Jabba przypominał ogromną kijankę. Podobnie jak postać z filmu, od której wywodziło się jego przezwisko, był okrągły i pozbawiony włosów. Jako anioł stróż systemów komputerowych NSA, Jabba chodził od wydziału do wydziału, usuwał awarie, lutował i nieustannie powtarzał swoje credo, że prewencja jest najlepszym lekarstwem. Za jego panowania żaden komputer NSA nie został zainfekowany wirusem i Jabba chciał, by tak było w dalszym ciągu.
Główna kwatera Jabby znajdowała się pod ziemią, w pobliżu supertajnego banku danych. To tutaj wirus mógłby wyrządzić największe szkody i tutaj Jabba spędzał najwięcej czasu. W tej chwili jednak siedział w kantynie; zrobił sobie przerwę, by wzmocnić się calzone z pepperoni. Miał właśnie wbić zęby w trzecią porcję, gdy zadzwonił jego telefon komórkowy.
– Tak – mruknął z pełnymi ustami.
– Jabba – usłyszał słodki głos. – Tu Midge.
– Królowa Danych! – powitał ją serdecznie. Miał do niej słabość. Była bystra, a poza tym była jedyną kobietą, która miała ochotę z nim flirtować. – Do diabła, jak się miewasz?
– Nie narzekam.
– Jesteś w pracy? – spytał, wycierając serwetką usta.
– Uhu.
– Masz ochotę zjeść ze mną calzone?
– Chciałabym, ale muszę uważać na biodra.
– Naprawdę? Mogę się przyłączyć?
– Masz kosmate myśli.
– Nawet nie wiesz…
– Cieszę się, że cię złapałam – przerwała mu Midge. – Potrzebuję twojej rady.
– Wal – odrzekł i wypił duży łyk dr. peppera.
– Być może to nic takiego – powiedziała Midge – ale moje dane na temat Krypto są dość dziwne. Mam nadzieję, że ty będziesz mógł to wyjaśnić.
– Co się dzieje? – spytał i znowu podniósł puszkę do ust.
– Z moich danych wynika, że TRANSLATOR pracuje nad tym samym plikiem od osiemnastu godzin i jeszcze go nie odczytał.
– Co takiego? – Jabba rozlał dr. peppera na pizzę calzone.
– Co o tym sadzisz?
– Skąd masz te dane? – odpowiedział pytaniem na pytanie, jednocześnie próbując osuszyć serwetką calzone.
– Zwykłe sprawozdanie. Standardowa analiza kosztów – wyjaśniła Midge i szybko zreferowała, co Brinkerhoff i ona odkryli.
– Zadzwoniłaś do Strathmore’a?
– Tak. Powiedział, że w Krypto wszystko jest w porządku, a TRANSLATOR pracuje normalnie. Twierdzi, że to nasze dane są błędne.
– O co ci zatem chodzi? – Jabba zmarszczył wypukłe czoło. – Masz jakiś błąd w sprawozdaniu. – Midge nie odpowiedziała i Jabba zorientował się, że ona jest innego zdania. – Uważasz, że sprawozdanie jest w porządku?
– Tak.
– Zatem według ciebie Strathmore kłamie?
– Tego nie powiedziałam – odrzekła dyplomatycznie. Wiedziała, że nie ma stuprocentowej pewności. – Po prostu w przeszłości moje dane były zawsze w porządku. Chciałam usłyszeć twoją opinię.
– Hm – westchnął Jabba – przykro mi, że akurat ja muszę ci to powiedzieć, ale to twoje dane są spieprzone.
– Tak uważasz?
– Mogę się założyć. – Jabba ugryzł wielki kęs rozmoczonej calzone i mówił z pełnymi ustami. – Dotychczas TRANSATOR nie zajmował się żadnym plikiem dłużej niż trzy godziny, i to biorąc pod uwagę również testy, diagnostykę i tak dalej. Tylko wirus mógłby spowodować, że pracowałby nad jednym plikiem przez osiemnaście godzin. Innej możliwości nie ma.
– Wirus?
– Tak, jakiś nieskończony cykl. Jakaś instrukcja, która spowodowała powstanie nieskończonej pętli. To zablokowałoby działanie komputera.
– Hm… – mruknęła Midge. – Strathmore jest w Krypto od trzydziestu sześciu godzin. Czy to możliwe, że walczy z wirusem?
– Strathmore siedzi w pracy od trzydziestu sześciu godzin? – zaśmiał się Jabba. – Biedaczysko. Pewnie żona nie wpuściła go do domu. Słyszałem, że ma z nią ciężkie życie.
Midge zastanowiła się. Ona również słyszała te plotki. A może rzeczywiście to tylko jej paranoja?
– Midge – westchnął Jabba i sięgnął po następną puszkę. – Gdyby ulubiona zabawka Strathmore’a złapała wirusa, z pewnością by do mnie zadzwonił. Strathmore nie jest głupi, ale gówno wie o wirusach. Jego życie zależy od TRANSLATORA. Na pierwszy sygnał, że jest jakiś kłopot, z pewnością nacisnąłby guzik alarmowy, a tutaj oznacza to telefon do mnie. – Jabba wciągnął ustami drugie pasmo mozzarelli. – A poza tym jest mało prawdopodobne, żeby TRANSLATOR został zainfekowany. Gauntlet to najlepszy zestaw filtrów, jaki kiedykolwiek napisałem. Nic nie przejdzie przez „ścieżkę zdrowia”.
Zapadło milczenie. Midge ciężko westchnęła.
– Masz jeszcze jakieś sugestie? – odezwała się po chwili.
– Twoje dane są spieprzone.
– Już to mówiłeś.
– Powtarzam.
– Nie słyszałeś o czymś dziwnym? – spytała, marszcząc brwi. – O czymkolwiek?
– Midge… słuchaj… – zaśmiał się Jabba. – Boli cię Skipjack. Strathmore to spieprzył, zgoda. Ale to już przeszłość, skończ z tym. – Midge milczała. Jabba zdał sobie sprawę, że posunął się za daleko. – Przepraszam, Midge. Wiem, że miałaś kłopoty z powodu tej historii. Strathmore popełnił błąd. Wiem co o nim myślisz.
– To nie ma nic wspólnego ze Skipjackiem – odrzekła zdecydowanym tonem.
Tak, na pewno, pomyślał Jabba.
– Słuchaj, Midge. Nie żywię żadnych szczególnych uczuć do Strathmore’a, ani pozytywnych, ani negatywnych. To kryptograf. Oni wszyscy to w zasadzie egoistyczne dupki. Zawsze potrzebują danych na wczoraj. Każdy plik może zbawić świat.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Chcę powiedzieć, że Strathmore jest wariatem, tak jak cała reszta – westchnął Jabba. – Wiem jednak również, że kocha TRANSLATOR bardziej niż swoją cholerną żonę. Gdyby był jakiś problem, na pewno by do mnie zadzwonił.
Midge dłuższą chwilę milczała.
– Twierdzisz zatem, że to moje dane są spieprzone? – westchnęła w końcu z niechęcią.
– Słyszę echo – zaśmiał się Jabba.
Midge również się roześmiała.
– Słuchaj, Midge. Wyślij mi zlecenie. Przyjdę w poniedziałek rano, sprawdzę twoją maszynę. Tymczasem spadaj stąd. Jest sobota wieczór. Znajdź sobie faceta lub coś w tym rodzaju.
– Staram się, Jabba – westchnęła ponownie. – Możesz mi wierzyć, że się staram.