wracającej do normalnego stanu. Z komputera wciąż wydobywały się trzaski i syki, ale procesory powoli stygły.
Susan zamknęła oczy i zaczęła się modlić za Davida. Chciała jedynie, by Bóg chronił mężczyznę, którego kochała.
Nie była religijna i nigdy nie oczekiwała odpowiedzi na swoje modły. Teraz jednak poczuła po chwili jakieś wibracje. Przycisnęła ramiona do piersi. Nagle zrozumiała. Przyczyną wibracji nie była ręka Boga; ich źródło znajdowało się w kieszeni marynarki komandora. Strathmore wyłączył dzwonek, ale zostawił sygnalizację drganiami. Najwyraźniej SkyPager odebrał jakąś wiadomość dla komandora.
Sześć pięter niżej Strathmore stał przy bezpieczniku. W podziemiach było teraz ciemno jak w najgłębszej jaskini. Strathmore przez chwilę z przyjemnością nurzał się w ciemnościach. Z góry kapały krople wody. Wyobraził sobie, że to burza o północy. Odchylił głowę do tyłu i czekał, aż ciepłe krople zmyją jego winę. Przetrwałem. Ukląkł i zmył z rąk resztki ciała Chartrukiana.
Jego marzenia o Cyfrowej Twierdzy spełzły na niczym. Strathmore pogodził się z tym. Teraz liczyła się tylko Susan. Po raz pierwszy od wielu lat komandor pomyślał, że w życiu konieczne jest coś jeszcze poza ojczyzną i honorem. Poświęciłem najlepsze lata życia ojczyźnie i honorowi. A co z miłością? Zbyt długo żył bez miłości. I po co? By teraz patrzeć, jak jakiś młody profesor kradnie jego marzenia? Strathmore wychowywał Susan. Chronił ją. Zasłużył na nią. Teraz wreszcie będzie jego. Nie mając do kogo się zwrócić, poszuka schronienia w ramionach Strathmore’a. Przyjdzie do niego bezradna, zraniona, a z czasem on przekona ją, że miłość leczy wszystkie rany.
Honor. Ojczyzna. Miłość. Z tych trzech powodów David Becker musiał zginąć.