Dwusilnikowy learjet 60 wylądował na rozpalonej płycie lotniska. Przez okno widać było rozmazany pejzaż hiszpański. Gdy samolot zwolnił, widok stał się wyraźny.
– Panie Becker? – zaskrzypiał głośnik. – Jesteśmy na miejscu.
Becker wstał z fotela i się przeciągnął. Otworzył schowek nad głową, ale przypomniał sobie, że nie ma bagażu. Nie miał czasu się spakować. To było bez znaczenia – zgodnie z zapowiedzią podróż miała trwać krótko, tam i z powrotem.
Silniki przycichły. Samolot zjechał z nasłonecznionego pasa do opuszczonego hangaru naprzeciwko głównego terminalu. Sekundę później pojawił się pilot i otworzył drzwi. Becker wypił ostami łyk soku żurawinowego, odstawił szklankę na ladę baru i chwycił marynarkę.
Gdy znaleźli się na zewnątrz, pilot wyciągnął z kieszeni kombinezonu grubą kopertę.
– Polecono mi przekazać to panu – powiedział. Podał kopertę Beckerowi. Ktoś napisał na niej niebieskim flamastrem:
PROSZĘ ZATRZYMAĆ RESZTĘ.
Becker pomacał gruby plik czerwonawych banknotów.
– Co to…?
– Lokalna waluta – wyjaśnił krótko pilot.
– Wiem, co to jest – wyjąkał Becker. – Ale… to za dużo. Potrzebuję tylko pieniędzy na taksówkę. Przecież to tysiące dolarów – Becker szybko policzył w pamięci.
– Mam swoje rozkazy, proszę pana.
Pilot odwrócił się, zniknął w samolocie i zamknął za sobą drzwi. Becker na zmianę spoglądał to na samolot, to na gruby plik banknotów. W końcu schował kopertę do kieszeni, narzucił marynarkę na ramiona i ruszył do wyjścia. To był dziwny początek. Becker zmusił się, by o tym nie myśleć. Jeśli wszystko dobrze się ułoży, jeszcze uda mu się uratować przynajmniej cześć umówionego wyjazdu do Stone Manor z Susan.
Tam i z powrotem, powtórzył w myślach. Tam i z powrotem.
Nie mógł w żaden sposób przewidzieć, jak będzie naprawdę.