Rozdział 19

A jeśli ktoś jeszcze szuka pierścienia? – spytała Susan. Nagle zaczęła się denerwować. – Czy Davidowi może coś grozić?

– Nikt inny nie wie o istnieniu pierścienia – potrząsnął głową Strathmore. – Właśnie dlatego posłałem tam Davida. Chciałem zachować tajemnicę. Ciekawscy agenci zwykle nie łażą za nauczycielami hiszpańskiego.

– David jest profesorem – poprawiła go Susan, ale natychmiast tego pożałowała. Od czasu do czasu miała wrażenie, że dla komandora David nie jest dostatecznie dobry, że jego zdaniem powinna znaleźć sobie kogoś lepszego niż nauczyciel. – Komandorze – kontynuowała – jeśli przekazał pan Davidowi instrukcje przez telefon podczas jazdy samochodem, ktoś mógł podsłuchać…

– To zupełnie nieprawdopodobne, jeden do miliona – przerwał jej Strathmore. – Podsłuchujący musiałby być bardzo blisko i musiałby wiedzieć, czego słuchać. – Strathmore położył dłoń na jej ramieniu. – Nigdy nie posłałbym Davida, gdybym sądził, że to niebezpieczne zadanie. – Uśmiechnął się. – Zaufaj mi. Na pierwszy sygnał zapowiadający kłopoty natychmiast poślę tam zawodowców.

Strathmore przerwał, bo nagle rozległo się gwałtowne dudnienie w drzwi do Węzła nr 3. Odwrócili się oboje, by zobaczyć, co się dzieje.

Phil Chartrukian, technik z laboratorium bezpieczeństwa systemów, przyciskał twarz do szyby, jakby usiłował zajrzeć do środka, i gwałtownie walił pięściami w drzwi. Coś wykrzykiwał, ale przez dźwiękoszczelną ścianą nie dochodziły do nich jego słowa. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.

– Do diabła, co on tu robi? – warknął Strathmore. – Nie ma dziś dyżuru.

– Chyba mamy kłopot – powiedziała Susan. – Pewnie zobaczył na monitorze, co się dzieje.

– Cholera – syknął komandor. – Specjalnie zadzwoniłem wczoraj do dyżurnego z Sys-Sec i powiedziałem mu, żeby tu nie przychodził!

Susan nie była zaskoczona. Skasowanie dyżuru Sys-Sec było sprzeczne z przepisami, ale Strathmore niewątpliwie chciał być sam. Jeszcze tego brakowało, by jakiś maniak od bezpieczeństwa podniósł alarm z powodu Cyfrowej Twierdzy.

– Lepiej zamknijmy zadanie – zaproponowała. – Możemy zresetować program monitorujący i wmówić Philowi, że coś mu się przyśniło.

Strathmore przez chwilę się zastanawiał, po czym pokręcił głową.

– Jeszcze za wcześnie. TRANSLATOR liczy już od piętnastu godzin. Chcę, żeby liczył przez całą dobę, po prostu dla pewności.

Susan mogła to zrozumieć. Cyfrowa Twierdza była pierwszym algorytmem ze zmiennym tekstem jawnym. Być może Tankado coś przeoczył, być może TRANSLATOR złamie szyfr. Jednakże coś jej mówiło, że nie ma na to żadnych nadziei.

– TRANSLATOR ma liczyć dalej – postanowił Strathmore. – Chcę wiedzieć na pewno, że ten algorytm jest nie do ruszenia.

Chartrukian wciąż walił pięścią w szklane drzwi.

– Nic się nie dzieje – mruknął Strathmore. – Wspieraj mnie.

Wziął głęboki oddech i podszedł do drzwi. Czujnik w podłodze zareagował na jego ciężar i drzwi otworzyły się z cichym świstem. Chartrukian niemal wpadł do środka.

– Panie komandorze… Przepraszam, że przeszkadzam, ale monitor śledzący wykonanie… Uruchomiłem program wykrywający wirusy i…

– Phil, Phil, Phil… – powiedział łagodnie Strathmore i położył dłoń na jego ramieniu uspokajającym gestem. – Spokojnie, powoli. Co się stało?

Sądząc po swobodnym tonie głosu komandora, nikt by nie odgadł, że wokół niego wszystko się wali. Odsunął się na bok i zaprosił gestem Chartrukiana do świętego Węzła nr 3. Technik z wahaniem przekroczył próg, jak dobrze wytresowany pies, który wie, że pan skłania go do zrobienia czegoś, co jest surowo zakazane.

Mina Chartrukiana wyraźnie świadczyła, że nigdy jeszcze nie był w Kojcu. Natychmiast zapomniał o tym, dlaczego wpadł w panikę. Rozejrzał się po luksusowo wyposażonym wnętrzu, specjalnych terminalach, sofach, półkach z książkami, oświetlonych łagodnym światłem. Spojrzał na panującą królową Krypto Susan Fletcher i szybko odwrócił wzrok. Susan onieśmielała go tak, że tracił język w gębie. Miał wrażenie, że jej umysł działa na zupełnie innej płaszczyźnie, a na dokładkę była niepokojąco piękna. Jej bezpośredniość tylko pogarszała sytuację.

– Na czym polega problem, Phil? – zapytał Strathmore, otwierając lodówkę. – Napijesz się czegoś?

– Nie, nie, dziękuję, panie komandorze. – Chartrukian był wyraźnie skrępowany, nie wiedział, czy rzeczywiście jest tu miłe widziany. – Proszę pana… Moim zdaniem mamy problem z TRANSLATOREM.

Strathmore zamknął lodówkę i obrzucił go niedbałym spojrzeniem.

– Masz na myśli wskazania programu monitorującego pracę komputera?

– Czy to znaczy, że pan wie, co się stało? – zdziwił się Chartrukian.

– Oczywiście. Jeśli się nie mylę, komputer wykonuje program już od szesnastu godzin.

– Tak, proszę pana, prawie szesnaście godzin – potwierdził technik. – To jeszcze nie wszystko. Program wyszukujący wirusy znalazł coś bardzo dziwnego.

– Doprawdy? – Strathmore wyraźnie się nie przejął. – Co takiego?

Susan z uznaniem obserwowała przedstawienie, jakie odgrywał komandor.

– TRANSLATOR przetwarza jakieś bardzo zaawansowane rzeczy – wyjąkał Chartrukian. – Filtry jeszcze nigdy nie wykryły czegoś takiego. Obawiam się, że TRANSLATOR jest zawirusowany.

– Wirus? – Strathmore zachichotał. W jego głosie pojawiła się nutka lekceważenia. – Phil, doceniam twoje zaangażowanie. Naprawdę. Pani Fletcher i ja uruchomiliśmy nowy program diagnostyczny. To bardzo zaawansowany test. Ostrzegłbym cię, gdybym wiedział, że masz dziś dyżur.

– Zamieniłem się z nowym pracownikiem. – Chartrukian próbował zręcznie kryć kolegę. – Chciał mieć wolny weekend.

– To dziwne – Strathmore zmrużył oczy. – Rozmawiałem z nim wczoraj wieczorem. Powiedziałem mu, żeby nie przychodził. Nic mi nie wspomniał o zastępstwie.

Chartrukian poczuł grudę w gardle. Zapadła pełna napięcia cisza.

– No cóż – westchnął w końcu Strathmore. – To pewnie jakieś nieporozumienie. – Położył dłoń na ramieniu technika i poprowadził go do drzwi. – Masz szczęście, nie musisz tu siedzieć. Pani Fletcher i ja będziemy w Krypto cały dzień. Pozostaniemy na posterunku. Masz wolny weekend.

– Komandorze, moim zdaniem powinniśmy sprawdzić… – ośmielił się wtrącić Chartrukian.

– Phil – powiedział Strathmore nieco ostrzejszym tonem. – Z TRANSLATOREM nic złego się nie dzieje. Jeśli sonda wykryła coś dziwnego, to tylko z powodu naszego programu. Jeżeli nie masz nic przeciwko… – Strathmore nie dokończył zdania, ale technik i tak zrozumiał, że pora, by sobie poszedł.


– Test diagnostyczny, gówno prawda! – mruknął Chartrukian po powrocie do laboratorium. Nie mógł ochłonąć. – Komputer ma trzy miliony procesorów, liczy od szesnastu godzin i jeszcze nie skończył testu?! Co to za test?!

Zastanawiał się, czy powinien zadzwonić do kierownika laboratorium bezpieczeństwa systemów. Pieprzeni kryptolodzy, pomyślał. W ogóle nie rozumieją, co to znaczy bezpieczeństwo!

Przypomniał sobie ślubowanie, które złożył, podejmując pracę. Miał używać wszystkich swych umiejętności, korzystać z doświadczenia i instynktu, by chronić komputer NSA, wart wiele miliardów dolarów.

– Instynkt! – powiedział wyzywającym tonem. Nie trzeba być jasnowidzem, by wiedzieć, że to nie jest żaden test diagnostyczny!

Chartrukian usiadł przy terminalu i uruchomił wszystkie programy TRANSLATORA służące do oceny i analizy wykonywanych operacji.

– Pańskie ukochane dziecko ma problemy, komandorze – mruknął. – Nie wierzy pan w instynkt? Dostanie pan dowód.

Загрузка...