Becker stał obok automatu telefonicznego na lotnisku. Miał załzawione oczy. Paliła go twarz i dostał mdłości, ale mimo to był w doskonałym nastroju. Wreszcie koniec tego szaleństwa. Naprawdę. Mógł już wracać do domu. Na palcu miał to, czego tak długo szukał. Podniósł rękę i mrużąc oczy, przyjrzał się złotemu pierścionkowi. Nie mógł skupić wzroku na tyle, by odczytać napis, ale miał wrażenie, że nie jest to tekst angielski. Pierwszy znak to Q, O lub zero. Becker z trudem odczytał kilka innych. Wydawało mu się, że nie składają się na żadną sensowną całość. I to ma być sprawa bezpieczeństwa narodowego?
Wszedł do budki telefonicznej, żeby zadzwonić do Strathmore’a. Nim skończył wybierać międzynarodowy prefiks, usłyszał nagrany komunikat: „Todos los circuitos están ocupados. Wszystkie linie są zajęte. Proszę odłożyć słuchawkę i ponownie spróbować później”. Skrzywił się i odłożył telefon. Zapomniał, że próba uzyskania międzynarodowego połączenia w Hiszpanii przypomina grę w ruletkę. Sukces zależy od szczęścia. Musiał zadzwonić ponownie za kilka minut.
Z trudem ignorował palenie pieprzu pod powiekami. Megan powiedziała mu, by nie tarł oczu, bo będzie jeszcze gorzej. David nie był w stanie tego sobie wyobrazić. Niecierpliwie zadzwonił jeszcze raz. Znowu wszystkie linie zajęte. Nie mógł już dłużej wytrzymać – paliły go oczy i chciał konieczne przemyć je zimną wodą. Strathmore będzie musiał poczekać kilka minut. Becker niemal na oślep ruszył przed siebie.
Przed toaletą dla mężczyzn wciąż stał wózek sprzątacza. Becker skierował się ku drzwiom z napisem DAMAS. Miał wrażenie, że dochodzą z niej jakieś odgłosy.
– Hola? – zapukał.
Cisza.
Pewnie Megan, pomyślał. Miała pięć godzin do startu następnego samolotu do Stanów i powiedziała Beckerowi, że spróbuje zmyć napis z przedramienia.
– Megan? – krzyknął David i zapukał jeszcze raz. Nie doczekał się odpowiedzi. Pchnął drzwi. – Halo? – Wszedł do środka. Nie dostrzegł nikogo. Wzruszył ramionami i podszedł do umywalki.
W dalszym ciągu była brudna, ale z kranu płynęła zimna woda. Becker przepłukał oczy. Czuł, jak zaciskają się pory skóry. Ból wyraźnie się zmniejszył, a mgła się uniosła. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał tak, jakby płakał od tygodnia.
Wytarł twarz rękawem i nagle doznał olśnienia. Napięcie sprawiło, że zapomniał, gdzie się znajduje. Przecież był na lotnisku! Gdzieś na płycie lotniska lub w jednym z trzech prywatnych hangarów czekał learjet 60, żeby zabrać go do domu. Pilot powiedział wyraźnie: „Mam rozkaz czekać tutaj, aż będzie pan wracał”.
Trudno w to uwierzyć, pomyślał Becker. Po tych wszystkich burzliwych zdarzeniach wrócił do punktu wyjścia. Na co czekam? – zaśmiał się. Z pewnością pilot może zawiadomić Strathmore’a przez radio!
Jeszcze raz spojrzał w lustro i poprawił krawat. Już miał iść do wyjścia, gdy dostrzegł w lustrze coś, co zwróciło jego uwagę. Odwrócił się. Spod częściowo otwartych drzwi kabiny wystawała torba podróżna Megan.
– Megan?! – zawołał. Nie odpowiedziała. – Megan?
Podszedł do kabiny i mocno zapukał. Cisza. Powoli otworzył drzwi.
Na widok Megan z trudem powstrzymał krzyk zgrozy. Dziewczyna siedziała na sedesie, ze wzrokiem wbitym w sufit. Z otworu po pocisku w samym środku czoła spływała krew.
– Jezu… – jęknął.
– Está muerta – za jego plecami rozległ się niemal nieludzki głos. – Nie żyje.
To był jakiś koszmar. Becker szybko się odwrócił i wyszedł z kabiny.
– Seňor Becker? – Znowu ten sam głos.
Oszołomiony Becker przyjrzał się mężczyźnie, który wszedł do toalety. Miał wrażenie, że już go widział.
– Soy Hulohot – przedstawił się morderca. – Nazywam się Hulohot. – Mówił, zniekształcając słowa, tak jakby jego głos wydobywał się gdzieś z brzucha. Wyciągnął rękę. – El anillo. Pierścień.
Becker gapił się na niego i stał nieruchomo.
Mężczyzna sięgnął do kieszeni i wyciągnął pistolet. Podniósł go i wycelował w głowę Beckera.
– El anillo.
Becker zachował się tak, jak mu nakazała nagle obudzona czujność. Nigdy wcześniej nie przeżył czegoś podobnego. Jakby na polecenie instynktu przetrwania wszystkie mięśnie jego ciała gwałtownie się napięły i wyskoczył na ukos w górę. Hulohot strzelił, ale Becker był w powietrzu. Wylądował na Megan. Pocisk uderzył w ścianę i posypały się odłamki glazury.
– Mierda! – zaklął Hulohot.
Jakimś cudem Becker zrobił unik. Zabójca zbliżył się do kabiny.
Becker szybko się podniósł. Słyszał kroki i głośny oddech. Morderca zarepetował broń.
– Adiós – szepnął Hulohot i skoczył jak pantera.
Padł strzał, a w powietrzu mignęło coś czerwonego. Jakiś przedmiot zmaterializował się w powietrzu i uderzył w pierś mordercy, który niechcący pociągnął za spust odrobinę za wcześnie. To była torba podróżna Megan.
Becker wyskoczył z kabiny jak pocisk. Uderzył ramieniem w pierś Hulohota i przygniótł go do umywalki. Rozległ się głośny trzask. Lustro rozprysnęło się na kawałki. Pistolet upadł na posadzkę. Obaj runęli na podłogę. Becker jednym ruchem uwolnił się od przeciwnika i poderwał na nogi, po czym pognał do drzwi. Hulohot podniósł pistolet, obrócił i wystrzelił. Kula trafiła w drzwi toalety.
Rozległa hala wydała się Beckerowi pustynią nie do przebycia. Biegł szybciej niż kiedykolwiek w życiu.
Gdy wpadł w obrotowe drzwi, usłyszał za plecami kolejny strzał. Tym razem pocisk rozbił szybę drzwi. Posypała się kaskada odłamków. Becker naparł ramieniem i drzwi się obróciły. Po chwili wyskoczył na chodnik.
Przed wejściem stała taksówka.
– Déjame entrar! – krzyknął, szarpiąc za zamknięte drzwi. – Proszę mnie wpuścić!
Kierowca odmówił – czekał na pasażera, mężczyznę w drucianych okularach. Becker obejrzał się. Hulohot biegł przez halę z pistoletem w dłoni. Becker spojrzał na niewielką vespę. Jestem już martwy, pomyślał.
Hulohot przedostał się przez obrotowe drzwi, i zobaczył, jak Becker na próżno kopie starter. Uśmiechnął się i uniósł pistolet.
Ssanie! Becker manipulował przy dźwigniach pod bakiem. Jeszcze raz kopnął starter. Silnik zakasłał i zgasł.
– El anillo. Pierścień. – Morderca był już blisko.
Becker uniósł głowę. Widział lufę pistoletu. Ponownie kopnął starter.
Hulohot strzelił, ale znowu spudłował, bo mały motocykl nagle gwałtownie ruszył naprzód. Becker z trudem utrzymał równowagę, zjeżdżając z krawężnika. Okrążył budynek i wjechał na pas startowy.
Rozwścieczony Hulohot podbiegł do taksówki. Po kilku sekundach oszołomiony kierowca leżał na chodniku i patrzył jak jego samochód znika w chmurze kurzu.