– Lepiej niech się pan zastanowi, co pan robi, dyrektorze – syknął Jabba. – Za chwilę nie będziemy już mieli czasu, żeby wyłączyć bank danych.
Fontaine milczał.
W tym momencie, jakby na sygnał, do ośrodka sterowania wbiegła Midge. Z trudem łapiąc oddech, weszła na podium.
– Dyrektorze! Centrala już łączy!
Fontaine zwrócił się w stronę ekranu na przedniej ścianie. Piętnaście sekund później ekran ożył.
Początkowo obraz był zaśnieżony i niewyraźny, ale stopniowo ostrość się poprawiała. System cyfrowej transmisji QuickTime pozwalał na przesłanie tylko pięciu obrazów na sekundę. Na ekranie pojawili się dwaj mężczyźni. Jeden był bladym, krótko ostrzyżonym brunetem, drugi, blondyn, sprawiał wrażenie typowego Amerykanina. Siedzieli przed kamerą jak dwaj spikerzy telewizyjni, oczekujący na początek programu.
– Do diabła, a to co takiego? – spytał Jabba.
– Siedź cicho! – rozkazał Fontaine.
Dwaj mężczyźni najwyraźniej znajdowali się w jakiejś furgonetce. Wszędzie widać było kable i urządzenia elektroniczne. Po sekundzie włączyła się fonia. Słychać było jakieś hałasy.
– Odbieramy sygnały radiowe – zameldował ktoś. – Za pięć sekund będzie połączenie dwukierunkowe.
– Co to za ludzie? – spytał niechętnie Brinkerhoff.
– Oczy w niebie – odpowiedział Fontaine, patrząc na mężczyzn, których wysłał do Hiszpanii. To był konieczny środek ostrożności. Fontaine zaaprobował niemal wszystkie elementy planu Strathmore’a… pożałowania godną konieczność wyeliminowania Tankada, modyfikację Cyfrowej Twierdzy… to wszystko wydawało mu się w porządku. Jego niepokój wzbudziła tylko jedna sprawa: Strathmore chciał wykorzystać Hulohota. Hulohot był wytrawnym profesjonalistą, ale najemnikiem. Czy można mu było zaufać? Czy nie zechce przejąć klucza? Fontaine wolał go pilnować, dlatego poczynił odpowiednie kroki.