Rozdział 74

Dyrektor Leland Fontaine był potężnym sześćdziesięciotrzyletnim mężczyzną, ostrzyżonym na rekruta i odznaczającym się sztywnym stylem bycia. Gdy był zirytowany – a tak było niemal zawsze – jego czarne oczy przypominały żarzące się węgle. Awansował na najwyższe stanowisko w NSA dzięki ciężkiej pracy i dobremu planowaniu, czym zdobył szacunek swych poprzedników. Był pierwszym Afroamerykaninem na stanowisku dyrektora NSA, ale nikt o tym w ogóle nie wspominał. Fontaine nigdy nie zwracał uwagi na kwestie rasowe i jego pracownicy całkiem rozsądnie brali z niego przykład.

Fontaine nie poprosił Brinkerhoffa i Midge, by usiedli, gdy on odprawiał rytuał parzenia kawy. Wreszcie usiadł z parującym kubkiem za biurkiem. Oni stali przed nim jak uczniowie w pokoju dyrektora szkoły.

Midge wyjaśniła niezwykłą serię zdarzeń, które skłoniły ich do naruszenia świętości dyrektorskiego gabinetu.

– Wirus? – chłodno spytał Fontaine. – Oboje myślicie, że złapaliśmy wirusa?

Brinkerhoff się skrzywił.

– Tak, proszę pana – zdecydowanie odpowiedziała Midge.

– Ponieważ Strathmore ominął filtry Gauntlet? – Fontaine starannie przyglądał się wydrukowi.

– Tak – potwierdziła Midge. – Poza tym TRANSLATOR od dwudziestu godzin nie odszyfrował pliku!

– Lub raczej wskazują to tylko wasze dane. – Fontaine zmarszczył czoło.

Midge chciała zaprotestować, ale ugryzła się w język. Zamiast tego odwołała się do głównego argumentu.

– W Krypto panują kompletne ciemności.

Fontaine uniósł głowę, wyraźnie zaskoczony.

– Nie ma zasilania – potwierdziła krótko Midge. – Jabba sądzi, że to być może…

– Dzwoniła pani do Jabby?

– Tak, proszę pana. Ja…

– Do Jabby? – Fontaine uniósł się z fotela. Był wściekły. – Do diabła, dlaczego nie zadzwoniła pani do Strathmore’a?

– Dzwoniliśmy do niego! – broniła się Midge. – Powiedział, że wszystko jest w porządku.

– Nie mamy żadnego powodu, by wątpić w jego słowa – rzucił Fontaine. Ciężko dyszał z gniewu. Ton jego głosu wskazywał, że sprawa jest skończona. Uniósł do ust kubek z kawą. – Proszę mi wybaczyć, ale mam robotę.

– Przepraszam? – Midge niemal otworzyła usta ze zdumienia.

Brinkerhoff już szedł do drzwi, ale Midge stała jak wmurowana.

– Powiedziałem dobranoc, pani Milken – powtórzył Fontaine. – Jest pani wolna.

– Ależ, panie dyrektorze – wyjąkała. – Muszę zaprotestować. Moim zdaniem…

– Pani protestuje? – zdziwił się Fontaine. Odstawił kubek. – To ja protestuję! Protestuję przeciw waszej obecności w moim gabinecie. Protestuję przeciw waszym insynuacjom, że zastępca dyrektora tej agencji kłamie. Protestuję…

– To wirus, proszę pana. Instynkt podpowiada mi…

– Tym razem instynkt zawiódł panią, pani Milken! Myli się pani!

– Panie dyrektorze! – Midge nie ustępowała. – Komandor Strathmore ominął filtry!

Fontaine podszedł do niej. Z trudem opanowywał gniew.

– To jego prawo! Płacę pani, by pilnowała pani pracowników, a nie szpiegowała zastępcę dyrektora! Gdyby nie on, dalszym ciągu łamalibyśmy szyfry metodą papieru i ołówka! Teraz proszę zostawić mnie samego! – Fontaine spojrzał na Brinkerhoffa, który stał w drzwiach. Był blady i dygotał. – Oboje!

– Pozostając z całym szacunkiem, panie dyrektorze – powiedziała Midge – chciałabym zaproponować, byśmy wysłali do Krypto zespół bezpieczeństwa systemów w celu…

– Nic takiego nie zrobimy!

Przez chwilę w gabinecie panowała pełna napięcia cisza.

– Dobrze. Dobranoc, panie dyrektorze. – Midge odwróciła się i wyszła. Gdy przechodziła obok Brinkerhoffa, ten zorientował się po wyrazie jej oczu, że nie zamierza na tym skończyć. Dopóki intuicja podpowiadała jej, że coś jest na rzeczy, Midge nie zamierzała przestać drążyć.

Stojąc przy drzwiach, Brinkerhoff spojrzał na swojego szefa, który siedział wściekły za biurkiem. To nie był człowiek, którego znał. Dyrektor był pedantem i drobiazgowo pilnował porządku. Zawsze zachęcał swoich pracowników, by badali i wyjaśniali wszelkie nieprawidłowości proceduralne, niezależnie od tego jak drobne. W tym wypadku zażądał, by przymknęli oczy na bardzo dziwną serię niezwykłych zdarzeń.

Fontaine niewątpliwie coś ukrywał, ale Brinkerhoff dostawał pensję za to, by mu pomagać, nie zaś zadawać pytania. Dyrektor wielokrotnie dowiódł w przeszłości, że zawsze bierze pod uwagę interesy wszystkich. Jeśli teraz zażądał, by tymczasowo oślepli, tak widocznie należało zrobić. Natomiast Midge brała pieniądze za to, by wszystkich podejrzewać, i Brinkerhoff obawiał się, że zamierza teraz udać się do Krypto.

Pora wyciągnąć z teczki CV, pomyślał Brinkerhoff i wyszedł na korytarz.

– Chad! – warknął Fontaine, nim jego sekretarz zamknął drzwi. Dyrektor również zauważył minę Midge. – Dopilnuj, by ona nie opuściła tego piętra.

Brinkerhoff kiwnął głową i pośpieszył za Midge.


Fontaine westchnął i podparł głowę na rękach. Opadały mu powieki. Miał za sobą długą i nieoczekiwaną podróż do domu. Od miesiąca żył w stanie podniecenia wywołanego wielkimi nadziejami. Właśnie teraz w NSA działy się rzeczy, które miały zmienić historię, a jak na ironię, on dowiedział się o nich zupełnie przypadkowo.

Trzy miesiące wcześniej do Fontaine’a dotarła informacja że żona komandora Strathmore’a postanowiła się z nim rozwieść. Z raportów wynikało również, że Strathmore pracuje niewiarygodnie długo i wydaje się niezwykle spięty. Mimo różnic poglądów w wielu sprawach Fontaine zawsze darzył swego zastępcę wielkim szacunkiem. Strathmore był błyskotliwym człowiekiem, może najbystrzejszym w całej agencji. Z drugiej strony, od niepowodzenia w sprawie Skipjacka komandor żył pod wielką presją. To niepokoiło dyrektora – jego zastępca miał dostęp do wielu tajemnic NSA i wpływał na wiele decyzji, a Fontaine musiał dbać o dobro całej agencji.

Fontaine uznał, że potrzebuje kogoś, kto sprawowałby nadzór nad Strathmore’em i pilnował, czy wszystko jest w porządku. To jednak nie było takie proste. Komandor był człowiekiem dumnym i wpływowym. Dyrektor musiał zatem wymyślić taki sposób monitorowania jego działalności, by nie wzbudzić podejrzeń i nie podważyć jego autorytetu.

Fontaine zdecydował w końcu, że sam się tym zajmie. Kazał zainstalować urządzenia do śledzenia poczty elektronicznej, korespondencji służbowej i programu BrainStorm. Gdyby pojawiło się niebezpieczeństwo kryzysu psychicznego, dyrektor mógłby dostrzec jego zapowiedzi. Zamiast sygnałów o takim zagrożeniu, Fontaine odkrył przygotowania do najbardziej niewiarygodnej operacji wywiadowczej, o jakiej kiedykolwiek słyszał. Nic dziwnego, że Strathmore przesiadywał w pracy dniami i nocami; gdyby udało mu się zrealizować ten plan, klapa w sprawie Skipjacka straciłaby wszelkie znaczenie.

Dyrektor doszedł do wniosku, że ze Strathmore’em jest wszystko w porządku. Jego zastępca spełniał swoje obowiązki na sto dziesięć procent, był jak zawsze przebiegły, inteligentny i oddany ojczyźnie. Najlepsze, co mógł zatem zrobić Fontaine, to stać na uboczu i przyglądać się, jak komandor urzeczywistnia swój magiczny plan. Nie miał zamiaru mu przeszkadzać.

Загрузка...