Rozdział 58

Megan należy do mojego przyjaciela Eduarda! – wrzasnął punk. – Masz się trzymać od niej z daleka!

– Gdzie ona jest? – puls Beckera gwałtownie przyśpieszył.

– Odpierdol się!

– To sytuacja alarmowa! – rzucił Becker. Chwycił chłopaka za rękaw. – Ona ma pierścień, który należy do mnie. Zapłacę jej za niego! I to dużo!

– Mówisz o tym brzydkim złotym gównie? – Two-Tone przestał krzyczeć i zaczął się histerycznie śmiać.

– Widziałeś go? – oczy Beckera wyraźnie się rozszerzyły.

Two-Tone pokiwał głową.

– Gdzie jest teraz? – spytał Becker.

– Nie mam pojęcia – zaśmiał się Two-Tone. – Megan była tutaj i próbowała go spuścić.

– Chciała go sprzedać?

– Nie martw się, człowieku, nie miała szczęścia. Gdy chodzi o biżuterię, masz gówniany gust.

– Jesteś pewny, że nikt go nie kupił?

– Co ty mi wciskasz? Za czterysta baksów? Powiedziałem jej, że mogę dać pięćdziesiąt, ale ona chciała więcej. Miała nadzieję, że kupi bilet na samolot, na lot bez rezerwacji.

– Dokąd chciała lecieć? – Becker poczuł, że krew odpływa mu z twarzy.

– Pieprzone Connecticut – prychnął Two-Tone.

– Connecticut?

– Kurwa, powiedziałem już. Pojechała do domku mamusi i tatusia na przedmieściu. Nie cierpiała tej hiszpańskiej rodziny, u której miała mieszkać. Ciągle zaczepiali ją trzej bracia. Nie było nawet pieprzonej ciepłej wody.

– Kiedy wylatuje? – Becker czuł w gardle wielką grudę.

– Kiedy? – Two-Tone powtórzył pytanie i głośno się zaśmiał. – Już dawno poleciała. Pojechała na lotnisko kilka godzin temu. To najlepsze miejsce, by spuścić pierścionek. Pełno bogatych turystów. Miała zamiar lecieć, jak tylko dostanie szmal.

To jakiś głupi dowcip, prawda?, pomyślał Becker. Poczuł w brzuchu mdłości. Przez chwilę stał w milczeniu.

– Jak się nazywa? – spytał wreszcie.

Two-Tone zastanawiał się przez chwilę, po czym bezradnie wzruszył ramionami.

– Którym lotem miała lecieć?

– Mówiła coś o Trawka-Ekspresie.

– Trawka-Ekspresie?

– Tak. Nocny weekendowy: Sewilla, Madryt, La Guardia. Tak go nazywają. Latają nim studenci, bo jest tani. Pewnie siedzą z tyłu i palą skręty.

Wspaniale. Becker przeczesał palcami włosy.

– O której wylatuje?

– O drugiej w nocy, w każdą sobotę. Jest już gdzieś nad Atlantykiem.

Becker spojrzał na zegarek. Była 1.45.

– Powiedziałeś, że wylatuje o drugiej – upewnił się, czy dobrze usłyszał.

– Wydaje się, że spieprzyłeś sprawę, stary – roześmiał się punk.

– Przecież jest dopiero za kwadrans druga. – Becker gniewnie wskazał na zegarek.

Two-Tone spojrzał ze zdziwieniem.

– A niech mnie – zaśmiał się. – Zazwyczaj jestem tak zjechany dopiero od czwartej.

– Jak można najszybciej dostać się na lotnisko? – rzucił Becker.

– Taksówką, postój jest przed wejściem.

Becker wyciągnął z kieszeni tysiąc peset i wcisnął chłopakowi banknot w ręce.

– Hej, dzięki – krzyknął za nim punk. – Jeśli spotkasz Megan, pozdrów ją ode mnie.

Beckera już nie było. Two-Tone westchnął i potoczył się w stronę parkietu. Był zbyt pijany, by zauważyć, że idzie za nim mężczyzna w okularach z drucianymi oprawkami.

Becker wybiegł z klubu i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu taksówki. Nie zauważył żadnej. Podbiegł do potężnego bramkarza.

– Taxi! – krzyknął.

Demasiado temprano – pokręcił głową bramkarz. – Za wcześnie.

Za wcześnie? Becker zaklął. Przecież jest druga w nocy!

Pidamo uno! Niech pan wezwie taksówkę!

Bramkarz wyciągnął telefon. Powiedział kilka słów i się rozłączył.

Veinte minutos – zapowiedział.

– Za dwadzieścia minut?! – jęknął Becker. – Vel autobus?

– Za czterdzieści pięć minut – wzruszył ramionami bramkarz.

Becker uniósł ramiona w geście poddania się. Cudownie!

W tym momencie usłyszał dobiegający z tyłu warkot niewielkiego silnika. Przypominał piłę mechaniczną. Odwrócił się. Na parking wjechał jakiś chłopak z dziewczyną przystrojoną licznymi łańcuchami – jechali starym motocyklem Vespa 250. Podmuch zadarł spódnicę dziewczyny, odsłaniając całe uda, ale to niewiele ją obchodziło. Becker podbiegł do nich. Nie mogę uwierzyć, że to robię, pomyślał. Nienawidzę motocykli.

– Zapłacę panu dziesięć tysięcy peset za zawiezienie mnie na lotnisko! – krzyknął do kierowcy.

Motocyklista nie zwrócił na niego uwagi. Zgasił silnik.

– Dwadzieścia tysięcy! – krzyknął Becker. – Muszę się dostać na lotnisko!

Scusi?spytał chłopak, unosząc głowę. Był Włochem.

Aeropórto! Per favore. Sulla Vespa! Venti mille pesete!

Venti mille pesete? La Vespa?Włoch spojrzał na swojego grata i głośno się zaśmiał.

Cinquanta mille! Pięćdziesiąt tysięcy! – podwyższył ofertę Becker. To było jakieś czterysta dolarów.

Dov’é la plata? Gdzie te pieniądze? – podejrzliwie spytał Włoch.

Becker wyciągnął z kieszeni pięć banknotów po dziesięć tysięcy peset i podał chłopakowi. Włoch spojrzał na pieniądze a potem na dziewczynę. Ta bez wahania chwyciła banknoty i wcisnęła je do kieszeni bluzki.

Grazie!uśmiechnął się Włoch. Rzucił Beckerowi kluczyki do vespy, chwycił dziewczynę za rękę i oboje pobiegli do klubu, śmiejąc się po drodze.

Aspetta!krzyknął Becker. – Czekaj! Chciałem, żebyś mnie zawiózł!

Загрузка...