Rozdział 27

Cienie w głównej sali Krypto stopniowo się wydłużały i słabły. Automatycznie sterowane oświetlenie świeciło coraz mocniej. Susan wciąż siedziała przy terminalu, oczekując na wiadomość po wysłaniu TRACERA. Trwało to dłużej, niż się spodziewała.

Jej myśli błądziły – tęskniła za Davidem i pragnęła, by Greg Hale poszedł sobie do domu. Wprawdzie Hale nie ustąpił, ale na szczęście siedział w milczeniu przy swoim terminalu, zajęty jakąś robotą. Susan nie obchodziło, co robił, byle tylko nie włączył monitora pracy komputera. Z pewnością dotychczas tego nie uczynił – gdyby zobaczył, że komputer pracuje nad jednym zadaniem od szesnastu godzin, zareagowałby okrzykiem niedowierzania.

Susan piła już trzecią filiżankę herbaty, gdy wreszcie nastąpiło to, na co czekała – rozległ się pojedynczy dzwonek jej terminalu. Poczuła przyśpieszające tętno. Na ekranie ukazała się pulsująca ikona w kształcie koperty – sygnał, że dostała wiadomość elektroniczną. Zerknęła na Grega. Najwyraźniej był zajęty swoją pracą. Wstrzymała oddech i dwukrotnie kliknęła na kopertę.

– North Dakota – szepnęła do siebie. – Zobaczymy, kim jesteś.

Gdy otworzyła wiadomość, ujrzała pojedynczą linijkę. Przeczytała ją. Po sekundzie przeczytała ponownie.


KOLACJA U ALFREDO? O ÓSMEJ?


Usłyszała, jak po drugiej stronie pokoju Hale stłumił chichot. Spojrzała na nagłówek listu.


FROM: GHALE@crypto.nsa.gov


Poczuła gniew, ale zdołała się opanować. Skasowała wiadomość.

– Bardzo jesteś dojrzały, Greg.

– Robią wspaniałe carpaccio – uśmiechnął się w odpowiedzi. – Pójdziesz? Potem moglibyśmy…

– Wybij to sobie z głowy.

– Snobka. – Hale westchnął i odwrócił się do terminalu. To była już niewiadomo która próba. Błyskotliwa specjalistka od szyfrów była dla niego źródłem nieustającej frustracji. Hale często fantazjował o seksie z Susan – pragnął przycisnąć ją do zakrzywionej obudowy TRANSLATORA i wziąć tu, w Krypto, opierając o ciepłe, czarne płytki. Susan nie chciała mieć z nim nic do czynienia. Z punktu widzenia Grega jeszcze gorsze było to, że zakochała się w jakimś uniwersyteckim belfrze, który harował godzinami za grosze. Co za szkoda, że Susan chciała dopuścić do rozcieńczenia swoich znakomitych genów, płodząc dzieci z jakimś jajogłowym – zwłaszcza że mogła mieć jego. Mielibyśmy idealne dzieci, pomyślał.

– Co robisz? – spytał, zmieniając podejście.

Susan nie odpowiedziała.

– Co z ciebie za członek zespołu. Na pewno nie mogę zobaczyć? – Hale wstał i zaczął iść w stronę jej terminalu.

Susan wyczuwała, że jego ciekawość może być źródłem problemów, i szybko podjęła decyzję.

– To diagnostyka – wyjaśniła, naśladując komandora.

– Diagnostyka? – spytał Hale sceptycznym tonem. Zatrzymał się na chwilę. – Siedzisz tu w sobotni wieczór i zajmujesz się diagnostyką, zamiast bawić się ze swoim psorem?

– Ma na imię David.

– Wszystko jedno.

– Nie masz nic lepszego do roboty? – Zmierzyła go gniewnym spojrzeniem.

– Starasz się mnie pozbyć? – Hale spytał z pretensją w głosie.

– Tak.

– Boże, Sue, uraziłaś mnie.

Susan Fletcher zmrużyła oczy. Nie cierpiała, gdy ktoś nazywał ją Sue. Nie miała nic przeciw temu zdrobnieniu, ale Hale był jedyną osobą, która go używała.

– Może ci pomogę? – zaproponował i ponownie ruszył w jej stronę. – Doskonale znam się na diagnostyce. Poza tym umieram z ciekawości, jakie testy mogły skłonić wielką Susan Fletcher do przyjścia do pracy w sobotę.

Susan poczuła przypływ adrenaliny. Spojrzała na ekran. Hale nie mógł zobaczyć TRACERA – miałby zbyt wiele pytań.

– Już sobie poradziłam, Greg – odparła.

Hale się nie zatrzymał. Był coraz bliżej. Susan wiedziała, że musi szybko działać. Dzieliły ich zaledwie trzy metry, gdy szybko wstała i zastąpiła mu drogę. Zapach wody kolońskiej niemal pozbawił ją tchu.

– Powiedziałam „nie” – rzekła, patrząc mu w oczy.

Przechylił głowę na bok, zaintrygowany jej dziwną tajemniczością. Zrobił jeszcze krok. Nie był przygotowany na to, co nastąpiło.

Susan z zimną krwią uniosła rękę i wbiła wskazujący palec w jego twardą jak żelazo klatkę piersiową.

Hale zatrzymał się, a potem cofnął o krok. Był zaszokowany. Najwyraźniej Susan Fletcher mówiła poważnie; nigdy, ale to nigdy przedtem go nie dotknęła. Inaczej wyobrażał sobie ich pierwszy kontakt, lecz to przynajmniej był początek. Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę, po czym wrócił na swoje miejsce. Usiadł przed monitorem. Co do jednego nie miał wątpliwości: piękna Susan Fletcher zajmowała się czymś ważnym i w żadnym wypadku nie była to diagnostyka.

Загрузка...