Rozdział 115

David Becker miał w głowie absolutną pustkę. Jestem martwy, pomyślał. A jednak słyszał jakiś dźwięk. Odległy głos…

– David.

Czuł, jak pod ramionami coś go pali. Miał wrażenie, że zamiast krwi w jego żyłach jest ogień. Moje ciało nie należy do mnie. Mimo to znów usłyszał ten głos. Był cichy, odległy, ale był częścią jego. Słyszał jeszcze inne głosy – obce, nieważne. Jakieś krzyki. Starał się nie zwracać na nie uwagi. Liczył się tylko jeden głos. Przybliżał się i oddalał.

– David… tak mi przykro…

Pojawiło się jakieś światełko. Początkowo słabe – kompletne ciemności zmieniły się w szarówkę. Jaśniało. Becker spróbował się poruszyć. Poczuł ból. Spróbował coś powiedzieć. Cisza. Ten głos wciąż go nawoływał.

Ktoś zbliżył się i podniósł go. Becker zwrócił się w stronę, z której płynął głos. A może ktoś go przeniósł? Znów usłyszał wołanie. Spojrzał półprzytomnym wzrokiem na oświetlony obraz. Na niewielkim ekranie zobaczył jakąś kobietę. Patrzyła na niego z innego świata. Czy obserwuje, jak umieram?

– David…

Głos wydawał mu się znajomy. Ta kobieta była aniołem. Przyszła po niego.

– David, kocham cię – odezwał się anioł. I nagle ją poznał.

Susan chciała się rzucić na ekran. Na przemian śmiała się i płakała. Nie panowała nad uczuciami. Szybko wytarła łzy.

– David, myślałam… myślałam, że…

Agent Smith posadził Beckera na fotelu przed monitorem.

– Jest jeszcze oszołomiony, proszę pani. Za chwilę odzyska świadomość.

– Ale… – wyjąkała Susan. – Widziałam wiadomość, że on…

– My również – kiwnął głową Smith. – Hulohot trochę się pośpieszył z jej wysłaniem.

– A krew…

– Powierzchowna rana – wyjaśnił agent. – Założyliśmy opatrunek z gazy.

Susan nie wiedziała, co powiedzieć.

– Poczęstowaliśmy go nowym J dwadzieścia trzy, elektrycznym paralizatorem o długotrwałym działaniu. Pewnie zdrowo go zabolało, ale w ten sposób zdjęliśmy go z ulicy – dodał Coliander.

– Proszę się nie martwić – zapewnił ją Smith. – Nic mu nie będzie.

David Becker wpatrywał się w stojący przed nim monitor telewizyjny. Był zdezorientowany, kręciło mu się w głowie. Na ekranie widział jakieś pomieszczenie, w którym chaotycznie kręcili się ludzie. Wśród nich była Susan. Stała i patrzyła na niego.

– David! Dzięki Bogu! – to śmiała się, to płakała. – Już myślałam, że cię straciłam!

Pomasował palcami skronie. Przysunął się do monitora i wziął do ręki mikrofon.

– Susan?

Spojrzała na niego z zachwytem. Twarz Davida, o dobrze jej znanych ostrych rysach, wypełniała teraz całą ścianę. Jego głos słychać było w całym ośrodku sterowania.

– Susan, chcę cię o coś zapytać. – Głos Beckera był tak dźwięczny i silny, że wszyscy przerwali swoje zajęcia i spojrzeli na ekran.

– Susan Fletcher – zagrzmiał David – czy wyjdziesz za mnie?

W całym pokoju zapadła cisza. Ktoś upuścił na podłogę notatnik i kilka ołówków. Nikt się nawet nie ruszył, by je podnieść. Słychać było tylko szum wentylatorów i równy oddech Beckera, który trzymał mikrofon tuż przy ustach.

– D… David – wyjąkała Susan, nie zwracając uwagi na trzydzieści siedem osób, które jak zaklęte czekały na jej odpowiedź. – Już mnie o to pytałeś, pamiętasz? Pięć miesięcy temu. Powiedziałam tak.

– Wiem – uśmiechnął się David. – Tym razem… – wyciągnął dłoń do kamery, tak aby widać było złoty pierścionek na serdecznym palcu… – tym razem mam pierścionek.

Загрузка...