Greg Hale był zszokowany decyzją Strathmore’a. Stopniowo docierały do niego wszystkie jej konsekwencje. Poczuł, że ogarnia go panika. Zaraz tu będzie ochrona! Susan spróbowała niepostrzeżenie wysunąć się z jego objęć. Hale oprzytomniał i chwycił ją w pasie.
– Puść mnie! – krzyknęła. Jej głos odbił się echem w kopule Krypto.
Hale gorączkowo myślał. Telefon komandora całkowicie go zaskoczył. Strathmore zadzwonił po ochronę! Zrezygnował z Cyfrowej Twierdzy!
A przecież ten program to dla NSA niezwykła okazja. Zainstalowanie w nim tylnej furtki było szansą, która zdarza się raz w życiu. Dlatego Hale całkowicie odrzucał możliwość rezygnacji z Cyfrowej Twierdzy.
Pod wpływem paniki wyobraźnia zaczęła płatać mu figle. Miał wrażenie, że wszędzie widzi lufę pistoletu komandora. Obracał się dookoła, przyciskając do siebie Susan, aby komandor nie mógł strzelić. Ciągnął ją na oślep ku schodom. Już za pięć minut zapalą się światła, otworzą drzwi i do sali wpadną antyterroryści.
– Boli mnie! – wykrztusiła Susan. Z trudem łapała oddech. Hale szarpał ją we wszystkie strony, kręcąc desperackie piruety.
Zastanawiał się, czy nie lepiej ją puścić i pobiec do windy Strathmore’a, ale to byłoby samobójstwo. Nie znał hasła. Poza tym gdyby znalazł się poza budynkiem NSA bez zakładniczki, nie miałby przed sobą długiego życia. Nawet swoim lotusem nie zdołałby uciec przed helikopterami agencji. Tylko Susan może powstrzymać Strathmore’a przed zdmuchnięciem mnie z drogi! – doszedł do wniosku.
– Chodź ze mną – spróbował ją przekonać, jednocześnie ciągnąc ku schodom. – Przysięgam, że nie zrobię ci krzywdy!
Susan jednak stawiała opór i w tym momencie Hale zdał sobie sprawę, że czekają go jeszcze dodatkowe problemy. Gdyby w jakiś sposób dostał się do windy komandora i zmusił Susan, by poszła z nim, bez wątpienia musiałby walczyć z nią przez całą drogę. Wiedział, że winda zatrzymuje się tylko w jednym miejscu, na poziomie „podziemnej autostrady” – prawdziwego labiryntu tuneli, którymi poruszali się w tajemnicy władcy NSA. Hale nie miał ochoty zabłądzić w podziemiach z oporną zakładniczką na dokładkę. To była śmiertelna pułapka. Nawet gdyby jakoś się wydostał, nie miał żadnej broni. W jaki sposób zmusiłby Susan do przejścia na parking? Jak miałby prowadzić samochód?
Przypomniał sobie nauki wykładowcy strategii z czasów służby w piechocie morskiej:
Jeśli używasz siły, masz do czynienia z przeciwnikiem. Jeśli przekonasz go, by myślał tak jak ty, będzie twoim sprzymierzeńcem.
– Susan – powiedział. – Strathmore jest mordercą! Tutaj grozi ci niebezpieczeństwo!
Susan jakby nie słyszała jego słów. Hale zdawał sobie sprawę, że to absurdalna próba: Strathmore nigdy nie zrobiłby jej krzywdy i Susan doskonale to wiedziała.
Wytężał wzrok w ciemnościach, zastanawiając się, gdzie ukrył się komandor, który nagle całkowicie zamilkł, co dodatkowo niepokoiło Hale’a. Czuł, że ma mało czasu. W każdej chwili do sali mogli wbiec antyterroryści.
Poczuł przypływ energii. Chwycił Susan w pasie i pociągnął po schodach w górę. Susan zaparła się obcasami o stopień. Na próżno. Bez trudu przełamał jej opór.
Ostrożnie wycofywał się po schodach, ciągnąc za sobą Susan. Łatwiej byłoby pchać ją przodem, ale górny podest był oświetlony przez monitory w gabinecie Strathmore’a. Gdyby szła pierwsza, komandor mógłby z łatwością strzelić mu w plecy. Teraz Susan stanowiła jego tarcze, osłaniała go przed strzałem z dołu, z głównej sali Krypto.
Mniej więcej po pokonaniu jednej trzeciej schodów miał wrażenie, że na dole ktoś się poruszył. Strathmore podjął akcję!
– Lepiej nie próbuj! – krzyknął. – W ten sposób ona zginie.
Czekał. W Krypto panowała cisza. Uważnie nasłuchiwał. Nic. Kompletna cisza. A może mu się zdawało? To nie miało znaczenia. Strathmore z pewnością nie zaryzykuje strzału, gdy między nimi jest Susan.
Gdy jednak Hale znów ruszył, stało się coś, czego nie przewidział. Na górnym podeście rozległo się ciche tupnięcie. Hale zatrzymał się. Poczuł przypływ adrenaliny. Czy Strathmore prześlizgnął się na górę? Instynkt podpowiadał mu, że komandor jest na dole. Nagle znów usłyszał tupnięcie, tym razem zupełnie wyraźne. Ktoś był na górnym podeście!
Hale z przerażeniem stwierdził, że popełnił błąd. Strathmore jest na górze, za mną! W każdej chwili może strzelić mi w plecy! Natychmiast schował się za Susan i zaczęli schodzić.
Po chwili był na dole. Spojrzał w kierunku podestu.
– Z drogi, komandorze! Z drogi lub skręcę…
W tym momencie rozległ się świst i Hale otrzymał potężny cios kolbą pistoletu w głowę. Zwalił się na podłogę.
Susan wyrwała się z jego rąk. Nie miała pojęcia, co się dzieje. Strathmore chwycił ją i objął ramionami. Cała drżała.
– Cicho… – powiedział łagodnie. – To ja. Wszystko w porządku.
– Komandorze? – wyjąkała zdezorientowana. – Myślałam… myślałam, że jest pan na górze… Słyszałam…
– Spokojnie – szepnął Strathmore. – Słyszałaś uderzenie mojego buta o podest.
Susan śmiała się przez łzy. Komandor uratował jej życie. Stojąc w ciemnościach, poczuła ogromną ulgę, ale równocześnie czuła się winna. Gdyby nie dopuściła do tego, by Hale ją chwycił i wykorzystał przeciw Strathmore’owi, komandor nie musiałby wzywać ochrony. Zdawała sobie sprawę, że Strathmore zapłacił wysoką cenę, żeby ją uratować.
– Przepraszam – powiedziała.
– Za co?
– Pańskie plany… co do Cyfrowej Twierdzy. Teraz już nie z tego nie będzie.
– Bynajmniej – pokręcił głową Strathmore.
– Jak to? A co z ochroną? Będą tu lada chwila. Nie mamy dość czasu, żeby…
– Ochrona wcale tu nie przyjdzie, Susan. Mamy mnóstwo czasu.
Już nic nie rozumiała. Ochrona nie przyjdzie?
– Przecież pan zadzwonił…
– Stara sztuczka – zaśmiał się Strathmore. – Tylko udawałem, że dzwonię.