Rozdział 77

Strathmore wyszedł z gabinetu na podest schodów, trzymając pistolet gotowy do strzału. Susan szła tuż za nim. Zastanawiała się, czy Hale jest jeszcze w Węźle nr 3.

Poblask z ekranu monitora sprawiał, że ich postacie rzucały niesamowite cienie na schody i podest ze stalowej kraty. Ciemności w Krypto rozpraszało tylko światło gwiazd i słaba poświata docierająca przez rozbitą ścianę Kojca.

Strathmore przesuwał się powoli naprzód, starając się wymacać stopami pierwszy stopień. Przełożył pistolet do lewej ręki, a prawą szukał poręczy. Uznał, że prawdopodobnie prawą ręką strzela równie kiepsko jak lewą, a prawej potrzebował, by się oprzeć. Upadek z tych schodów mógł się skończyć kalectwem, a jego plany na życie na emeryturze nie obejmowały zakupu fotela na kółkach.

W panujących ciemnościach Susan nie mogła niczego dostrzec. Schodziła, trzymając rękę na ramieniu Strathmore’a. Nawet z odległości pół metra nie widziała jego sylwetki. Zatrzymywała się na każdym stopniu i przesuwała nogę do przodu, starając się wyczuć krawędź.

Zaczęła się obawiać, że wizyta w Węźle to mimo wszystko zbyt ryzykowny krok. Komandor twierdził, że Hale nie odważy się ich zaatakować, ale Susan nie była tego pewna. Hale był zdesperowany. Wiedział, że albo ucieknie z Krypto, albo trafi do więzienia.

Wewnętrzny głos podpowiadał jej, że powinni poczekać na telefon od Davida i skorzystać z klucza Tankada, ale rzeczywiście nie mieli żadnych gwarancji, że David znajdzie pierścień. Zastanawiała się, co mogło zająć mu tak wiele czasu. Zachowała swoje myśli dla siebie i szła dalej za komandorem.

Strathmore schodził cicho. Nie chciał, by Hale ich usłyszał Gdy byli niemal na samym dole, komandor zwolnił i delikatnie starał się wymacać ostatni stopień. Mimo to po chwili rozległ się stuk obcasa na twardej posadzce. Susan wyczuła, jak komandor zesztywniał. Znaleźli się w niebezpiecznej strefie. Hale mógł być wszędzie.

Ich cel, Węzeł nr 3, znajdował się po drugiej stronie TRANSLATORA. Susan modliła się, by się okazało, że Hale leży tam na podłodze i wije się z bólu jak zbity pies. Nie zasługiwał na nic lepszego.

Strathmore puścił poręcz i ponownie przełożył pistolet do prawej ręki. Bez słowa ruszył naprzód przez ciemną salę. Susan trzymała się jego ramienia. Gdyby straciła z nim kontakt, musiałaby się odezwać i przerwać ciszę. Hale mógłby ich usłyszeć. Kiedy oddalali się od schodów, Susan przypomniała sobie, jak w dzieciństwie bawiła się w podchody. Opuściła kryjówkę i znalazła się na otwartej przestrzeni. W obliczu zagrożenia.

TRANSLATOR był niczym wyspa w otaczającym ich czarnym morzu. Co kilka kroków Strathmore przystawał i nasłuchiwał, trzymając pistolet gotowy do strzału. Słychać było tylko cichy szmer dochodzący z podziemi. Susan najchętniej wróciłaby do bezpiecznego gabinetu. Wydawało jej się, że widzi w ciemnościach niezliczone twarze.

Gdy pokonali połowę drogi dzielącej ich od TRANSLATORA, ciszę panującą w Krypto przerwał ostry dzwonek. Susan miała wrażenie, że źródło dźwięku znajduje się gdzieś nad nimi. Strathmore gwałtownie się odwrócił i straciła z nim kontakt. Przerażona machała w powietrzu rękami, starając się go znaleźć, ale miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowało się jego ramię, teraz było puste. Susan powoli posuwała się do przodu.

Dzwonek wciąż piszczał. To było gdzieś blisko. Odwróciła się. Usłyszała szelest materiału i brzęczenie nagle ucichło. Zamarła. Chwilę później, jak w najgorszych koszmarach z dzieciństwa, zobaczyła zjawę. Tuż przed nią pojawiła się jakaś zielonkawa twarz. Twarz demona. Zdeformowane rysy rzucały długie głębokie cienie. Susan odskoczyła do tyłu. Chciała uciec, ale widmo chwyciło ją za rękę.

– Nie ruszaj się! – rozległ się głos.

Miała wrażenie, że te świecące oczy należą do Hale’a, ale głos nie pasował do niego. Również chwyt wydawał się zbyt delikatny. To był Strathmore. Jego twarz oświetlał jakiś przedmiot, który wyciągnął z kieszeni. Susan odetchnęła z ulgą i cała się odprężyła. Poczuła, że znowu oddycha. Przedmiot, który trzymał Strathmore, miał zielony wyświetlacz LED.

– Niech to szlag – cicho zaklął komandor. Patrzył z obrzydzeniem na trzymany w dłoni SkyPager. Zapomniał wyłączyć dzwonek. Jak na ironię, sam poszedł do sklepu elektronicznego, by kupić pager, i zapłacił gotówką, żeby zachować anonimowość. Nikt nie wiedział lepiej od niego, jak ściśle NSA rejestruje działanie firmowych pagerów, a cyfrowe wiadomości, które chciał wymieniać za pomocą tego urządzenia, musiały pozostać tajemnicą.

Susan niespokojnie rozejrzała się dookoła. Jeśli Hale dotychczas nie usłyszał, że się zbliżają, to teraz nie mógł mieć wątpliwości.

Strathmore nacisnął kilka guzików i odebrał wiadomość. Cicho jęknął. To była zła wiadomość z Hiszpanii – nie od Davida Beckera, ale od innego człowieka, którego posłał do Sewilli.


Pięć tysięcy kilometrów od Waszyngtonu, w Sewilli, furgonetka z urządzeniami śledzącymi gnała ciemnymi ulicami miasta. To zadanie zostało zlecone przez NSA i było opatrzone najwyższą klauzulą tajności „Umbra”. Dwaj agenci z bazy wojskowej w Rota byli cali spięci. W przeszłości już wielokrotnie wykonywali zadania zlecone przez Fort Meade, ale nigdy jeszcze nie otrzymali rozkazów z tak wysokiego poziomu.

– Jakieś ślady po naszym kliencie? – odezwał się agent siedzący przy kierownicy.

Jego partner ani na chwilę nie spuszczał oczu z ekranu, na którym widział obraz rejestrowany przez szerokokątną kamerę umieszczoną na dachu.

– Nie. Jedź dalej.

Загрузка...