Rozdział 17

David Becker stanął na rozpalonym, wyłożonym białymi i niebieskimi płytkami Plaza de Espaňa. Przed sobą miał wyrastający z placu El Ayuntamiento stary ratusz. Arabskie wieże i ozdobna fasada upodobniały go raczej do pałacu, a nie do budynku publicznego. Ratusz był świadkiem wielu historycznych zdarzeń – zamachów wojskowych, pożarów, publicznego wieszania, ale większość turystów przychodziła tutaj, ponieważ biuro turystyczne reklamowało ratusz jako angielską naczelną kwaterę wojskową z filmu Lawrence z Arabii. Kręcenie filmu w Hiszpanii było dla Columbii Pictures znacznie tańsze niż w Egipcie, a wpływ sztuki arabskiej na architekturę Sewilli był na tyle wyraźny, iż większość widzów uznała, że rzeczywiście widzą Kair.

Becker przestawił swoje seiko na czas lokalny – była 21.10. Jak na tutejsze standardy to jeszcze popołudnie. Prawdziwy Hiszpan nigdy nie je kolacji przed zachodem słońca, a leniwe andaluzyjskie słońce rzadko opuszcza niebo przed dziesiątą.

Choć zbliżała się noc, było gorąco. Mimo to Becker szedł bardzo szybko. Tym razem ton głosu Strathmore’a znacznie bardziej naglił niż rano. Nowe polecenie okazało się całkowicie jednoznaczne: odszukaj Kanadyjczyka, odzyskaj pierścień. Zrób wszystko, co konieczne, byle tylko odzyskać pierścień.

Zastanawiał się, dlaczego pierścień z jakimiś znakami jest taki ważny. Strathmore mu tego nie wyjaśnił, a Becker nie spytał. NSA, pomyślał. Never Say Anything *.


Po drugiej stronie Avenida Isabela Católica widać było klinikę – Becker łatwo ją rozpoznał po znaku czerwonego krzyża na białym tle. Porucznik gwardii zostawił tu kanadyjskiego turystę wiele godzin temu. Złamany nadgarstek, uraz głowy – z pewnością pacjent został opatrzony i już dawno odesłany do domu. Becker miał nadzieję, że klinika zapisała adres hotelu lub telefon, gdzie można go znaleźć. Gdyby Beckerowi dopisało szczęście, mógłby szybko odszukać Kanadyjczyka, odzyskać pierścień i wrócić do domu bez dalszych komplikacji.

– Jeśli zajdzie taka potrzeba, niech pan skorzysta z tych dziesięciu tysięcy w gotówce i odkupi pierścień – powiedział Strathmore. – Oddam panu na miejscu.

– Nie musi pan oddawać – odrzekł Becker. I tak zamierzał zwrócić pieniądze. Nie pojechał do Hiszpanii dla pieniędzy, lecz ze względu na Susan. Komandor Trevor Strathmore był jej mentorem i opiekunem. Susan wiele mu zawdzięczała; Becker uznał, że załatwienie jednej sprawy dla Strathmore’a to minimum tego, co powinien zrobić.

Niestety wydarzenia nie potoczyły się zgodnie z jego planem. Miał nadzieję, że zadzwoni do Susan z samolotu i wszystko wyjaśni. Zastanawiał się, czy nie poprosić pilota o kontakt radiowy ze Strathmore’em, by w ten sposób przekazać wiadomość, ale nie miał ochoty wciągać zastępcy dyrektora NSA w swoje uczuciowe sprawy.

Sam trzy razy próbował do niej zadzwonić – z samolotu, z automatu na lotnisku i z kostnicy. Susan nie było w domu. David zastanawiał się, dokąd poszła. Za każdym razem odzywała się automatyczna sekretarka, ale nie zostawił żadnej wiadomości – to, co miał do powiedzenia, nie nadawało się do nagrania.

Gdy zbliżał się do ulicy, przy wejściu do parku zauważył budkę telefoniczną. Podbiegł, chwycił słuchawkę i wsunął do automatu kartę telefoniczną. Po kilku sekundach otrzymał połączenie. Słyszał kolejne dzwonki.

Proszę, odbierz.

Po pięciu dzwonkach usłyszał jej głos.

– Dzień dobry, tu Susan Fletcher. Niestety, nie ma mnie w domu. Proszę zostawić…

Becker czekał na sygnał. Gdzie ona się podziewa? Susan mogła już się poważnie niepokoić. A może pojechała do Stone Manor bez niego? Wreszcie rozległ się pisk sygnału.

– Cześć, tu David… – zaczął i urwał. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie znosił automatycznych sekretarek również dlatego, że przerywają połączenie, gdy ktoś musi chwilkę pomyśleć. – Przepraszam, że nie zadzwoniłem – odezwał się w samą porę. Zastanawiał się, czy wyjaśnić jej, co się dzieje. Po chwili uznał, że lepiej nie. – Zadzwoń do komandora Strathmore’a. On ci wszystko wytłumaczy. – Becker słyszał bicie swojego serca. To absurd, pomyślał. – Kocham cię – dodał szybko i odłożył słuchawkę.

Stanął przy krawężniku i czekał, aż przejadą samochody, by przejść na drugą stronę Avenida Borbolla. Pomyślał, że Susan z pewnością podejrzewa, iż stało się coś złego. Zapowiedział przecież, że zadzwoni, a zwykle nie zawodził.

Becker wszedł na czteropasmową jezdnię. „Tam i z powrotem” – szepnął do siebie. „Tam i z powrotem”. Był zbyt zajęty swymi myślami, by dostrzec mężczyznę w drucianych okularach, który obserwował go, stojąc po drugiej stronie ulicy.

Загрузка...